ks. Krzysztof Guzowski

 

Drodzy Bracia: upadnijcie na twarz wobec wielkości Sakramentu, jaki macie dziś otrzymać.

Jan Paweł II, 9 czerwca 1987, Lublin

Fragment homilii do neoprezbiterów

Nie sposób wspominać dnia święceń kapłańskich sprzed dwudziestu pięciu lat nie biorąc pod uwagę tego, co się dokonało po tamtym wydarzeniu. Spośród wielu faktów opiszę tylko trzy: święcenia, pielgrzymkę do Rzymu w 2004 i udział w pogrzebie w 2005 roku.

Pierwsza odsłona

Najważniejszym dla mnie wydarzeniem z całego szeregu faktów, spotkań i obrazów był gest nałożenia rąk przez Jana Pawła II, poprzez który udzielił mi sakramentu kapłaństwa. Gest pełen znaczenia, gdyż oznacza on namaszczenie Duchem Świętym i przekazanie władzy sakramentu święceń i charyzmatu kapłańskiego. Nie chodzi tu o władzę zewnętrzną, lecz o uzdolnienie do działania w mocy Chrystusa i na Jego wzór. Od tamtego momentu zacząłem żyć innym życiem, mocno poczułem jak Duch Święty mną potrząsnął, jak udzielił mi nowego stanu ducha, jak mnie prowadzi…

Sam śpiew Litanii do Wszystkich Świętych, gdy leżeliśmy u podstaw ołtarza przed schodami prowadzącymi do góry, był czasem przejmującym. Leżąc na ziemi z twarzą ukrytą w dłoniach, wyobrażałem sobie procesję postaci świętych, których żywoty znałem od dzieciństwa. Najbardziej jednak prosiłem moich dwóch patronów, św. Krzysztofa i św. Antoniego Padewskiego, o to, by wyprosili mi łaskę wiernego trwania przy Chrystusie. Byłem z nimi zżyty od pierwszych lat dzieciństwa poprzez codzienną modlitwę. Gdy się urodziłem, otrzymałem dwóch „mocnych” opiekunów: Krzysztofa przedstawianego jak niesie Jezusa na barkach i Antoniego z małym Jezusem na ramieniu. Rodzice ukazywali mi Krzysztofa jako człowieka mocnego i mężnego, który jednak chciał być sługą Chrystusa, a Antoniego jako człowieka uczonego i mądrego, mającego dar pięknej wymowy. Wiele razy robiono zarzut Janowi Pawłowi II, że kanonizuje zbyt wiele osób, ale On wierzył, że życie każdego ze świętych jest żywą księgą ukazującą owoce miłości Bożej w człowieku.

Pamiętam nie tylko jak się modliłem, ale i o co się modliłem podczas liturgii święceń. Na dzień przed święceniami spotkałem pewnego polskiego księdza z Ukrainy. On zachęcił mnie, abym szczególnie modlił się o dary Ducha Świętego potrzebne w kapłaństwie, przede wszystkim o dar słowa i dar prorocki. W podobny sposób zachęcał nas o. Stanisław Mojek na rekolekcjach przed święceniami, które zakończyły się modlitewnym wołaniem o wylanie Ducha Świętego podczas nocnego czuwania w niedzielę Zielonych Świąt. Byłem wówczas zdumiony tym, że kolejna osoba mnie zachęcała, abym swoje kapłaństwo przeżył w szczególnym oddaniu Duchowi Świętemu. Potem Jan Paweł II stał się dla mnie wzorem pasterza i charyzmatyka w jednej osobie.

Druga odsłona

Od października 1998 roku jestem pracownikiem naukowym KUL. 1 września 2004 roku byłem w Rzymie z tzw. Grupą Papieską złożoną z alumnów Seminarium Metropolitalnego w Lublinie wraz z prorektorem seminarium, ks. Januszem Stępniakiem. Ks. Mieczysław Mokrzycki, ówczesny kapelan Ojca Świętego, umożliwił nam spotkanie z Papieżem podczas audiencji generalnej w Auli Pawła VI. Jan Paweł II był niezwykle chory i zmęczony. Z trudem podnosił głowę, by spojrzeć nam w oczy. Przekazaliśmy pozdrowienia z Lublina i z Uniwersytetu. Jego cierpienie i cierpliwość zarazem, napełniły nas współczuciem i zmobilizowały do intensywniejszej modlitwy. Po powrocie do Santa Severa (siedziba „Rycerza Niepokalanej”), gdzie mieszkaliśmy, dzieliliśmy się doświadczeniami i przeżyciami, a we Mszy św. modliliśmy się o łaskę zdrowia dla Papieża. Przeczuwaliśmy, że nasilająca się choroba może w każdej chwili doprowadzić do śmierci. Postanowiłem wówczas w sercu, że niezależnie kiedy to się stanie, muszę być przy ostatnim pożegnaniu Ojca Świętego, który udzielił mi łaski kapłaństwa. Po niedługim czasie zaczęły się pojawiać coraz częstsze komunikaty o pogarszającym się stanie zdrowia Ojca Świętego. I nadszedł 2 kwietnia 2005 roku… ten bolesny dzień rozstania z Ojcem, którego miłość płynącą z wiary odczuwał prawie każdy! Nie zastanawiałem się. Już w niedzielę Miłosierdzia Bożego mieliśmy zebraną małą grupkę znajomych z KUL, na jeden bus. Rano w poniedziałek zagadnęli mnie studenci z organizacji studenckich na KUL, Samorządu i NZS czy nie zechciałbym z nimi pojechać jako duchowy opiekun i czy nie mógłbym im pomóc w zorganizowaniu noclegów w Rzymie. Chętnie wyraziłem zgodę. Wieczorem okazało się, że jest już zapisanych 450 osób i gotowych 11 autokarów. Przeraziłem się myślą, jak zorganizować nocleg dla tylu osób? We wtorek dołączyli pracownicy administracyjni KUL z prośbą o pomoc w zorganizowaniu noclegu dla kolejnych 70 osób. Wszystko się udało! Bardzo nam życzliwy Rektor Uniwersytetu Salesianum, ks. profesor Mario Toso udostępnił  sale Uniwersytetu dla naszej potężnej grupy. Dotarliśmy autokarami do samego Rzymu. Rzymianie byli wspaniali, bardzo uczynni i uprzejmi! Na placu Św. Piotra spotkaliśmy wielu profesorów i władze Uniwersytetu. Poprzez naszą obecność i modlitwę podziękowaliśmy Ojcu Świętemu jako Uniwersytet noszący imię Jana Pawła II (już od 4 kwietnia 2005 r.) za pracę na naszej Uczelni, za Jego życie i za posługę apostolską podczas Jego wizyty w Lublinie. Podczas Mszy św. pogrzebowej odczuliśmy mocne światło i działanie Ducha Świętego. W mojej duszy zapisało się to doświadczenie z placu Świętego Piotra jako nowa Pięćdziesiątnica: wielkie wylanie Ducha Świętego na Kościół i na świat. Aktualnie spłacam mój duchowy dług poprzez zainicjowane przeze mnie studia podyplomowe dla nauczycieli i wychowawców w zakresie nauczania myśli Jana Pawła II oraz przez rozwijanie myśli personalistycznej. Dar święceń ciągle traktuję jako zadanie rozwijania dziedzictwa pozostawionego przez Ojca Świętego nam i naszemu Uniwersytetowi.