Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Agnieszka ZARĘBA

Cenzura w mediach społecznościowych

Agnieszka ZARĘBA | 2022-01-11

Po raz kolejny wraca problem cenzury w mediach społecznościowych, tym razem na przykładzie zablokowania konta partii politycznej w Polsce. Niemalże równo rok temu mieliśmy podobny problem, gdy zablokowano prywatne konto prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa na Twitterze. Bezpośrednią przyczyną „zbanowania” konta ówczesnego prezydenta USA było wtargnięcie 6 stycznia 2021 roku przez jego zwolenników do Kongresu, niezgadzających się z wynikami wyborów prezydenckich. Wówczas D. Trump wezwał swoich zwolenników do pokojowego rozejścia się, ale w zakończeniu swej wypowiedzi użył stwierdzenia „ukradzione wybory”. Wraz z kontem prezydenta zablokowano konta 70 tysięcy zwolenników ruchu QAnon, głoszącego teorie spiskowe. Powodem do blokady prezydenckiego konta (@realDonaldTrump) było „podżeganie do przemocy”. Już po kilku dniach okazało się, iż zablokowanie konta D. Trumpa nie było najlepszym rozwiązaniem, ponieważ po kilku dniach od zablokowania konta D. Trumpa na Facebooku i Twitterze nastąpił znaczący odpływ prawicowych odbiorców. Najwięcej informacji tego typu przekazywali dziennikarze, politycy oraz celebryci o prawicowych poglądach, którzy tracili po kilkanaście tysięcy obserwujących. Do tego doszedł jeszcze aspekt finansowy - Twitter zaczął tracić na amerykańskiej giełdzie. Warto przypomnieć, że 18 grudnia 2020 roku - jedna akcja kosztowała prawie 56 dol., natomiast po 8 stycznia 2021 roku – cena wynosiła 51,5 dol., 11 stycznia - 48,2 dol., 14 stycznia - jedna akcja kosztowała około 46 dol. Spadek wartości Twittera oraz porażka wizerunkowa zmusiły szefa platformy Jacka Dorseya do przyznania, iż zablokowanie konta Donalda Trumpa było dla serwisu osobistą porażką, która pokazała, że nie udało się „odpowiednio wypromować zdrowej debaty”. Uzasadniając swoją decyzję J. Dorsey zaznaczył, iż decyzja została podjęta w oparciu o ówczesne informacje dotyczące zagrożenia dla porządku publicznego. Był świadomy daleko posuniętej fragmentaryzacji debaty publicznej, jego zdaniem stworzone podziały ograniczyły możliwość swobodnej dyskusji. Konto D. Trumpa ostatecznie zablokowano na dwa lata.

Zawieszenie konta byłego prezydenta stało się jedną z osi podziału amerykańskiego społeczeństwa. Z jednej strony jego przeciwnicy wskazują, iż brak akceptacji dla wyniku wyborów prezydenckich w 2019 roku i jego wypowiedzi przyczyniły się do ataku na siedzibę Kongresu oraz śmierci pięciu osób. Z drugiej strony jego zwolennicy podkreślają, że ograniczenia nałożone na byłego prezydenta przez transnarodowe spółki technologiczne stanowią pogwałcenie wolności słowa, którą gwarantuje amerykańska konstytucja. Gubernator Florydy Ron DeSantis, reprezentant partii republikańskiej, podpisał pierwsze w USA rozporządzenie, które przewiduje kary dla firm technologicznych za próbę usuwania polityków z grona użytkowników. Na użytek nowego zachowania wprowadzono określenie „deplatformizację” , dotyczące usuwania kont polityków.

Kolejnym kontrowersyjnym problemem dla Twittera okazały się profile Talibów z Afganistanu, które otwarcie epatowały przemocą, pokazywały przejęte amerykańskie uzbrojenie, wprowadzały określoną narrację. Ich wpisy - w przeciwieństwie do tych na koncie D. Trumpa - nie były objęte obowiązkową uwagą: „informacja wprowadzająca w błąd” albo „informacja gloryfikująca przemoc”. Powołując się m. in. na precedens Talibów, których konto funkcjonuje warunkowo, D. Trump złożył wniosek do sądu federalnego Stanu Floryda o przywrócenie konta na Twitterze. Jako dodatkową argumentację podano, iż platformy sieciowe tj. Facebook czy Twitter stają się podmiotami politycznych, co de facto wpływa na naruszenie pierwszej poprawki amerykańskiej konstytucji, gwarantującej wolność słowa. D. Trump za pośrednictwem Twittera komunikował się ze swoimi wyborcami, wykorzystywał platformę do popularyzacji swoich pomysłów, idei, przekazywania informacji o wiecach wyborczych. Jego konto było obserwowane przez 89 mln użytkowników, zwracając uwagę na fakt, iż zdobył ponad 74 mln głosów w wyborach prezydenckich w 2020 roku, daje to dużo do myślenia. Można domniemywać, iż duża grupa obserwujących była jego wyborcami. W tym kontekście blokada konta na Twitterze uniemożliwia powrót D. Trumpa do czynnego uprawiania polityki, co de facto prowadzi do ograniczenia swobody wypowiedzi. Były prezydent próbował powołać własną platformę komunikacyjną, niestety nie odniosła ona oczekiwanego sukcesu.

Sytuacja Konfederacji i zablokowanie jej konta na Facebooku ma podobny charakter. Jako uzasadnienie do zablokowania konta podano „wielokrotne naruszanie standardów społeczności, dotyczące zasad walki z COVID-19, środków ostrożności z tym związanych oraz używania mowy nienawiści”. Krzysztof Bosak, przedstawiciel Konfederacji, zapowiedział złożenie pozwu cywilnego przeciwko platformie, ponieważ celem blokady konta jest „zawężenie debaty politycznej w czasie wyborów 2023-2025”. Swoją dezaprobatę wyraził premier Mateusz Morawiecki. Janusz Cieszyński sekretarz stanu do spraw cyfryzacji zapowiedział złożenie protestu do właściciela Facebooka – koncernu Mety. Zwracał uwagę na fakt, iż media społecznościowe są swego rodzaju instrumentami, które umożliwiają komunikację z wyborcami, której nie można ograniczać w warunkach demokratycznych, nawet w wypadku sporu światopoglądowego. Na profilach lewicowych polityków pojawiły się komentarze popierające decyzję administratora Facebooka. Konto Konfederacji obserwowało  671 tysięcy użytkowników, jak zauważył Robert Winnicki, było to najliczniej obserwowane konto partii politycznej w Polsce.  Zestawiając tę liczbę z wynikami wyborów parlamentarnych w 2019 roku, gdy na Konfederację Wolność i Niepodległość głosowało 1 milion 256 953 wyborców, to w dużym przybliżeniu dawałoby połowę elektoratu. Oczywiście są to jedynie zestawienia cyfr, przecież obserwujący mogą być nieletni (w przyszłości przekroczą barierę 18 roku życia i będą głosować), mogą nie być sympatykami danego ugrupowania, moim zdaniem po raz kolejny, tak jak w przypadku konta D. Trumpa daje to do myślenia.

Jest jeszcze jeden aspekt użytkowania mediów społecznościowych. Nie są one jedynie platformą, instrumentem kontaktu z wyborcami, elementem debaty publicznej. Same mają swoje własne regulaminy, na które przy wejściu do danej platformy, musimy wyrazić zgodę. Zazwyczaj ich nie czytamy, tylko jak najszybciej zaznaczamy poszczególne pola i chcemy korzystać z danej platformy, umieszczając zdjęcia i kreując wirtualną rzeczywistość. Warto się zastanowić czy chcemy być użytkownikami wirtualnego świata czy mieć możliwość nieskrępowanego wypowiadania swoich poglądów, zyskiwania znajomych w rzeczywistości, a nie w świecie wirtualnym. Wtedy nie musimy podlegać regulaminom, których złamanie może być również określane jako cenzura określonych treści.

Wszyscy użytkownicy funkcjonują na danej platformie „podobno” według określonych zasad społeczności. Chociaż Talibowie nadal mają swój profil na Twiterze (są „banowani” na pozostałych mediach społecznościowych od sierpnia 2021), D. Trump musi czekać jeszcze jeden rok na odzyskanie swojego konta, natomiast Konfederacja – profil partii politycznej została zablokowana tuż przed 6 stycznia 2022.

Agnieszka Zaręba
agnieszka.zareba@kul.pl