Wspomnienie - PU 3 (143)

Ryszard Kasperowicz

 

W dniu 24 V 2013 r., po długiej i ciężkiej chorobie, otoczona opieką ukochanego, oddanego rodzeństwa, odeszła od nas prof. dr hab. Elżbieta Wolicka-Wolszleger. Wywołane chorobą cierpienie znosiła z niezwykłym męstwem – w jej drobnej, kruchej postaci kryła się stanowczość i siła woli, której dorównywała ostrość oraz sprawiedliwość osądu. W swoim życiu kierowała się stałym, niezmiennym kodeksem moralnym. Wymagała od siebie bardzo wiele, niecodzienną systematyczność i pracowitość łączyła harmonijnie z bezbłędną świadomością hierarchii spraw i rzeczy świata tego. Umiała ją wpoić swoim uczniom – obdarzała zaufaniem i naukową opieką osoby, które bez wyjątku niemal wybrała trafnie – z całą pewnością pod względem naukowym Jej uczniowie nie zawiedli. Prof. dr hab. Elżbieta Wolicka-Wolszleger cieszyła się ich sukcesami bardziej niż swoimi największymi nawet dokonaniami. Zachowując klarowność widzenia i krytyczny dystans, zawsze była wyrozumiała i życzliwa. Jak mało kto rozumiała aspiracje młodzieży, świetnie zdawała sobie sprawę z tego, jakie jest posłannictwo edukacji akademickiej, w jaki sposób ideały humanistycznego wychowania należy osadzać w praktyce dydaktycznej.
Była wybitnym dydaktykiem – wymagającym i oddanym. Właściwie całą karierę akademicką związała z Lublinem i KUL. Przyszła na świat w Warszawie, miała w pamięci obrazy miasta niszczonego z premedytacją przez Niemców po upadku powstania. Wraz z rodzicami osiadła w Gdańsku. Tam ukończyła PWSSP, dyplom przygotowała pod kierunkiem prof. Krystyny Łady-Studnickiej. Wielokrotnie wystawiała swoje prace. Zarówno w obrazach abstrakcyjnych, bliskich nurtowi malarstwa materii, jak i w swoich pracach przedstawieniowych przejawiała własny, niepodważalny w swojej oryginalności styl. Jej obrazy cechowała skupiona w jednym kluczowym punkcie, skoncentrowana energia wyrazu. Był w nich pewien rodzaj kontrolowanej wyobraźni i wrażliwości, który za angielskim krytykiem można określić mianem „wyobraźni penetrującej”. Siłę i intensywność działania jej imaginacji bez trudu dostrzec można w bogatej twórczości naukowej.
Profesor dr hab. Elżbieta Wolicka-Wolszleger najpierw, przez kilkanaście lat, prowadziła zajęcia na Wydziale Filozofii, od 1981 r. pozostawała związana z sekcją, potem Instytutem Historii Sztuki KUL. Współpracowała ze śp. prof. Jackiem Woźniakowskim, objęła po nim kierownictwo Katedry Teorii Sztuki i Historii Doktryn Artystycznych.
Bez cienia przesady można powiedzieć, że była jedną z najlepszych znawczyń estetyki i teorii sztuki. Jej praca magisterska, poświęcona filozoficznym aspektom teorii sztuki Witkacego, na wiele lat wyznaczyła kierunek badań nad tą problematyką. Nieprzeciętnie uzdolniona językowo, wybitna tłumaczka, posiadała ogromne wyczucie natury języka jako środka komunikacji i ekspresji – jej umiłowanie i znawstwo poezji, zwłaszcza T.S. Eliota i Geralda Manleya Hopkinsa, dopełniała głęboka wiedza z semiotyki (w rozprawie doktorskiej omówiła teorię znaku Jana od św. Tomasza). Zawsze chętnie wracała do zagadnień filozofii języka, wnikliwie analizując poprzez jej pryzmat problemy antropologii czy filozofii kultury. Rozumiejąc język szeroko, nie tylko jako system werbalnej komunikacji, pozostawiła klasyczne już dziś rozprawy poświęcone pojęciu imago u św. Tomasza i św. Bonawentury, pojęciu prawdy u Jana od św. Tomasza czy wreszcie piękne w swoim intelektualnym kształcie interpretacje mitu i języka symbolicznego w dialogach Platona. Mimetyka i mitologia Platona jest książką wybitną.
Znając wyśmienicie klasyczną metafizykę, żywo zajmowała się różnymi nurtami filozofii nowoczesnej i poszukiwała swoistego modus vivendi. Ponieważ najzupełniej był jej obcy wszelki dogmatyzm w myśleniu, nie wahała się szukać punktów syntezy pomiędzy „filozofią wieczystą” a teologicznymi źródłami myśli Heideggera czy projektem homo narrator Ricoeura. Była wyśmienitą znawczynią hermeneutyki, jej wykłady poświęcone estetyce Gadamera na tle całej tradycji estetyki niemieckiej po Kancie i Schillerze będę wspominał jako wielką przygodę, nie boję się tak tego nazwać, duchową. Książka omawiająca filozofię kultury Kanta była kolejnym przykładem jej dążenia do interpretacji tego, co nowoczesne, w świetle tradycji klasycznej i jak zawsze popisem umiejętności przejrzystego wykładu bardzo trudnej nierzadko problematyki.
Wychowana w patriotycznej rodzinie, była zawsze prawdziwą patriotką, w pełni świadomą wielokulturowego dziedzictwa dawnej Rzeczypospolitej. Najzupełniej pozbawiona wszelkich resentymentów, swój patriotyzm traktowała trzeźwo, w duchu pracy organicznej, przede wszystkim jako obowiązek pomocy i dzielenia się swoimi przymiotami intelektualnymi. Jedną z jej ulubionych maksym były słowa inskrypcji z pewnego prowincjonalnego kościółka: „De Tuis Donis Tibi Offerimus”. Czynnie działała w „Solidarności” w latach 1980-1981, potem inicjowała i organizowała niezmordowanie pomoc dla rodzin osób represjonowanych. Bez względu na nawał prac, nigdy nie uchylała się od obowiązków recenzenta. Prowadziła wykłady z filozofii kultury dla dominikanów w Krakowie, przez lata była redaktorem „Znaku”, współpracowała bardzo blisko z „Tygodnikiem Powszechnym” i „W Drodze”.
Pozostawiła po sobie wielką spuściznę intelektualną; dla przyjaciół była Agatą, Agatką, co dziś dopiero pozwala odkryć symboliczny sens tego imienia – była Osobą w najczystszym tego słowa znaczeniu dobrą i dobro czyniącą. Nam, jej uczniom, nie wolno tego przesłania zapomnieć. Jej malarska wrażliwość i intelektualna przenikliwość oraz dyscyplina pozostaną dla nas niedoścignionym wzorem. Jak bowiem sama mawiała: „Obrazy są korzeniami myśli”.