Jerzy Flaga

JERZY FLAGA: Moje wspomnienia obejmują dwa lata akademickie 1959/1960 i 1960/1961 bowiem w tym czasie pełniłem funkcję przewodniczącego Koła. Kuratorem Koła w tym czasie był doc. Jerzy Kłoczowski. Gdy chodziłem do Niego na rozmowy w sprawach Koła, zwracał się on do mnie na powitanie słowem le president. (Należy tutaj dodać, że Sekcja Historii nie posiadała w tym czasie telefonu ani w pokojach, ani w salach, jakie zajmowała, i wszystkie sprawy trzeba było omawiać w bezpośredniej rozmowie bądź to na Uczelni, bądź w mieszkaniu prywatnym Państwa Kłoczowskich przy ul. Chopina 29, obok Biblioteki Głównej KUL). Jak sądzę, czynił to na fali świeżo nawiązanych wtedy kontaktów naukowych naszej Sekcji z historykami francuskimi; w tym czasie bowiem miały miejsce pierwsze wizyty tychże historyków na KUL, m.in. znanego historyka Kościoła Gabriela Le Bras (jako student trzeciego roku studiów nie byłem wówczas świadom wagi i znaczenia tych kontaktów - to przyszło później, już po ukończeniu studiów). Stosowana przez doc. J. Kłoczowskiego tytulatura z jednej strony wprawiała mnie w stan zażenowa¬nia i onieśmielenia, z drugiej jednak uświadamiała ważność pełnionej funkcji i mobilizowała do pełniejszego angażowania się w prace i działalność Koła.
Podobnie jak w latach poprzednich, również w tym czasie Koło uczestni¬czyło w życiu studenckim na Uniwersytecie, a zwłaszcza na Sekcji Historii, która obok Sekcji Filologii Polskiej, była jedną z liczniejszych. Trzeba pamię¬tać, że w tym czasie liczba studentów była limitowana, uzależniona od miejsc przyznanych przez Ministerstwo. Koło nasze miało wyjątkowe szczęście, gdyż do jego zarządu weszły osoby, które posiadały nie tylko duży zmysł organizacyjny, ale przede wszystkim miały wielki zapał do pracy społecznej. Dzia¬łalność swoją Koło przejawiało w wieloraki sposób i na bardzo wielu płasz¬czyznach. Uzależnione to było od aktualnego zapotrzebowania ze strony Uniwersytetu i młodzieży, a także od możliwości organizacyjnych, finanso¬wych i w dużym stopniu - lokalowych. Koło miało wprawdzie swój lokal, ale był on kilkakrotnie zmieniany, co nie ułatwiało działalności. Naj-bardziej ucierpiała na tym biblioteczka, którą Koło posiadało, zorganizowana jeszcze w poprzednim okresie. Każda przeprowadzka potężnej i ciężkiej szafy z książkami stanowiła dodatkowy balast w pracy Koła.
W ogólnym ujęciu w działalności Koła można wyróżnić dwa nurty. Na pierwszy składały się różnego rodzaju akcje i przedsięwzięcia o charakterze czysto naukowym, drugi natomiast stanowiła szeroko pojmowana działalność kulturalna i kulturalno-rozrywkowa. Podstawowymi przejawami działalności naukowej były wykłady, odczyty i prelekcje, wygłaszane na interesujące aktualnie tematy związane z problematyką historyczną. Prelegentami i autora¬mi wykładów i referatów bywali pracownicy naukowi z KUL-u lub z innych ośrodków naukowych krajowych, a nawet zagranicznych. Niekiedy przy¬padkach dochodziło do zabawnych sytuacji. Tak było w przypadku zapro¬szonego z wykładem prof. Władysława Czaplińskiego z Uniwersytetu Wroc¬ławskiego, wybitnego znawcy historii okresu staropolskiego. Na życzenie uczestników spotkania prof. Czapliński rozpoczął swoje wystąpienie od włas¬nych wspomnień i doświadczeń naukowych. Gawęda Profesora przeciągnęła się tak bardzo, że nie było już czasu na zaplanowany wykład. Organizowane spotkania nie miały jakiegoś stałego rytmu i harmonogramu, stąd ich częstot¬liwość była bardzo różna.
Inną formę działalności naukowej stanowiło organizowanie zebrań otwar¬tych. Poświęcone były one zwykle rocznicom lub ważniejszym wydarzeniom współczesnym. Na przykład 25 X 1960 r. uczczono wieczornicą pamięć histo¬ryka prof. Stanisława Kościałkowskiego, autora znanej Historyki, zdawanej na I roku studiów w ramach Wstępu do historii. Dnia 28 XI tegoż roku odbył się wieczór poświęcony 130 rocznicy powstania listopadowego.
Kontynuując tradycję z lat poprzednich członkowie Koła brali udział także w ogólnopolskich zjazdach i seminariach historycznych, organizowanych przez koła naukowe. Na uwagę zasługuje tu uczestnictwo przedstawicieli Koła w Seminarium Studenckich Kół Naukowych Historyków we Wrocławiu w dniach 4-5 maja 1960 r., które przyniosło mu pierwszy sukces. Na 9 wy¬głoszonych tam referatów, 4 opracowali członkowie Koła, zdobywając III nagrodę i jedno wyróżnienie. Kierownikiem i opiekunem naszej (również uczestniczyłem) czteroosobowej, wyłącznie męskiej grupy „wrocławskiej" był mgr Zdzisław Szpakowski, który prowadził ćwiczenia z doktryn ekonomicz¬nych. Nie muszę dodawać, że nasz udany występ wywołał uznanie wśród wszystkich studentów historii, a szczególnie trzeciego roku, z którego wywodził się Zarząd Koła. Innym następstwem wyjazdu i udziału w semina¬rium było kontynuowanie do końca studiów i poza nie, dalszej więzi z byłym kierownikiem i opiekunem. Trzeba bowiem wiedzieć, że mgr Z. Szpakowski jako wykładowca był bardzo wymagający i przestrzegał skrupulatnie punktu¬alności (jeśli ktoś spóźnił się na zajęcia chociażby 5 min, nie miał już prawa wejść do sali). Na podobne seminarium zorganizowane w tym samym roku w grudniu w Łodzi udała się 4-osobowa delegacja. Wygłoszono tam 1 referat i przywieziono do Lublina dwie nagrody za udział w dyskusji. Również rok 1961 obfitował w podobne wystąpienia naukowe przedstawicieli Koła. Naj¬pierw wzięli oni udział w seminarium o II Rzeczypospolitej, zorganizowanym w dniach od 7 do 9 kwietnia przez Uniwersytet Warszawski, gdzie wygłoszo¬no 1 referat, następnie w tym samym miesiącu w zjeździe poświęconym Ziemi Pomorskiej, a po wakacjach w Ogólnopolskim Seminarium Kół Histo¬ryków w Krakowie.
Wyjazdy na seminaria Kół Naukowych do innych ośrodków oprócz ko¬rzyści naukowych miały niekiedy również doniosłe następstwa życiowe. Otóż, gdy dwie nasze koleżanki: Z.H. i Z.W. pojechały na takie seminarium do Torunia, poznały tam i nawiązały bliższy kontakt z dwoma studentami z tego ośrodka, którzy później zostali ich mężami. Należy dodać, iż syn jednej z tych koleżanek poszedł w ślady swojej mamy i podjął również studia his¬toryczne na KUL. Co więcej, po skończeniu studiów został zatrudniony jako pracownik dydaktyczno-naukowy w Instytucie Historii (tutaj trzeba wyjaśnić, że w ostatnim czasie Sekcja Historii po tzw. akredytacji zmieniła nazwę na Instytut Historii), gdzie następnie uzyskał on stopień doktora i nadal pracuje.
Poza działalnością ściśle naukową Koło nasze rozwijało, jak już nadmieni¬łem, także działalność kulturalną i rozrywkową. Bardzo widocznym przeja¬wem tej działalności były wycieczki. Działalność ta nosiła charakter uniwersalny, tzn. mogli w nich uczestniczyć nie tylko członkowie Koła, ale także wszyscy chętni studenci. W tej chwili nie potrafię przywołać wszystkich wycieczek, jakie Koło zorganizowało w okresie wspomnianych dwóch lat. Na pewno miała miejsce wycieczka w Góry Świętokrzyskie, połączona ze zwiedzaniem dawnego opactwa benedyktynów na Świętym Krzyżu, zajmowanego obecnie przez Zgromadzenie Księży Oblatów NMP. Zorganizowano również wyjazd do Teatru Wielkiego w Warszawie na operę M. P. Musor-gskiego pt. Borys Godunow. Wyjazd odbył się autokarem uniwersyteckim, który prowadził znany wszystkim studentom pan Bonifacy, zwany powszech¬nie Bonio. Po powrocie uczestnicy wycieczki byli zobowiązani opodatkować się dobrowolnie na rzecz kierowcy. Wiezienie wycieczki przez Bonia było pewnego rodzaju wyróżnieniem, gdyż był to osobisty kierowca ówczesnego Rektora Uniwersytetu, ks. prof. Mariana Rechowicza. Ks. Rektor Rechowicz był nam studentom historii dobrze znany, gdyż był profesorem historii Koś-cioła na Wydziale Teologii i często przychodził na spotkania naukowe, organizowane przez pracowników Sekcji Historii (jak mówiono, czego osobiście nie miałem sposobności doświadczyć, w poprzednich latach prowadził On wykłady także na Sekcji Historii).
Swoisty rodzaj działalności kulturalno-rozrywkowej stanowiły imprezy związane z życiem Uczelni. Zakres i formy tych imprez były zharmonizowane z rytmem i kalendarium funkcjonowania Uniwersytetu. Stałą imprezą o cha¬rakterze czysto rozrywkowym, którą organizowały wszystkie koła, były tzw. otrzęsiny. Polegały one na poddawaniu studentów pierwszego roku różnym próbom, celem wkupienia się przez nich do zespołu braci studenckiej. Drugą regularną imprezą kulturalno-rozrywkową pozostającą w gestii kół naukowych były spotkania opłatkowe organizowane przed świętami Bożego Narodzenia. Wypływały one z charakteru i ducha Uniwersytetu, który swoją rolę i misję służenia Bogu i Ojczyźnie pragnął przepoić duchem wzajemnego zrozumienia i miłości. Spotkania sekcyjne, organizowane właśnie przez koła naukowe, odbywały się po ogólnej uroczystości uniwersyteckiej. Stanowiły one dobrą okazję do wzajemnego zapoznania się młodzieży studenckiej, zwła¬szcza tej z pierwszych lat studiów, oraz zbliżenia się jej do grona profesor-skiego i innych pracowników naukowych i administracyjnych. Rozdawane były wówczas paczki ze słodyczami ufundowane przez władze Uczelni. Myś¬lę, że właśnie spotkania opłatkowe wytwarzały atmosferę wzajemnej więzi i życzliwości pomiędzy kadrą nauczającą i młodzieżą, którą zawsze zauważali i podkreślali studenci z innych ośrodków przyjeżdżający na konferencje nau¬kowe organizowane na KUL. Spotkania opłatkowe były, można tak powie¬dzieć, dwuczęściowe. Pierwszą wypełniało składanie sobie życzeń świątecz¬nych, śpiewanie kolęd i rozdawanie paczek, na drugą składały się występy artystyczne. Obowiązkowo na spotkaniu opłatkowym musiał być św. Mikołaj. Niekiedy wymagało to pokonania różnych trudności: najpierw trzeba było znaleźć chętną osobę do podjęcia się roli św. Mikołaja, następnie skompleto¬wać dla niej odpowiedni strój. Pamiętam, że jednego roku przyszedł nam z pomocą ksiądz doktor pracujący w istniejącym przy Sekcji Historii Instytucie Geografii Historycznej Kościoła w Polsce KUL, który wypożyczył owe paramenty liturgiczne z kościoła, gdzie pracował jako wikariusz. Przynie¬siony przez niego nieużywany pastorał biskupi trzymaliśmy w pokoju profe¬sorskim za piecem. Był to oczywiście piec kaflowy, gdyż gmach Uniwersyte¬tu nie posiadał wówczas centralnego ogrzewania. Zarówno sale wykładowe, jak i obszerne korytarze były ogrzewane węglem; podobnie było w akademi¬kach. Przy czym trzeba było bardzo uważać, aby nie zostawić na widocznym miejscu w sali lub pokoju skryptów i notatek, a tym bardziej wypożyczonych archiwaliów, gdyż palacze mogli je zniszczyć przy podpaleniu w piecu. Pe¬wien problem sprawiało odniesienie później owego pastorału do kościoła, nie było bowiem chętnej osoby, która paradowałaby z nim przez miasto.
Odnośnie do świąt Bożego Narodzenia należy wspomnieć jeszcze o jednej inicjatywie Koła. Mianowicie poczuwaliśmy się do obowiązku wysyłania życzeń świątecznych. Wysyłaliśmy je również do Prymasa Stefana Wyszyń¬skiego, jak wiadomo, pełniącego funkcję Wielkiego Kanclerza KUL. Muszę powiedzieć, że byliśmy bardzo dumni gdy my, nisko stojące w hierarchii Uczelni Koło naukowe, otrzymaliśmy z Sekretariatu Prymasa podziękowanie za nasze życzenia z błogosławieństwem Prymasa dla naszych prac.
Bale andrzejkowe, sylwestrowe i karnawałowe oraz mecze piłki nożnej pomiędzy poszczególnymi kołami stanowiły kolejne formy działalności roz¬rywkowej, jaką podejmowały koła naukowe studentów, w tym także Koło Naukowe Historyków. Jeśli chodzi o bale, to ważną rolę pełnił tu śp. prof. Zygmunt Sułowski. Był on wprost niezastąpionym wodzirejem na tych balach, bodajże żaden polonez nie odbył się bez Jego uczestnictwa. Wysoka kultura osobista Profesora oraz Jego swoisty dowcip sprawiały, że bale nabierały cech dobrej zabawy, która przyciągała młodzież i dawała jej możliwość skorzystania z relaksu potrzebnego po trudach nauki i stresach związanych z egzaminami.
Mówiąc o aktywności Koła Naukowego Historyków Studentów KUL trze¬ba pamiętać, że nie wszyscy studenci Sekcji Historii należeli do niego auto¬matycznie. Kto chciał należeć do Koła składał odpowiednią deklarację i o-rzymywał legitymację członkowską. Legitymacja ta nie dawała żadnych .prawnień, oznaczała jedynie formalny związek z Kołem. Młodzież bowiem niała możliwość angażowania się w innych agendach młodzieżowych, takich jak PTTK, Związek Młodzieży Polskiej (ZMP), sekcjach sportowych czy też w działalność związaną z Duszpasterstwem Akademickim. Liczba członków Koła i w ogóle studentów KUL była dosyć płynna. Ponieważ w owych cza¬sach absolwenci KUL mieli duże trudności w znalezieniu pracy, niekiedy wręcz im to uniemożliwiano, przeto wielu przenosiło się, najczęściej po III roku studiów, na inne uniwersytety państwowe, aby mieć dyplom tych Uczel¬ni. Pomijam tu problem zmieniania uczelni na ostatnich latach studiów przez studentów, którzy byli na usługach Urzędu Bezpieczeństwa, czyli byli tzw. konfidentami. Myślę, że o takim problemie należy przy okazji także nadmie¬nić; jest to bowiem znamię tamtych bardzo przykrych lat, których ból studen¬ci KUL odczuli w szczególny sposób.
Patrząc dzisiaj, po 44 latach od tamtych dni, z perspektywy pracownika naukowego KUL uważam, iż Koło nasze wykorzystało dobrze młodzieńczy zapał jego członków i nie tylko członków i zapisało się dobrą kartą w dzie¬jach życia akademickiego, a tym samym w historii Uczelni.
Tak w wielkim skrócie przedstawiają się, zapamiętane przeze mnie do tej pory, przejawy działalności naszego Koła. Postąpiłem tak zgodnie z tytułem tego tekstu. Nie stanowi on bowiem kroniki ani diariusza działalności Koła, zawiera wyłącznie wspomnienia, które często są selektywne, a także subiek¬tywne. Może zabrzmi to nieco szumnie, ale jest to pisane z myślą o utrwale¬niu skromnego wycinka z życia studentów historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.


WSPÓŁPRACA

ikona
ikona
ikona
ikona
ikona