rozmowa z o. prof. Andrzejem Derdziukiem w 25-lecie święceń kapłańskich

25 lat temu, w dniu 9 czerwca przyjął Ojciec Profesor święcenia kapłańskie z rąk Ojca Świętego Jana Pawła II. Jak wspomina Ojciec ten dzień i ten moment?

Dzień ten jest dla mnie szczególnie ważny, bo wówczas otrzymałem niezwykłą moc płynącą z sakramentu kapłaństwa. Ciągle ze zdumieniem i pokorą odkrywam, jak wielkich misteriów stałem się uczestnikiem i odczuwam potrzebę wzrastania w wierze, by pojąć, że naprawdę zostałem włączony w misję, którą Chrystus zlecił swoim uczniom, wyposażając ich w moc Ducha Świętego.

Sam dzień 9 czerwca był wypełniony oczekiwaniem i swoistym napięciem przed przeżyciem tak ważnego wydarzenia. Od rana oczekiwaliśmy na przyjazd Ojca Świętego do Lublina. Podczas porannych modlitw, za radą mojego spowiednika, prosiłem o to, by choć cząstka charyzmatu biskupa, który miał nas święcić na prezbiterów, spłynęła na mnie. Szczególnie modliłem się o dar wiary i więzi z Bogiem oraz o umiejętność docierania do ludzi świeckich, zwłaszcza młodych.

Podczas przejazdu Jana Pawła II przez Krakowskie Przedmieście stałem w tłumie osób oczekujących przed kościołem kapucynów i uczestniczyłem w radości spotkania Namiestnika Chrystusowego. Atmosfera tego dnia była jednak zepsuta przez ponurą pogodę, która zwiastowała nadchodzącą burzę oraz działania władz politycznych, które zastraszały ludność i zakazywały otwierania okien na trasie przejazdu Papieża. Rozchodziły się informacje o mnożonych przeszkodach w docieraniu pielgrzymów na miejsca spotkań. Wszędzie było mnóstwo milicjantów i ludzi ze służb bezpieczeństwa. Miało się poczucie wielkiego zmagania między siłami światła i ciemności. Mimo wszystko, nadzieja na spotkanie z Ojcem Świętym, uskrzydlała do myślenia, że moce zła zostaną pokonane.

Jak to się stało, że został Ojciec wybrany do przyjęcia święceń od Jana Pawła II?

To wynik wielu różnych okoliczności, które dają mi do zrozumienia, że nie ma w tym żadnych moich zasług, ani też nie mogę traktować tego wydarzenia jako nagrody. W latach osiemdziesiątych XX wieku w diecezji lubelskiej święcenia kapłańskie były przyśpieszane o pół roku i zwykle przenoszono je na grudzień szóstego roku studiów seminaryjnych. Gdy więc rozeszła się informacja, że podczas stacji Kongresu Eucharystycznego w Lublinie będzie sprawowany sakrament kapłaństwa, to alumni szóstego roku byli już wyświęceni i nie było kogo przedstawić do święceń. Biskup lubelski Bolesław Pylak zwrócił się nawet w specjalnym liście do organizatorów pielgrzymki Papieża, by zrezygnować ze świecenia kapłanów przez Ojca Świętego w Lublinie. W programie kongresowych celebracji został jednak umieszczony punkt, by w Lublinie święcić po jednym diakonie ze wszystkich polskich seminariów duchownych diecezjalnych i zakonnych.

Ostatecznie na forum rektorów lubelskich seminariów zapadła decyzja, że do święceń zostaną wytypowani alumni piątego roku studiów. Na początku lutego dowiedziałem się, że jeden z naszego rocznika zostanie wyznaczony do święceń. Było nas wówczas sześciu i przynajmniej część marzyła o takim zaszczycie. Niektórzy bracia mieli przeszkody z powodu niezaliczonych przedmiotów i wówczas rektor seminarium o. Roman Kotowski postanowił, że odbędzie się losowanie. Jednak na skutek nieprzewidzianych okoliczności kolejni bracia nie zostali zakwalifikowani i pozostałem tylko ja, wobec tego rektor ogłosił mi decyzję, że Jan Paweł II wyświęci mnie na prezbitera.

Czy w związku z tym wyróżnieniem przechodził Ojciec jakiś specjalny tryb przygotowań?

Ponieważ byłem na piątym roku studiów seminaryjnych, to najpierw przyjąłem 16 kwietnia 1987 roku święcenia diakonatu, do których razem ze wszystkimi alumnami z V roku przygotowywaliśmy się pod kierunkiem o. Stanisława Mojka podczas rekolekcji w Nałęczowie. Następnie pisaliśmy prośbę o dyspensę papieską od czasu między święceniami diakonatu, a prezbiteratu, gdyż wymagany jest okres pół roku, a nam zostawało niecałe dwa miesiące. Z seminarium lubelskiego z naszego rocznika zostało wytypowanych do święceń przez Ojca Świętego sześciu diakonów. Byli to: Sławomir Laskowski z diecezji lubelskiej, Krzysztof Guzowski z archidiecezji w Lubaczowie, Andrzej Sroka, Mirosław Trojanowski i Bogdan Drozd z Kościoła grecko-katolickiego oraz ja z Warszawskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Ponadto z Lublina został przedstawiony do święceń marianin Janusz Kobierski, który już był na szóstym roku studiów. Przed święceniami zdałem egzaminy z liturgiki i spowiednictwa w zakresie materiału z szóstego roku, by móc ważnie i godziwie odprawiać Mszę świętą i spowiadać.

Bezpośrednim przygotowaniem do święceń były pięciodniowe rekolekcje, które odprawiłem indywidualnie w klasztorze kapucynów w Nowym Mieście nad Pilicą pod kierunkiem o. Feliksa Kapery. Pod wpływem lektury Notatnika duchowego Honorata Koźmińskiego OFMCap, odnowiłem swoją więź z tym Sługą Bożym i uświadomiłem sobie wielkość łaski kapłaństwa, którą on tak owocnie wykorzystywał w służbie dla Kościoła i Ojczyzny.

Jak wyglądało organizacyjnie to wydarzenie – czy najbliżsi mogli liczyć na miejsce w sektorze blisko Ojca, czy było po uroczystości jakieś przyjęcie prymicyjne?

Uroczystość święceń kapłańskich jest radością całej rodziny, gdyż to rodzina jest pierwszym seminarium, w którym dojrzewa powołanie przez uczenie się od rodziców wiary i przywiązania do Kościoła. Zwrócił na to uwagę Ojciec Święty w swoim kazaniu na Czubach. Moi rodzice wraz z rodzeństwem przyjechali do Lublina i, tak jak wszyscy rodzice pięćdziesięciu wówczas święconych diakonów, mieli zarezerwowany specjalny sektor blisko ołtarza, gdzie mogli uczestniczyć we Mszy świętej. Po skończonych uroczystościach zaczął padać deszcz i cały, prawie milionowy tłum bardzo szybko się rozproszył. Z moimi bliskimi spotkałem się w klasztorze przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie świętowaliśmy radość sakramentu kapłaństwa. Prymicyjną Mszę świętą w mojej rodzinnej parafii w Łaziskach na Zamojszczyźnie odprawiłem 21 czerwca. Kazanie prymicyjne wygłosił mój rodzony brat ks. Eugeniusz Derdziuk. W uroczystościach uczestniczyła spora grupa braci kapucynów oraz krewni i przyjaciele, którym mogłem wyrazić wdzięczność przez udzielenie im prymicyjnego błogosławieństwa.

Spotkanie na Czubach było pierwszym spotkaniem z Janem Pawłem II? Jak wyglądały kolejne spotkania – czy Ojciec Święty pamiętał „swoich” kapłanów?

Już jako kleryk na pierwszym roku seminarium uczestniczyłem w II pielgrzymce Ojca Świętego do Polski w 1983 roku, pełniąc posługę porządkowego w Warszawie przy ul. Miodowej oraz w Niepokalanowie. Tegoż roku miałem możliwość uczestniczenia w papieskiej Mszy świętej w Częstochowie oraz Wrocławiu. Nie było jednak okazji do bliższego osobistego spotkania. Pierwszy raz uczestniczyłem w audiencji generalnej na Placu św. Piotra w Rzymie we wrześniu 1990 roku. Potem w 1991 roku uczestniczyłem w Castel Gandolfo w audiencji kongresu wychowawców na temat formacji stałej, ale wówczas, w ponad stuosobowej grupie kapucynów z różnych krajów, nie było okazji do powrócenia do momentu święceń. Byłem też na Mszach świętych podczas pielgrzymek do Polski w Radomiu i Kielcach w 1991 roku, w Krośnie w 1997 i w Zamościu w 1999. Było to jednak zawsze w wielkim tłumie pielgrzymów z daleka od ołtarza i bez możliwości osobistego spotkania.

Koncelebrowałem Mszę świętą z Ojcem Świętym we wrześniu 2003 roku w Castel Gandolfo, gdzie udałem się na zaproszenie papieskiego sekretarza ks. Mieczysława Mokrzyckiego, z którym razem chodziłem do seminarium w Lublinie. W tym samym miesiącu uczestniczyłem też w audiencji na Placu św. Piotra, gdzie miałem okazję osobiście przywitać się z Ojcem Świętym. Trzeba powiedzieć, że Jan Paweł II wyświęcił w sumie 2810 prezbiterów, nie było więc specjalnych okazji do spotykania ich wszystkich.

Czy świadomość tego szczególnego wyróżnienia – przyjęcia święceń i złożenia przyrzeczenia posłuszeństwa następcy Świętego Piotra wpłynęła na posługę kapłańską Ojca?

Jestem świadom, że otrzymałem wielki dar szczególnie mnie zobowiązujący do naśladowania biskupa, który udzielił mi święceń. Widzę w tym wezwanie do uczenia się od niego ducha modlitwy i zatroskania o Kościół oraz zapału ewangelizacyjnego. Przykład jego miłości do Eucharystii i prostoty w pobożnym uciekaniu się pod opiekę Matki Bożej stanowi dla mnie inspirację i zachętę do rozwijania tych form kultu.

Zawsze czułem się wezwany do studiowania nauczania Papieża Polaka, który zachwycał mnie głębią i integralnością ujmowania zagadnień wiary oraz wyczuciem spraw współczesnego świata. Czytając jego encykliki oraz inne dokumenty, czyniłem to nie tylko z profesorskiego obowiązku poznawania nauki Kościoła, ale też z osobistego przylgnięcia do osoby Namiestnika Chrystusa. Przez lata prowadziłem apele papieskie przybliżając jego nauczanie oraz głosiłem kazania i referaty z okazji uroczystości papieskich. Jestem dłużnikiem Jana Pawła Wielkiego i proszę go o wstawiennictwo, bym umiał sprostać stawianym mi wymaganiom.

Kolejna rocznica święceń stanowi okazję do dzielenia się radością, ale też jest czasem refleksji. Spośród 50 święconych wówczas prezbiterów 46 sprawuje posługę kapłańską. Wielu z nich pełni zaszczytne funkcje w Kościele, pracując na różnych kontynentach. Jeden z naszych kolegów umarł, a trzech porzuciło kapłaństwo. Każdy z nas musi rozpamiętywać papieskie słowa z Mszy święceń w Lublinie, który za św. Pawłem powtórzył stwierdzenie: „Przechowujemy ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas”.

Czego życzyć Ojcu Profesorowi w 25-lecie święceń kapłańskich?

Dziękując za gotowość do składania życzeń, która już jest znakiem życzliwości, chciałbym wskazać na potrzebę modlitwy i zrealizowania się pragnienia, by wypełniała się w Kościele chwała Boża przez posługę kapłanów wyświęconych przez bł. Jana Pawła II. Obyśmy byli wierni posłannictwu, które przyjęliśmy przez włożenie jego rąk i ciągle na nowo rozpalali otrzymany wówczas dar Ducha Świętego.