Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Mariusz KOPER

Na Ukrainie czy w Ukrainie?

Mariusz KOPER | 2022-03-08

Wojna „w Ukrainie” czy „na Ukrainie”? Jadę „do Ukrainy” czy „na Ukrainę”? Z pewnością coraz częściej zauważamy wahania w użyciu tych form zarówno w mediach, jak i w mowie codziennej Polaków. Co prawda autorzy współczesnych słowników i wydawnictw poprawnościowych konstrukcjom: „na Ukrainie”, „na Białorusi”, „na Litwie” dają zdecydowane pierwszeństwo, to jednak należy zauważyć, że jeszcze przed XIX wiekiem struktury „w Ukrainie”, „w Białorusi”, „w Litwie” stosowane były powszechnie. Dzisiaj te ostatnie zyskują coraz większą akceptację. Można więc sądzić, że oba typy formacji z czasem będą równoprawne w użyciu.

Z pewnością Polacy przyzwyczaili się do mówienia i pisania „na Ukrainie”, „na Ukrainę” (użycie tych struktur ma swoje różne przyczyny), to jednak coraz częściej wybierają formy „w Ukrainie”, „do Ukrainy”. Widać i słychać to ostatnio szczególnie w świecie mediów solidaryzujących się z Ukrainą. Struktury przyimkowe „na Ukrainie”, „na Ukrainę” mogą mieć związek z historią tego kraju, który dawniej był częścią ZSRR. Podległości państwowej możemy szukać w jeszcze odleglejszej przeszłości, tj. w czasach, kiedy przyłączona do Polski w XV wieku Ruś Czerwona wprawdzie miała pewien rodzaj autonomii, jednak pod względem polityczno-administracyjnym należała do Rzeczypospolitej. Wówczas postępowała ekspansja polska na ziemie ruskie. Była to więc kraina geograficzna położona w ramach jednego państwa. Kiedy jednak Ukraina uzyskała niepodległość i państwowość, to i formuła językowa powinna się zmienić. Kiedy mówimy o państwach, używamy bowiem przyimka „w” czy „do”. Tak jest w przypadku Polski, bo przecież mówimy i piszemy „w Polsce”, „do Polski”. Podobnie jest też z nazwami miejscowości, wszak wracając od Mamy z Lubyczy Królewskiej, jadę „do Lublina”, ale już „na Czuby” i „na osiedle Poręba”. Jak widać nazwy dzielnic i osiedli mają struktury z przyimkiem „na”. W tym przypadku pod względem polityczno-administracyjnym podlegają bowiem miastu Lublin.

Co ciekawe, coraz częściej używane formacje „w Ukrainie”, „do Ukrainy” nie są akceptowane przez najnowsze słowniki i wydawnictwa poprawnościowe. W niektórych leksykonach ich autorzy piszą wprost, że są one niepoprawne. Dlaczego? Przez zwyczaj społeczny? Powszechność użycia? Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że wyrażenia „w Ukrainie” czy też „do Ukrainy” lepiej oddają samoistność polityczną, niepodległość a nie podległość tego kraju, gdyż łączymy je z nazwami większości państw. Oczywiście są wyjątki od tej reguły. Nie mniej istotne jest również i to, którą formę wybierają sami Ukraińcy. Ci preferują raczej „w Ukrainie”, czyli wariant, który podkreśla ich niepodległość, suwerenność i niezależność, nie zaś wasalny i prowincjonalny charakter. Nie powinno to zaskakiwać w obliczu obecnej sytuacji tego kraju. W mojej ocenie winien to być zatem decydujący i kluczowy argument, co myślą i czują żyjący wśród nas Ukraińcy. Część środowiska językoznawców uważa jednak, że nie ma o co walczyć i uznać obydwie formy za poprawne, dając wybór użytkownikom języka, jednocześnie zaś zachęcając do wczucia się w sytuację narodu ukraińskiego i uznając składnię „w Ukrainie, „do Ukrainy”.

Перестаньте нас накати! (Przestańcie nas nakać!) zaapelował do Polaków na jednej z konferencji naukowych w Krzemieńcu były ambasador Ukrainy w Polsce, znany poeta ukraiński i tłumacz – Dmytro Pawłyczko, zdecydowanie sprzeciwiając się strukturom „na Ukrainie”, „na Ukrainę”. Sądzę, że warto wziąć sobie do serca ten apel w imię solidarności z ukraińskim narodem (również współodczuwania na płaszczyźnie językowej), który wbrew najeźdźcy ma swoje państwo, język i wielowiekową tradycję. Może więc warto wrócić do starych językowych nawyków. Są jednak i tacy, którzy sprzeciwiają się tej ingerencji, szanując językową tradycję.

Nie mam nic przeciwko użyciu przyimka „na”, nie mam też nic przeciwko użyciu przyimka „w”, wszak językowa funkcjonalność obydwu może być bardzo sympatyczna i doznaniowa. Można bowiem być na kimś lub na czymś, można też być w kimś lub w czymś. Można wreszcie być w tym samym czasie i „na”, i „w”… Mam jednak jeszcze jedno, niezbyt miłe skojarzenie z użyciem przyimka „na”. O ile rozumiem potoczne konstrukcje typu „jechać na Zamość” czy też „na Lublin”, o tyle niezbyt dobrze kojarzą mi się sformułowania „na Polszu”, „na Warszawu” itp. Wszystkie przykłady odnoszą się do wyrażeń, w których przyimek „na” spełnia funkcję kierunkową razem z nazwą państwa bądź też z nazwą miejscowości. W pierwszych dwóch przypadkach może być zapytaniem autostopowicza do kierowcy, czy jedzie w kierunku Zamościa i Lublina, w dwóch ostatnich zaś wyrazem niebezpiecznego imperializmu i ekspansji rosyjskiej, której mocodawcy chcą iść „na wszystko”.

I tak już zupełnie na koniec – trochę prywatnie, ale z nieco innej perspektywy. Otóż przed dziesięcioma laty jeden z moich starszych kolegów był redaktorem książki pt. „Z dziejów językoznawstwa polonistycznego w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim” (Lublin 2012). Użyty w tytule przyimek „w” wywołał u części braci językoznawczej niemałe zdziwienie, chociaż jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej jedna z wybitnych polskich językoznawczyń (notabene związana z KUL-em) miała powiedzieć, że na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim to mogą studiować, ale wróble na dachu. Ale to już temat na inną dyskusję, w przeciwnym razie zaczniemy zaraz poprawiać samego Henryka Sienkiewicza oraz tytuł jego powieści „W pustyni i w puszczy”. Taki to jest ten nasz język polski. Żywy, innowacyjny, nieokiełznany, nieprzewidywalny, z wariantywnością współczesnej normy. A może nie tyle język, ile my – jego użytkownicy.

Mariusz Koper
Kontakt

mariusz.koper@kul.pl