Wielostronny i bezstronny

 

Jako logik mam trudne zadanie, gdyż do wspomnień i gawęd logik się nie nadaje. Będą to raczej pewne uwagi o stylu zespołowej pracy naukowej lub dydaktycznej. Właściwie były trzy dziedziny, w których miałem okazję być w bliskim kontakcie z ówczesnym Księdzem Karolem Wojtyłą. Po pierwsze, jako sekretarz Rady Wydziału niejednokrotnie omawiałem z Księdzem Wojtyłą różne sprawy związane z treścią posiedzeń. Czasem trzeba było przypominać o różnych ustaleniach podczas obrad. Miał On bowiem zwyczaj podczas przewlekłych debat lepiej wykorzystywać czas. Stawał sobie w kącie i pogrążał się w kontemplacji całkowitej. Później, nie bez zdziwienia właściwego logikowi, uzupełniałem brakujące fragmenty obrad. Dało to okazję do poszerzających poruszane sprawy rozmów, w których nasze stanowiska, aczkolwiek różne, znajdowały wspólny mianownik - poszukiwanie optymalnych rozwiązań.


Drugą dziedziną, która nas połączyła, choć było to dla mnie zupełnie niespodziewane, stały się wakacje ze studentami. Z duszpasterstwem młodzieży akademickiej przedtem niewiele miałem wspólnego. Nie pamiętam nawet, jak do tego doszło, że znalazłem się w grupie turystyczno-wypoczynkowej o ogromnie ambitnych planach dokształcania. Tam właśnie spotkałem się z Księdzem Karolem Wojtyłą, później biskupem. Mam nadzieję, że lepiej opowiedzą o tym inni, więc przechodzę do trzeciej dziedziny, która była płaszczyzną spotkań naukowych. Chodzi o częste dyskusje w ścisłym gronie (sześciu, siedmiu osób), w którym niezmiernie dociekliwie roztrząsano problematykę etyczną. Dlaczego ja się tam znalazłem? Że znalazł się tam metafizyk - to było zrozumiałe; że znalazł się historyk filozofii, zresztą także metafizyk, w tym środowisku „pierwotny” w sensie początkodawcy - też jest jasne; że byli tam etycy i prawnik - nie budzi zdziwienia. Ale skąd ja się tam znalazłem? Dla pełniejszego wyjaśnienia dodam, iż nie zajmowałem się jeszcze wtedy metodologią filozofii. Przedmiotem moich zainteresowań była wówczas logika i historia logiki. W oczach wielu uchodziłem za neopozytywistę, co stanowiło powód do pewnej wrogości intelektualnej niektórych tradycyjnych metafizyków. Otóż Ksiądz Wojtyła, zajmując się klasyczną etyką od strony fenomenologicznej, był widocznie ciekawy, co też neopozytywiści mówią o etyce. No i wtedy włączono mnie do grona dyskutantów. Reprezentantem warszawskiej szkoły teorii moralności był ksiądz profesor Józef Keller, który również brał udział w niektórych posiedzeniach. Widać z tego, że Ksiądz Karol Wojtyła szukał możliwie wszechstronnego naświetlenia problematyki etycznej, a więc uwzględnienia wszystkich kierunków, jakie w etyce panowały. Ta oparta na różnorodnych podejściach dociekliwość w stawianiu i rozwiązywaniu zagadnień dotyczących moralności okazała się ogromnie płodna. A na owe czasy, patrząc z perspektywy doświadczenia dydaktycznego tudzież z punktu widzenia badawczego, była naprawdę niezwykłą rzeczą. Podziwiam, jak wtedy właśnie dyskutanci, a szczególnie Ksiądz Wojtyła, chcieli krytycznie i szeroko traktować o problematyce etycznej. Szeroko, to znaczy ze wszystkich stron, rozpatrywano bardzo różne problemy, nie omijając najbardziej podstawowych. Występowałem tam jako advocatus diaboli, specjalista od zarzutów i trudności: szukałem, gdzie się da od strony poprawności zaczepić. A byłem wtedy strasznie zadziorny, dzisiaj już jestem łagodny i nieśmiały. Szczególnie ojca Alberta zaczepiałem, gdzie się tylko dało. Te dyskusje, jak sobie dzisiaj przypominam, naprawdę były czymś niepowtarzalnym, czymś, co było wzorowym przykładem dociekliwości śmiałej i krytycznej oraz wszechstronnej i bezstronnej, a więc wszystkim, co jest znamieniem poznania naukowego. Jakże dzisiaj rzadko spotkać można w zespołowych dociekaniach te dwie cechy razem: wszechstronność i bezstronność; jakże dzisiaj badania naukowe są pod tym względem właśnie ubogie. A tam, na tych naszych spotkaniach u profesora Jerzego Kalinowskiego, jakież bogactwo podejść i metod. Ksiądz Feliks Bednarski tradycyjne ujęcia swoiście formalizował, ksiądz Józef Keller przeprowadzał racjonalistyczną krytykę obiegowych formułek, a zwłaszcza ich uzasadnień. Ksiądz Wojtyła pragnął jak najpełniej wykorzystać metodę i pomysły Maxa Schelera w stawianiu problematyki klasycznej oraz szukał właściwych rozwiązań aktualnych zagadnień. Ojciec Krąpiec, jako „rasowy metafizyk” w ramach klasycznej filozofii, błyskawicznie dawał rozwiązania najbardziej zawiłych problemów, mając pod ręką masę cytatów z Tomasza i zaskakującą inwencję całościowych wizji poruszanych spraw; ponadto był stróżem metafizycznej nieskazitelności w traktowaniu moralności. Kalinowski był prawnikiem, który we Francji poznał pozytywizm (nie: neopozytywizm), ale stał się gorącym zwolennikiem neotomizmu oraz niezwykle gorliwie zgłębiał metody teorii bytu i moralności. A więc zespół był bardzo różnorodny. Profesor Stefan Swieżawski, znany gilsonista, grał znakomicie rolę mistrza. Kiedy ponadto chcieliśmy wiedzieć, co Gilson na to, to oczywiście natychmiast było wiadomo. Taki to zespół w latach pięćdziesiątych pracował nad zbudowaniem treściowo klasycznej, a metodologicznie nowoczesnej etyki - vetera novis augere. Etyka, którą obecnie Papież prezentuje, to nie jest ani repetitio tego, co przekazała tradycja, ani przypadek; to nie jest coś, co się wydarzyło tak ni stąd, ni zowąd. Wyrosła ona z bardzo wielorakich źródeł, po różnych dyskusjach - nie tylko teoretycznych, lecz także wykorzystujących samo życie. To właśnie chciałbym mocno podkreślić.

 

* Ks. prof. dr hab. Stanisław Kamiński (1919-1986), logik, metodolog i historyk nauki, długoletni dziekan Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej KUL, członek Rady Naukowej Instytutu Jana Pawła II.

Strona 1 z 2 :: Idź do strony: [1] 2