Obóz w Puszczy i Pielgrzymka

 Pielgrzymka 2004

Działalność Legii Akademickiej nie ogranicza się na szczęście jedynie do zbiórek przed gmachem Collegium Jana Pawła II i ćwiczenia musztry. Już na przełomie lipca i sierpnia 2004 roku, a więc w drugim miesiącu istnienia, pierwszych 24 członków Legii (jeśli chodzi o proporcje damsko − męskie, to wtedy kształtowały się prawie idealnie: pół na pół) wyjechało na obóz szkoleniowy do Puszczy, niedaleko Chełma. Oczywiście w pełnym umundurowaniu żołnierza Wojska Polskiego. Obóz prowadzili: mjr Zbigniew Jakubczak i jego syn, cieszący się powszechnym uwielbieniem, kapral Michał Jakubczak. Pierwszy dzień to przygotowanie obozu do stanu używalności: rozstawianie sześcioosobowych, brezentowych namiotów, budowa szlabanu, przy którym 24 godziny na dobę pełniona była warta itd. W nocy przeszła potworna burza z piorunami; namioty sprawdziły się − nie zalało nas. Za to szlag trafił rozbitą po sąsiedzku kolonię dzieciaków z Caritasu; połowę następnego dnia pomagaliśmy im stanąć na nogi.

Plan zajęć dnia wyglądał mniej więcej tak: pobudka 6 rano, poranna zaprawa − czyli bieg dokoła jeziora (bo i jezioro mieliśmy dosłownie o trzy kroki), śniadanie. Potem ćwiczenia: na przykład musztra. Baczność, spocznij, do dwóch odlicz, do trzech odlicz, kolejno odlicz (strasznie to się myliło), przechodzenie z dwuszeregu w szyk rozwinięty, albo w kolumnę czwórkową, marsz po asfalcie z zaśpiewką Kawalerii Powietrznej (teksty improwizowane). Strzelanie do celu z wiatrówki, bo ostrą bronią można tylko na poligonie i w ogóle jest mnóstwo formalności (ale jeszcze i na ostro postrzelamy!); taktyka, czyli czołganie przez pełzanie; udzielanie pierwszej pomocy (samochód majora służył do pozoracji wypadku; rzut granatem (JAKIM???) na odległość i do celu; marsz na orientację (szeregowy Sebastian i jego oddział spotkali gospodarza, którego Seba przekonał, że są żołnierzami od trzech dni tkwiącymi w lesie na ćwiczeniach. Leciwy gospodarz bardzo się przejął i wszystkich nakarmił). Ponieważ generalnie było gorąco, a my intensywnie spędzaliśmy czas, wskazane było co najmniej dwa razy na dzień moczyć się w jeziorze. Legionistki (nie wszystkie) skwapliwie zamieniały mundury na bikini i tak to szło. Każdy dzień kończył się apelem, na którym odczytywano rozkazy na następny dzień, major przyznawał wyróżnienia i ... nagany (a jak!), a o 22 była cisza nocna. Dorzucić trzeba jeszcze dwie dyskoteki (organizowane przez kolonijne dzieciaki) i czterometrowej wysokości pożegnalne ognisko, by mniej więcej, w najogólniejszych zarysach, przedstawić obóz w Puszczy. Dodajmy: obóz przysposobienia obronnego.

Zżyliśmy się tam ze sobą i to był dobry czas. Po tygodniu trzeba było jednak wracać, ale większość legionistów już na drugi dzień po powrocie zameldowała się w jednostce na Majdanku, czyli na zgrupowaniu pieszej pielgrzymki Wojska Polskiego na Jasną Górę. Dyrektor lubelskiej pielgrzymki, ksiądz Jurak, pozwolił by żołnierze, jako grupa 5, szli jedną drogą razem z cywilami. I chwała mu za to! Naprawdę! Nie ma to jak pielgrzymka z Wojskiem! Ponieważ żołnierze idą jakieś trzy razy szybciej od cywili, więc najczęściej puszcza się ich przodem. Podstawowym plusem takiego układu jest przywilej wymiatania do czysta poczęstunków, jakie ludzie przygotowują na postojach. Pod tym względem wojsko jest jak szarańcza. Poza tym ludzie stojący przy drogach odczuwają dziwne wzruszenie na widok zielonej, rozśpiewanej kolumny maszerujących czwórkami żołnierzy (a było ich około 300 − m.in. z 6. Brygady Desantowo-Szturmowej, z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich, z 3. Brygady Obrony Terytorialnej, z 3. batalionu ratownictwa inżynieryjnego, z 3. Brygady Zmechanizowanej).

Na pielgrzymce żonierzy obowiązuje żelazna dyscyplina. Stale, dniem i nocą, nadzorowana jest przez wozy żandarmerii wojskowej (czyli Słoneczny Patrol). Samowolne oddalenie się traktowane jest jako dezercja i jest karalne (bez żartów!), a aby wieczorem wyjść poza teren obozu potrzebna jest przepustka z podpisem dowódcy. Przy tym wszystkim wojskowa pielgrzymka posiada własną kuchnię i dwa specjalne stary z prysznicami i gorącą wodą. Żyć, nie umierać! Zanosi się na to, że i w tym roku, jeśli tylko będą chętni, będzie można maszerować razem z wojskiem na Jasną Górę.

Autor: Alicja Gajda
Ostatnia aktualizacja: 26.02.2007, godz. 14:48 - Alicja Gajda