„Nie ma filozofii bez prawdy, wolności i szczęścia”

 

Pisanie wspomnień o ludziach żyjących zakrawa na brak wyczucia taktu. Nie wspomina się przecież tego, co jeszcze trwa i rozwija możliwości ukryte w zapisie swego bytu. W jakiejś jednak mierze można usprawiedliwić „wspominanie” tych części życia, które na skutek szczególnych zdarzeń zostały zamknięte i tworzą same w sobie odpowiednią całość. Tym się usprawiedliwiam.


Jan Paweł II nie jest już profesorem Uniwersytetu. Okres uniwersyteckiej pracy, okres wszczepiania w innych umiejętności widzenia tego, co jest, a mówiąc ściślej - umiejętności widzenia człowieka i myślenia o nim w sposób poprawny, Jan Paweł II ma za sobą. Dziś On uczy człowieczeństwa, ale uczy go nie własną mocą, lecz mocą wynikającą z posłania Go, jakie miało miejsce nad Morzem Tyberiadzkim...


Ale gratia supponit naturam... Człowiek jest posłany w swoim byciu, a nie poza nim.


Księdza Profesora Karola Wojtyłę zobaczyłem po raz pierwszy na ambonie w kościele św. Floriana w Krakowie w roku 1954. Będąc już młodym adeptem tomizmu, słuchałem z zaciekawieniem rekolekcyjnych konferencji, ale słuchałem ich trochę tak, jak Grecy słuchali św. Pawła na Areopagu: może usłyszę jakąś nową błyskotliwą myśl... Usłyszałem nie tyle myśl, ile coś, co współbrzmiało z moim doświadczeniem, tłumionym przez sylogizmy, i marzeniem, którego nie byłem w stanie wyartykułować środkami, jakimi wówczas dysponowałem. Ksiądz Wojtyła mówił o człowieku, o osobie, której całością trzeba żyć, a nie jej fragmentami, jak to się dzieje w naszej cywilizacji. Wydawało mi się w tamtych latach zgodnie z tym, czego mnie uczono, że myśl ogarnia całość rzeczywistości, właśnie dzięki abstrakcjom, jakich dokonuje, i że nic, co istotne, nie wymyka się jej zdolności rozumienia. Tymczasem z ambony usłyszałem coś, co w konsekwencjach prowadziło do odwrócenia porządku: myśl poznaje dopiero wtedy, kiedy jest objęta przez transcendencję wymykającą się myśli. Kiedy natomiast usiłuje wszystko obejmować, konstruuje tylko abstrakcje, sztuczny świat, taki właśnie, w jakim umieszcza nas scjentystyczna cywilizacja.


Rychło jednak to jednostronne spotkanie, jeżeli mogę je tak nazwać, usunęło się w kąt mojej świadomości, żeby dać znać o sobie dopiero po czterech latach.


Z Księdzem Biskupem nominatem umówił mnie na spotkanie ksiądz prałat Stanisław Czartoryski, który ciągle „przypominał” mi, że mam wrócić do filozofii, a polonistykę, którą wtedy studiowałem, traktować jako pomoc w myśleniu o człowieku. Ksiądz Biskup nominat przyjął mnie w swoim pokoju, w mieszkaniu bodajże księdza profesora Różyckiego przy ulicy Kanoniczej. Pamiętam atmosferę spokoju, ciszy i ładu w myślach. Bez trudności Ksiądz Profesor zgodził się przyjąć mnie na swoje seminarium doktoranckie. Ustalił ze mną nie tyle temat pracy, ile raczej kierunek szukania rozwiązań pewnych problemów w filozofii Sartre'a. Rzeczowo załatwił sprawę, rzeczowo pożegnał, przypominając terminy seminariów: ciepły dystans.


Styl filozoficznego myślenia panujący na tych seminariach odpowiadał mi coraz bardziej. Nie szukało się tam pożywki dla filozofii w naukach ścisłych. Nie szukało się tam, mówiąc w wielkim uproszczeniu, dowodów na istnienie wolności ludzkiej z pomocą zasady nieoznaczoności Heisenberga. Ponadto tak zwana naukowość filozofii nie była bożyszczem dla Księdza Biskupa Wojtyły. Uczyliśmy się patrzeć na osobę ludzką przez rozumiejące doświadczenie samego siebie, przez doświadczenie człowieka, które odkrywaliśmy u klasyków europejskiej filozofii.


Ksiądz Biskup uczył dyskretnie, niczego nie narzucając. Pełen szacunku dla cudzej „metody” myślenia, czekał cierpliwie, aż drugi dostrzeże. I cieszył się, kiedy to następowało, ale bez ostentacji. Owszem, miałem wrażenie, że Jego radości zawsze towarzyszył dystans do tego, co było jej powodem.


W dyskusjach seminaryjnych, w rozmowach, których było sporo, nie zauważyłem ani razu, żeby ktoś poczuł się poniżony, „przybity” Jego uwagami. Owszem, nasz „szef” uważnie słuchał nawet banałów, a nawiasem mówiąc: one Go także jakoś cieszyły, bo wzbudzały na Jego ustach i w Jego oczach taki życzliwy uśmiech, słuchał więc uważnie tych banałów, aby w którymś momencie odpowiednim pytaniem czy refleksją wyciągnąć je na wyżyny istotnych problemów.

 

 

* Prof. Stanisław Grygiel, uczeń i doktorant (1965) Księdza Wojtyły, profesor Papieskiego Uniwersytetu na Lateranie w Rzymie.

Strona 1 z 3 :: Idź do strony: [1] 2 3