(www.serafitki.pl/bss.php?m=38s=zyciorys)

 

 

 

Siostra Sancja Szymkowiak przyszła na świat 10 lipca 1910 roku we wsi Możdżanów k. Ostrowa Wielkopolskiego jako najmłodsza i jedyna dziewczynka z pięciorga dzieci Augustyna i Marianny. W trzy tygodnie po urodzeniu została ochrzczona i otrzymała dwa imiona: Janina Ludwika.

Jej rodzice, ludzie rzetelni, pracowici, głęboko religijni, troszczyli się by wychować swoje dzieci w duchu autentycznych wartości chrześcijańskich. Modlitwą zaczynali i kończyli każdy dzień i każdy posiłek, często chodzili do kościoła i przystępowali do sakramentów św., a żywy kontakt z Bogiem pomagał im weryfikować swoje codzienne postępowanie w świetle wiary. Wychowanie religijne w rodzinie Szymkowiaków szło w parze z wychowaniem patriotycznym, mieszkali bowiem na terenach zaboru pruskiego, gdzie niemiecka polityka zaborcza była nastawiona na walkę z polskością i katolicyzmem.

Z domu rodzinnego wyniosła więc silną wiarę, gorącą miłość Serca Jezusowego, mocne zasady moralne oraz zamiłowanie do pracy sumiennej, systematycznej i poważnego traktowania swoich obowiązków.

Żywe i radosne dziecko, jakim była Janina, wnosiło w dom beztroski uśmiech i radosne szczęście. Rodzice otaczali ją szczególną miłością, a ojciec nazywał swoją "królewną". Wychowana w bezpośrednim kontakcie z przyrodą, w kręgu najbliższych osób, z dala od ludzkiego gwaru, lubiła samotność.
Była grzecznym i uległym dzieckiem wobec rodziców i serdeczną wobec braci. Po trzech latach nauki w niemieckiej szkole elementarnej w pobliskiej Szklarce, w 1919 roku rozpoczęła naukę w Żeńskim Liceum i Gimnazjum Humanistycznym w Ostrowie Wielkopolskim. Jako 9-letnie dziecko musiała więc rozstać się z rodzicami i zamieszkać na stancji. Jak to czyniła w domu rodzinnym tak i w nowym środowisku: codziennie modliła się w skupieniu i często chodziła do kościoła. Chociaż była bardzo naturalna i wesoła dawało się zauważyć, że żyła innym światem, którego nie odkrywała przed otoczeniem. Kochała Pana Boga nade wszystko i On był jedynym celem jej dążeń. W 1921 roku rodzice Janiny zakupili dom w Ostrowie Wielkopolskim i dzięki temu znalazła się znowu razem z rodzicami i braćmi.

W szkole była pilną i ambitną uczennicą, wyróżniała się wzorowym zachowaniem, niezwykłą skromnością i wielką uczciwością. Była wypróbowaną koleżanką, gotową nieść pomoc w każdej chwili.

Nigdy nie dała nikomu odczuć, że pochodzi z rodziny dobrze sytuowanej, ale swoją prostotą i bezpośredniością oraz poczuciem humoru pociągała do siebie koleżanki. Delikatna miłość wobec bliźnich i wrażliwość na ich potrzeby była usposobieniem jej duszy, dlatego miała uszlachetniający wpływ na innych.

W maju 1928 roku zdała egzamin dojrzałości i wtedy po raz pierwszy jej osobiste plany nie były zgodne z planami rodziców, którzy pragnęli wydać ją za mąż i pozostać przy niej w podeszłym wieku. Udało się jej jednak przekonać rodziców i po roku rozpoczęła studia na Uniwersytecie Poznańskim, na filologii romańskiej. Okres studiów charakteryzował się w jej życiu usilną pracą intelektualną, głębokim życiem duchowym i działalnością charytatywno - apostolską. Każdy dzień rozpoczynała uczestnictwem we Mszy św. Głęboka wiara nadawała sens i wartość całemu jej postępowaniu przejawiając się w konkretnych czynach miłości. Jako studentka brała czynny udział w pracach Sodalicji Mariańskiej: w zebraniach, konferencjach, rekolekcjach zamkniętych apostołując dyskretnie i skutecznie. Znali ją dobrze ubodzy w najbardziej zaniedbanej dzielnicy Poznania w tzw. "Wesołym Miasteczku", których wspomagała w miarę własnych sił i możliwości. Ta praca wśród biednych wymagała od niej nie tylko heroicznej ofiary, ale i odwagi. W studenckim środowisku Janina była znana jako "zawsze wesoła, pogodna, zrównoważona i pobożna". Jedna z jej koleżanek wspomina: "Nigdy nie krytykowała, ani źle o nikim nie mówiła. Także nie odważyłabym się w jej obecności o kimś źle mówić". Mimo, że była raczej osobą skrytą, nienarzucającą się, to jednak swoim postępowaniem i całym życiem oddziaływała na otoczenie. Cel jej dążeń był jasno określony:" Powiedziała do mnie - wspomina Janina Gołębiowska - że imię św. Teresy było wypisane na niebie i ja też chcę zostać świętą". To jej pragnienie stawało się rzeczywistością w zwyczajnym życiu studenckim, wśród nauki, pracy i modlitwy.

W 1934 roku korzystając z zaproszenia Sióstr Oblatek Serca Jezusowego wyjechała do Francji, by w ten sposób lepiej przygotować się do egzaminu magisterskiego z języka francuskiego. Wzięła udział w pielgrzymce do Lourdes i jak sama napisze: "zadecydowała ona o całej mej przyszłości i nie wracając już do domu rodzinnego rozpoczęłam postulanturę w Zgromadzeniu Sióstr Oblatek". Ziarno powołania, które od dziecka rozwijało się w niej, widocznie tam u stóp Matki Bożej, którą tak bardzo kochała, dojrzało wyrażając się w jasnej i konkretnej decyzji.

Opatrzność jednak miała inne względem niej zamiary. Wkrótce, bo po siedmiu miesiącach, na usilną interwencję rodziny, zmuszona była opuścić Francję i wrócić do kraju. Było to dla niej trudne doświadczenie. Nie załamała się jednak, ale zaufała we wszystkim Bogu. Po powrocie do domu nadal myślała o wstąpieniu do klasztoru. Sami rodzice obserwując jej styl życia byli pewni, że nie zrezygnuje ona ze swych planów i próżne są wszelkie ich namowy. Matka wysłała ją do brata, ks. Eryka, proboszcza w Drobninie, w nadziei, że odwiedzie ją od tego zamiaru. Ksiądz Eryk natomiast rozumiał swoją siostrę jak nikt inny i pragnął jej pomóc odczytać Wolę Bożą. W tym celu skontaktował ją z Siostrami Serafitkami, które pracowały w jego parafii. Po zapoznaniu się z pracą sióstr Janina uświadomiła sobie, że Bóg powołuje ją do tego właśnie Zgromadzenia. 27 czerwca 1936 roku poprosiła o przyjęcie w domu prowincjalnym w Poznaniu przy ul. św. Rocha 13.

Przy obłóczynach, które odbyły się rok później otrzymała nowe imię: Maria Sancja. Wtedy postanowiła sobie mocno: "Ja świętą muszę zostać za wszelką cenę" i bez zastrzeżeń oddała się Bogu. Wierna przepisom zakonnym, posłuszna poleceniom przełożonych, z głęboką wiarą umiała wszędzie dostrzegać wolę Tego, którego wybrała. Od początku odznaczała się niezwykłą gorliwością, a Chrystus obecny w Eucharystii, był dla niej źródłem mocy w podejmowaniu trudów zakonnego życia. Zawsze skupiona, a przy tym naturalna, pogodna, pełna życzliwej i bezinteresownej miłości; zadziwiała wszystkich swą gotowością służenia i niesienia pomocy pomimo wątłego zdrowia. Jej życie, na pozór bardzo zwyczajne i szare kryło w sobie nadzwyczajną głębię zjednoczenia z Bogiem. We wszystkim umiała dostrzegać Jego wolę, a każdą, nawet najmniejszą czynność spełniała z miłości ku Niemu. Pragnęła zostać świętą i konsekwentnie do tego dążyła, zawsze gotowa na największe ofiary, wyrzeczenia i upokorzenia, by wynagradzać Bożemu Sercu za grzeszników i być dla Niego pociechą. W Zgromadzeniu Siostra Sancja spełniała różne prace: była wychowawczynią, nauczycielką, tłumaczką, furtianką, refektarką.

Gdy przyszły ciężkie dni okupacji hitlerowskiej wiele sióstr udało się do swoich rodzin. Siostra Sancja pozostała jednak w zakonnej wspólnocie, chociaż życie tej wspólnoty z dnia na dzień stawało się trudniejsze.

W tych trudnych chwilach w sposób szczególny jaśniała jej silna i niezachwiana wiara, duch męstwa oraz dziecięca ufność do Boga. Wszędzie, gdzie się pojawiła wnosiła w otoczenie ducha pokoju i nadziei, a dla cierpiących i załamanych była duchowym oparciem. Jeńcy francuscy i angielscy, którym służyła z narażeniem życia jako tłumacz, nazywali ją "aniołem dobroci" i "świętą Sancją".

Ciężar pracy, zimno i głód wyczerpały jej wątłe siły i niebawem stała się ofiarą nieuleczalnej choroby gruźlicy gardła. Wielkie cierpienia znosiła z zadziwiającym spokojem i zupełnym poddaniem się woli Bożej. Dnia 6 lipca 1942 roku z radością złożyła śluby wieczyste, jednocząc się ze swoim Oblubieńcem, na którego spotkanie z utęsknieniem czekała w chwili śmierci. Odeszła do Pana 29 sierpnia 1942 roku, mając zaledwie 32 lata życia.

Znamienne są jej słowa wypowiedziane przed śmiercią, gdy pełna dziecięcej ufności, że Bóg nie odmówi niczego tym, którzy Go miłują, cichym głosem zapewniała otaczające ją grono sióstr: "polecajcie mi wasze sprawy a ja przedstawiać je będę Panu, bo umieram z miłości, a Miłość miłości niczego odmówić nie może".

Śmierć S. Sancji była wielkim przeżyciem dla otoczenia. Wkrótce popłynęły do Tronu Bożego liczne prośby za jej pośrednictwem, a sława jej świętości, istniejąca już za życia, rozszerzała się. Znalazła wiernych czcicieli nie tylko w swoim Zgromadzeniu, ale przede wszystkim wśród młodzieży uczącej się i szukającej wyższych wartości życia. To sprawiło, że Zgromadzenie Sióstr Serafitek podjęło starania o beatyfikację S.Sancji, której dokonał Ojciec święty Jan Paweł II w Krakowie 18 sierpnia 2002 r.

Dzisiaj, gdy Siostra Sancja dostąpiła już chwały ołtarzy, dziękujemy Bogu za dar beatyfikacji tej, która życie zwyczajne uczyniła niezwykłym przez dziecięce zawierzenie Bogu i heroiczną miłość. Obecnemu światu, gdzie przemoc i nienawiść zdają się usuwać sprzed oczu wartości nadprzyrodzone, Siostra Sancja przypomina odwieczną prawdę, zawsze świeżą, że Bóg jest Miłością i jedynie On może nadać sens i pełnię wszystkim ludzkim dążeniom. Młodym, zagubionym ludziom naszych czasów, zagrożonym sektami i innymi błędami ona mówi swoim młodzieńczym entuzjazmem, że w Bogu tylko można znaleźć prawdziwe szczęście i pokój, ale pod warunkiem poddania się bez zastrzeżeń Jego Ojcowskiej Woli.

 

Autor: Dorota Śliwa
Ostatnia aktualizacja: 17.09.2011, godz. 23:15 - Edyta Kociubińska