Wystąpienia Absolwentów podczas Pierwszego Zjazdu Absolwentów Wydziału Prawa KUL zorganizowanego z okazji 25-lecia wznowienia studiów prawniczych w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim
Lublin, 20.05.2006 r.



Przemówienie ks. prof. Henryka Misztala (były dziekan, prodziekan wydziału, absolwent naszego wydziału).


Szanowni państwo naprawdę nie chcę zanudzać, i chcę wprowadzić krótką tylko wypowiedzią raczej w atmosferę jaka wtedy – bo to jest czas ku wspomnieniom też – jaka wtedy panowała, kiedy zaczęła działać sekcja prawa. Mianowicie była to wielka mizeria; wczoraj mówił pan prof. Strzembosz, że tylko 15 osób świeckich można było przyjąć na prawo; że on przyjmował do nowicjatu czy do postulatu osoby, które się nie malowały, i obiecały, że przez jeden rok nie wyjdą za mąż i takie zaświadczenia pozwalały przyjąć jako osobę duchowną. To ja chcę uzupełnić, że ja z kolei przyjmowałem na braci zakonnych.

Dalej chcę powiedzieć, że miedzy nami panowała jednak bardzo wielka solidarność, taka, że dzielono się  wszystkim, co mieliśmy, a co trudno było zdobyć. Pamiętam, że jako wtedy prodziekanowi  ktoś mi przyniósł kilogram kiełbasy, a był to okres stanu wojennego. I tak wziąłem drżąco tę kiełbasę do teczki i przyniosłem na wykład. W prawdzie był to wykład na sekcji socjologii na wydziale filozofii chrześcijańskiej – może ktoś jest, to pamięta ten moment – i ze zgrozą doliczyłem się, że było 30 studentów. Jak podzielić ten kilogram? Otóż każdemu wypadło po – zdaje się – 3,33dkg. Ale kiedyś spotkałem kogoś, i ktoś mi powiedział, że to mu najbardziej utkwiło w pamięci właśnie z tych dawnych czasów studiów.

Jeszcze jeden taki ciekawy - wprawdzie to wygląda jak na widz, ale to miało rzeczywiście miejsce – kiedy taki już starszy profesor świadczy to też o tej mizerii, która panowała wtedy na naszym wydziale i na naszym uniwersytecie. Jechał autobusem i trzymał się kurczowo jakiegoś słupka. Podchodzi jakiś elegancki pan, tak jak gdyby teraz właśnie ci nowi eleganccy panowie, którzy są sędziami, menedżerami różnych przedsiębiorstw itd., kłania mu się nisko i mówi: „witam pana profesora”, „witam”- odpowiedział profesor. „Nie poznaje mnie pan profesor?” , „no jakoś niebardzo”. „No właśnie ja 30 lat temu słuchałem wykładów pana profesora”, „o i poznał mnie pan dyrektor czy inżynier czy sędzia albo prokurator” „Tak, poznałem, poznałem”, „Ale ja się zestarzałem, twarz mam już taką pooraną. Po czym mnie pan poznał?”„Po płaszczyku panie profesorze”.

Więc proszę państwa nie możemy tak bardzo poważnie do tego podchodzić, ale mnie się wydaje, że te wspomnienia takie krótkie na pewno przyczynią się do tego, że większa ilość osób zapisze się do tego stowarzyszenia – mając na uwadze to, jak było. To stowarzyszenie będzie nas bardziej jeszcze integrować, lepiej się poznamy, lepiej się zrozumiemy, może więcej będzie wśród nas tej solidarności. Chcę powiedzieć, że jako profesorowie mieliśmy rolę służebną. Nie zapomnę nigdy jak profesor Wit-Klonowiecki na seminarium naukowym sam nam robił herbatę i częstował herbatnikami. A więc wspierajmy się i przywołujmy tamtą pamięć, tamtych dni ciężkich, a jednocześnie uświadommy sobie w jakich to już lepszych czasach żyjemy, a jednak tworzymy to samo pokolenie i szczycimy się, że jesteśmy absolwentami tej wspaniałej uczelni i tego wspaniałego wydziału.
Dziękuję.



Przemówienie pana Zbigniew Wojciechowskiego  

Magnificencjo, księże rektorze, księża dziekani, panowie profesorowie, panie panowie.

Za niespełna dwa tygodnie minie 25 lat jak wybrałem się z Tyszowiec tam, gdzie zrobiłem maturę i ruszyłem do Wrocławia, żeby spróbować sił i zdawać na historię. Ale oczywiście jechałem przez Lublin. Tu jak domyślacie się, znalazłem znajomych, właściwie to koleżanka, która wcześniej uczyła się liceum w Tyszowcach powiedziała, porozmawiajmy. I tutaj w tej kawiarni, gdzie dom nauczyciela jest, piliśmy herbatę, kawę chyba też i lampkę wina. I ona mówi po co będziesz jechał do tego Wrocławia, przecież KUL jest najwspanialszy. Ja o tym wiedziałem, ale ona była dla mnie autorytetem, ponieważ już studiowała na KUL-u. Mówi, poczekaj tu chwilę, ja zaraz wrócę. I wróciła z ankietą, żeby wypełnić właśnie na Wydział Prawa wówczas Kanonicznego, ale co było bardzo ważnym argumentem – wówczas już mówiło się, że podjęta jest próba, że jest chęć stworzenia wydziału prawa świeckiego.

I tak to się zaczęło, 25 lat jest tutaj mój przyjaciel Tadeusz Flis, który razem zaczynał. Wiem, że był Wojtek Bylicki, to jest ten rocznik. My mówiliśmy sobie w pewnym momencie ut...juris, czyli obojgu praw, bo musieliśmy podwójne robić studia: kanoniczne i prawnicze, żeby być gotowym, gdy już oficjalnie zostaną wszystkie sprawy formalne zatwierdzone. A działał w tym kierunku niesamowicie, niezmordowany nasz ksiądz dziekan Krukowski. Naprawdę, jeśli można to podziękujmy mu oklaskami nawet w tej chwili./oklaski/

Dziękuję. Proszę państwa był dobry również ksiądz, ojciec rektor Albert Krąpiec, wybitny filozof, wspaniała postać, który jak niejednokrotnie, jak ksiądz dziekan Krukowski mówił – no, jeżeli będzie możliwe , jeśli dasz radę sobie, to rób. Ile mógł, pomagał, był życzliwy tej idei, i udało się. Kontynuowali to dzieło, ale i wspomagali w tym czasie tutaj obecny ksiądz prof. następny dziekan, ksiądz dziekan Misztal, za co też jemu serdecznie dziękuję i dziękujemy, bo zasługuje też na wielkie uznanie, także dziękujemy bardzo. Byli następni, ksiądz dziekan Stasiak, później ksiądz obecny biskup sandomierski, ksiądz prof. Dzięga i nasz ksiądz dziekan Dębiński. Wszyscy oni przyczynili się do rozwoju prawa, prawa kanonicznego i administracji.

I gdy tak wspominam, bo taka ma być forma tych wystąpień i zmierzając do końca, to ten początek był najważniejszy w kształtowaniu też osobowości. Byłem przez parę miesięcy w złotym roku wolności, bo to akurat jeszcze tu na tej uczelni i w tej sali Kardynała Wyszyńskiego, tutaj odbywały się najważniejsze spotkania wolnościowe do prawie 13 grudnia 1981r. Parę dni wcześniej na tej sali został przekazany nam apel od księdza kardynała, księdza prymasa Glempa, żebyśmy rozwiązali strajk, żebyśmy poszli do domu. Szok był dla nas, jak to wszyscy strajkują , a my mamy rozwiązać strajk. I odpowiedź była tylko taka –  taka informacja poszła – najwyraźniej ksiądz prymas wie cos więcej i zwraca się z tą prośbą, z apelem do nas, iż my tutaj obecni posłuchaliśmy, chociaż było trudno, były głosy przeciwne. I rzeczywiście za parę dni stan wojenny. I wspomnę jeszcze jedno takie wydarzenie, gdy z Tadeuszem Flisem i ze Staszkiem Matejczukiem, który był w tej słynnej sprawie karosa zamieszany, on był niewinny, ale poniósł największe konsekwencje. Gdy pojechaliśmy jako przedstawiciele KUL-u, studenci na Śląsk w 1981r. żeby podtrzymać duchowo pozostałą brać studencką żebyśmy trwali razem, wówczas wszyscy generalnie to było wszędzie poza Lublinem, chociaż i tutaj nieraz uznawano nas, że my jesteśmy księżmi, ale tam to szczególnie. Przyjechali z KUL-u, czyli księża. Najgorzej mieliśmy na akademii medycznej, ponieważ zakazany owoc najbardziej smakuje.

Trudno było się opędzić, więc proszę państwa wiele było takich wspaniałych chwil, gdy – ja już inną myśl podjąłem- gdy stan wojenny wybuchł, mieszkałem na Samsonowicza i zastanawiałem się jak wyjść z bloku, bo łapano nas, zwłaszcza tych, co bardziej działali. I przyglądałem jak po rynnach można z balkonu na balkon zejść, uciec, żeby UB, SB nie zaaresztowało. Wiele wspaniałych chwil przeżyłem tutaj i wówczas, i później, proszę mi wierzyć, że gdy wspominam i gdy pytają mnie, czy drugi raz bym poszedł na KUL, nawet momentu nie miałem zastanowienia, wahania się. KUL był zwłaszcza szczególny, nawet w ubiorze można było dziewczynę z KUL-u rozpoznać od razu, ona inaczej się ubierała, tu była inna filozofia nie tylko nauczania , wolności, ale również zachowania, postępowania, komunikowania się. Dziękuję wam profesorowie. Dziękuję, bo ukształtowaliście mnie i wiele innych osób wydaje mi się na godnych, dobrych obywateli Rzeczypospolitej. Chciałoby się mówić dużo, ale wiem ze jeszcze inni chcą podzielić się swoimi wrażeniami, wspomnieniami. Ja jeszcze raz podkreślam dumny jestem z mojej Alma Mater i z mojego wydziału.
Dziękuję jeszcze raz, dziękuję.



Przemówienie pana mecenasa Tadeusza Szymańskiego


Witam serdecznie całe prezydium, nie będę ze względu na czas wymieniał poszczególnych osób i chciałbym powiedzieć parę słów.  Wielka to radość, że powstają takie stowarzyszenia absolwentów Katolickiego Uniwersytetu. Widzimy to z doświadczenia, że inni potrafili to zrobić nawet wcześniej od nas, ale chciałbym nie zapominając przesłać serdeczne pozdrowienia w imieniu swojego kolegi Czesława Pawełczaka, adwokata, który dzisiaj miał być tutaj na zebraniu, niestety został zabrany do szpitala. Jest to postać niespotykana. Jest to żołnierz armii krajowej, który tutaj pełnił rolę swoją przy przyjeździe samolotu z Londynu, przy zabraniu generała  z Lublina i przy przesłaniu V1. Dlatego wielką to będzie radością dla niego, jeżeli usłyszy że przekazałem te serdeczne pozdrowienia i będzie jeden  z pierwszych przystępujących do stowarzyszenia.

Chciałbym powiedzieć, że myśmy rozpoczynali studia w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, kiedy sale były ciemne, kiedy przychodziliśmy w butach z cholewami dosłownie po kolana w śniegu. Te czasy minęły i dzięki Bogu, że minęły. Chciałbym powiedzieć, że z wielką sympatią, ja osobiście i koledzy moi, wspominają księdza rektora Słomkowskiego, wielkiego człowieka. Człowieka, który był aresztowany, który nie bał się tego, że kiedy chciano wystawić tutaj w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim gazetkę ZMP, to on pierwszy znalazł błędy i pod tym pozorem zabronił wystawiania takich gazetek.

Chciałbym powiedzieć, że w tym czasie studentami byli w wielu wypadkach żołnierze, którzy bezpośrednio przyszli z lasu, bądź jeszcze uzupełniali matury i studiowali. I myślę – ale już w tej chwili nie będę tu mówił - żeby te osoby zostały tutaj kiedyś upamiętnione. Ale proszę szanownych wszystkich zebranych, chciałbym powiedzieć, że obowiązek na absolwentach KUL-u spoczywa bardzo duży. Wielka to chwała że ktoś może powiedzieć – ukończyłem Katolicki Uniwersytet Lubelski. Ci koledzy, którzy ukończyli ten uniwersytet, niejednokrotnie w czasie stanu wojennego bronili członków solidarności. Bronili przed tutejszymi sądami, gdzie również niejednokrotnie zespołem sądzącym byli i absolwenci Katolickiego Uniwersytetu, toruńskiego, lwowskiego  itd. Chciałbym powiedzieć, że praca dla nas jest jeszcze duża. W tej chwili po 7 latach został zakończony proces księdza Peszkowskiego, a dokładnie mówiąc Ojca Świętego i trwało to 7 lat. To była hańba dla niektórych prawników, mówiłem to otwarcie, kiedy sąd powołał biegłego celem stwierdzenia jaką rolę Jan Paweł II odgrywa w kościele katolickim i taka opinia była dawana - 7 lat trwania procesu. I dzisiaj powracam do tego nie dlatego żebym miał mówić, sam osobiście ten proces prowadziłem, ale wystąpiliśmy jeszcze ze sprawą jedną. Po siedmiu latach czekaliśmy 3 lata w tej chwili obecnie na proces dalszy dotyczący również Trybuny Ludu i Pileckiego redaktora.

A tak, żeby odbiegać od tematu to powiem państwu troszeczkę ze w tym procesie 3 osoby z niewiadomych przyczyn: jedna osoba wpadła pod samochód i zginęła z tych oskarżycieli, druga osoba utopiła się w Morzu Czarnym, a trzecia osoba - przeciwnik mój, biorący udział w tym procesie – jeszcze niedawno stawał i żegnał się ze mną i dowiedziałem się że po przyjeździe do domu, że zmarł na serce. Ja nie chcę tego komentować w ten a nie w  inny sposób, ale myślę, że na rzeczy święte nie należy podnosić ręki. Tak ja to w sumieniu swoim bym zsumował.

Proszę państwa działalność prawników była bardzo duża. Ja pozwolę sobie odczytać jeden komunikat, krótki, taki, który pisaliśmy obaj do Ojca Świętego razem z księdzem Krukowskim.
„Umiłowany Ojcze Święty w dniu 14 marca 1994, w dniu odbywania się konferencji naukowej na temat następstwa konkordatu zawartego między stolicą apostolską i Rzeczypospolitą Polską 28 lipca 1993r. w Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II zorganizowanej przez stowarzyszenie polskich kanonistów księdza prof. jako przewodniczącego i stowarzyszenie polskich prawników katolickich przeze mnie, pragniemy w imieniu wszystkich uczestników konferencji przekazać wyraz uszanowania wdzięczności oraz oddania , prosząc o dalsze błogosławieństwo.”

Chciałbym również proszę państwa powiedzieć, że to zostało wysłane do Ojca Świętego. Mam listów nie ja, ale na moje ręce przysłanych od Ojca Świętego trzydzieści parę. Chciałbym wam co życzyć i co powiedzieć. Pozwolę sobie, jestem redaktorem Golgoty Wschodu, którą wydajemy. To są rzeczy i prace bez żadnego wynagrodzenia, przeciwnie mówię to dlatego, bo niektórzy myśleli że to się robi dla jakiś tam przyczyn materialnych. I pozwolę sobie państwu przytoczyć i na tym zakończyć ryngraf znaleziony w Katyniu i treść tego ryngrafu, i to się odnosi do państwa, do ludzi młodych. „Walcz i zwyciężaj a pamiętaj, że orzeł biały tylko przed Bogiem skłania swą dumną głowę. Kochanemu Kazinkowi – Stachna, 15 lipiec 1937r.” Obyśmy wszyscy byli tacy. Dziękuję bardzo. Zgłaszam swoje przystąpienie do stowarzyszenia.

Autor: Filip Ciepły
Ostatnia aktualizacja: 09.06.2006, godz. 12:23 - Filip Ciepły