Zaangażowanie i dystans

 

Nie mogę pochwalić się zbyt ścisłą współpracą naukową z Księdzem Profesorem Karolem Wojtyłą, gdyż ograniczała się ona do wymiany poglądów, jaka zazwyczaj ma miejsce między pracownikami tego samego wydziału. Recenzowałem pisane pod Jego kierunkiem prace dyplomowe z zakresu etyki średniowiecznej. Pan profesor Stefan Swieżawski - najbardziej miarodajny świadek omawianej tu historii - uprzejmie zaliczył mnie do bliskich współpracowników Księdza Profesora Karola Wojtyły. Jestem mu bardzo wdzięczny. Podzielam w pełni przedstawione przez moich kolegów charakterystyki umysłowości naszego Wielkiego Kolegi. To jednak, co mnie w Nim najbardziej urzekało, określiłbym mianem „osobliwość”. Polegała ona - jak mi się wydaje - na zharmonizowaniu zaangażowania się w problem z jednoczesnym dystansowaniem się od niego, przenoszeniem go jakby w inny wymiar.


Ksiądz profesor Stanisław Kamiński wspomniał, iż zdarzało się podczas niektórych rad Wydziału Filozoficznego, że Ksiądz Profesor Wojtyła pogrążał się całkowicie w swoich myślach. Wtedy wstawał, szedł do przeciwległej ściany, zwracał się do niej twarzą i pogrążał się w rozmyślaniu, a może modlitwie? I chyba nikt z nas nie czuł się tym dotknięty. Wiedzieliśmy bowiem, że nie mniej niż my interesuje się sprawami wydziału, ale spogląda na nie w innym jeszcze kontekście.


O Jego wielkim szacunku dla ludzi nauki przekonałem się osobiście, gdy odbywał się pogrzeb profesora Aleksandra Birkenmajera w 1967 roku. Kardynał Wojtyła przerwał wówczas oficjalną wizytację kanoniczną w odległej parafii, aby przewodniczyć ceremoniom pogrzebowym w Krakowie i aby w ten sposób oddać ostatnią posługę wybitnemu uczonemu, który - jak poprzednio jego ojciec Ludwik - znacznie przyczynił się do ugruntowania międzynarodowego znaczenia tak drogiej Mu Wszechnicy Jagiellońskiej. Jego szacunek dla nauki i zajmujących się nią ludzi przejawiał się także w sposobie postępowania wobec swoich kolegów z wydziału, od których z biegiem czasu „odstawał”, zajmując coraz to wyższe stanowiska w hierarchii kościelnej: najpierw biskupa, potem arcybiskupa i wreszcie kardynała. Otóż przemianie i stopniowaniu podlegała Jego pozycja w Kościele, ale nie Jego stosunek do komilitonów wydziałowych: odnosił się do nich po prostu tak, jak i w pierwszych latach swojej działalności naukowo-dydaktycznej w KUL-u, czyli cum collegiali amicitia. Ten dogłębnie życzliwy szacunek dla pracy innych był zapewne jednym z powodów, iż swój własny dorobek naukowy oceniał z charakterystycznym dla Niego, niepowtarzalnym uśmiechem ust i lekkim przymrużeniem oka. Na potwierdzenie tego, co powiedziałem, pozwolę sobie przytoczyć anegdotę wywodzącą się z bezpośredniego otoczenia ówczesnego Kardynała Wojtyły. Jeden z dziekanów Jego archidiecezji, kapłan gorliwy i zacny, miał rozwinięty, bardziej od innych, konferencyjny odruch samoobronny: monotonię niektórych posiedzeń urozmaicał sobie konwersacją z sąsiadami. Arcypasterz - w charakterystyczny dla siebie sposób - zwrócił mu uwagę: „Za swój język ksiądz dziekan chyba trafi do czyśćca”. „Tak, Eminencjo, i nawet wiem, co tam będę robił. Będę czytał Osobę i czyn!” Po jakimś czasie zmarł ów kapłan. Kardynał uczestniczył w pogrzebie. Zwrócił się do świadka tamtej rozmowy: „Jak sądzisz, pewnie już czyta? Se non è vero è ben trovato”. Anegdota ta dobrze uwypukla - moim zdaniem - ową zadziwiającą cechę osobowości naszego Wielkiego Kolegi, który w swojej postawie i twórczości potrafił jednoczyć zaangażowanie z dystansem. I to właśnie sprawiało, że jest On - jak sądzę - kimś bardzo bliskim dla każdego z nas, a jednocześnie dalekim w tym sensie, że do świata, w którym On naprawdę żył, mogliśmy sięgać tylko intuicją.

 

 

* Ks. prof. dr hab. Marian Kurdziałek (1920-1997), kierownik Katedry Historii Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL oraz kierownik Międzywydziałowego Zakładu Historii Kultury w Średniowieczu, dziekan Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej KUL.