Ach, cóż to był za wyjazd

WSOLąd

im. Generała Taduesza Kościuszki

we Wrocławiu

 WsoLąd we Wrocławiu

Ach, cóż to był za wyjazd...

Wszystko rozpoczęło się w czwartek, 2-ego marca 2006 roku, dwie godziny przed północą. Wtedy to 26 śmiałków z LA KUL wyruszyło nocnym pociągiem na szkolenie wojskowo- sportowe do WSOWLąd im. T. Kościuszki we Wrocławiu.

Podróż, choć długa i męcząca, minęła szybko i przyjemnie. "Nowi" członkowie Legii bardzo szybko zaaklimatyzowali się i znaleźli wspólny język z tymi "starszymi" (stażem :). Zarówno jedni, jak i drudzy byli podekscytowani i ciekawi tego, co ich czeka (zresztą jak się później dowiedzieliśmy nie tylko oni- wojskowa kadra z WSO również nie do końca wiedziała, kogo się spodziewać).

Jak już wspominałam, pomimo iż droga długa, to w miłym towarzystwie, zleciała tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy jej poczuć (no może troszeczkę- w końcu to osiem godzin).

Na wrocławskim dworcu nasza ekipa postawiła swoje stópki (rzecz jasna w butach wojskowych) przed godziną 7 rano. I choć pora wczesna (szczególnie widoczna po takiej nocy), na dworcu przywitał nas nie tylko kapitan z WSO, ale dodatkowo czekał na nas autobus Wojsk Lądowych. Niby taki zwykły, zielony, ale jaką frajdą jest jechać autobusem z napisem Wojska Lądowe! To niewątpliwie zwraca uwagę mieszkańców i chyba nie pomylę się jak powiem, że budzi pewien respekt?

W każdym razie jeszcze troszeczkę zaspani, mogliśmy powoli podziwiać Wrocław. Już wtedy wielu z nas przypadł do gustu, a była to namiastka całego wrocławskiego klimatu i uroku.

Przepełnieni ciekawością, dotarliśmy do celu podróży - Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych. Nastąpiło zakwaterowanie, czyli małe przemieszanie w naszych szykach oraz chwilowy czas wolny. Wówczas większość z nas regenerowała siły witalne, gdyż wiedzieliśmy, że program wyjazdu jest przepełniony.

O 15-tej oficjalnie rozpoczęło się nasze szkolenie. Zaczęło się krótkim rysem historycznym szkoły- jak powstała, jakie były zmiany w strukturze na przestrzeni lat.. (swą obecność zaznaczyliśmy oczywiście w księdze pamiątkowej!) Po wysłuchaniu informacji dotyczących miejsca, w którym mieliśmy spędzić trzy kolejne dni, całą grupą poszliśmy do magazynu po OP-1 (dla niewtajemniczonych: to taki mało elegancki strój zakładany na wypadek skażenia chemicznego). Nasze zadanie polegało na przygotowaniu ich do zakładania, czyli... - wyczyścić i umyć.

Czas spędzany wieczorem należał do naszej dyspozycji. Część z nas poszła zwiedzać Wrocław, który wieczorem jest najpiękniejszy, reszta tę przyjemność pozostawiła sobie na kolejny dzień i została w koszarach.

I tu wypada po raz kolejny wspomnieć o uroku tego miasta, szczególnie Starówki - malownicza, zapierająca dech w piersiach. Gorąco polecam! Naprawdę warto tam być, poczuć specyficzny klimacik. I jakby mało było jeszcze tego piękna, nasza "zielona taksóweczka" przywiozła nas z tych wieczornych wojaży pod same koszarowe wrota.
Kolejny dzień trwać miał o wiele dłużej... Dlaczego? Ano rozpoczął się o 5.30. Szybkie ubieranie, jeszcze szybsza toaleta i do akcji. Na początek dnia, co byśmy wiedzieli jak wygląda żołnierski byt, bieg na 3 km (w praktyce nie do końca było tyle, ale kto by się tam o to kłócił? :). Można się było rozbudzić i pobudzić na cały dzień - ooo tak. Ale za to później "nagroda" - śniadanko, mniam.

Po śniadanku całą grupą poszliśmy do parku dla spadochroniarzy. Nie!, nie skakać, zapoznaliśmy się ze sprzętem ćwiczeniowym dla skoczków. Następnie pomaszerowaliśmy na strzelnicę, gdzie po ok. 1,5 godzinnym przygotowaniu teoretycznym dotyczącym 7,62mm kbk AKMS przeszliśmy do praktyki (nareszcie!!). Ustaliliśmy swoje oko dominujące, uczyliśmy się zgrywać przyrządy celownicze, a potem zaczęliśmy strzelać przy pomocy tzw. "CYKLOP"-u. To urządzenie pokazuje na ekranie celność naszych strzałów.

Wreszcie to, na co wszyscy czekali- strzelnica i my, my i strzelnica, próbujący swoich sił z kbks. Na szczęście obeszło się bez ofiar.

To jeszcze nie koniec wojskowych atrakcji "wydłużonego" dnia. Już tradycyjnie, "taksówka" Wojsk Lądowych zawiozła nas na ulicę Obornicką. Tam odbył się pokaz sprzętu wojsk inżynieryjnych. Dzięki uprzejmości dowódców mogliśmy wejść do każdego pojazdu, udostępnionego nam do oglądania. Trzeba przyznać ze jest to niesamowite przeżycie, gdyż nie często zdarza się siedzieć np. w czołgu, tym bardziej nim jechać. A to też, co niektórym umożliwiono, za co serdecznie dziękujemy!

Z nowymi doświadczeniami wróciliśmy do koszar, a tu czekał na nas kolejny pokaz - tym razem broni ręcznej. Mogliśmy do woli składać i rozkładać na czynniki pierwsze każdą z nich, m. in. karabin maszynowy PK, pistolet maszynowy "Glauberyt" czy kbk AKMS. Udostępniono nam również ręczne granatniki przeciwpancerne oraz 9mm pistolety (niektórym trudno było się rozstać z tymi maleństwami). Tymczasem nastał kolejny wieczór i ponownie cześć z nas poszła zwiedzać Wrocław, natomiast reszta korzystała z siłowni i basenu.

W niedzielę, jak to w niedzielę, nie ma rozruchu porannego, wstaliśmy wiec troszkę później. Nie oznacza to jednak, że dzień ten miał dostarczyć nam mniej wrażeń niż poprzedni! Po śniadaniu (dodam, że jedzonko w oficerskim kasynie - wyśmienite i obfite) udaliśmy się do stadniny koni - OJK "Raków". Podzieliliśmy się na grupy, w których część z nas uczyła się siodłać konia (najpierw pokaz i teoria później praktyka), a pozostała grupa prawidłowo wsiadać, zsiadać i jeździć na tym pięknym stworzeniu (okazuje się być to niełatwym zadaniem). Tu nie ma biegów, jak w samochodzie, to żywa materia, którą trzeba samemu okiełznać.

Niestety jazda konna była ostatnim punktem szkolenia; choć nie- było jeszcze ognisko! Ale zaraz po nim wróciliśmy do koszar, spakowaliśmy się, pożegnaliśmy, oczywiście podziękowaliśmy za gościnność i z żalem opuściliśmy WSOWLąd. Jednak mamy nadzieję, że uda się jeszcze kiedyś powtórzyć takie szkolenie.

Pełni wrażeń, doświadczeń i emocji, a także drobnych pamiątek (niektórzy otrzymali w stadninie cztery szczęśliwe podkowy :), lecz i zmęczenia ruszyliśmy w drogę powrotną do Lublina.

Magdalena Lis

Autor: Alicja Gajda
Ostatnia aktualizacja: 26.02.2007, godz. 14:51 - Alicja Gajda