Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła IIhttps://www.kul.pl/Eksperci / Wiesław PRZYGODApl Postanowienia wielkopostne. Dlaczego ich nie dotrzymujemy? https://www.kul.pl/postanowienia-wielkopostne-dlaczego-ich-nie-dotrzymujemy,art_110272.html Ks. prof. dr hab. Wiesław Przygoda w rozmowie z serwisem RadioPogoda.pl nt. sensu postanowień podejmowanych i realizowanych przed świętami wielkanocnymi. Komentarz dostępny pod linkiem. Po co nam ten Wielki Post? https://www.kul.pl/po-co-nam-ten-wielki-post,art_110265.html Duża część tegorocznego Wielkiego Postu już za nami. W V Niedzielę Wielkiego Postu wkroczymy w finalną fazę tego okresu liturgicznego – w czas Męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa, czego widzialnym znakiem w naszych świątyniach będzie zasłonięcie wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego oraz pozostawienie tego tak aż do liturgii Wielkiego Piątku, kiedy Krzyż zostanie na nowo odsłonięty i ukazany jako drzewo, na którym zawisło Zbawienie świata. Czy zastanawialiśmy się jako wierzący w Boga, po co nam ten Wielki Post w ogóle jest potrzebny? Odpowiedzi na wyżej postawione pytanie może być bardzo wiele w zależności od osobistej wrażliwości religijnej, znanych od dzieciństwa praktyk religijnych, ulubionych nabożeństw pasyjnych, przywiązania do lektury Pisma Świętego, aktualnie przeżywanych problemów w życiu osobistym itd. Zainspirowany pytaniem pewnej dziennikarki o sens postanowień wielkopostnych, postanowiłem sam zmierzyć się z tym prostym a zarazem fundamentalnym pytaniem o sens Wielkiego Postu. Pragnę podzielić się moją odpowiedzią na postawione wyżej pytanie, ufając, że może kogoś zainspirować do świadomego i pogłębionego duchowo przeżycia pozostałych dni Wielkiego Postu a następnie kulminacji roku liturgicznego, jaki stanowią święte dni Triduum Paschalnego. Doświadczenie dosyć już długiego życia chrześcijańskiego i prawie 38-letni staż posługi kapłańskiej każe mi odpowiedzieć na to pytanie tak: Wielki Post jest nam potrzebny, abyśmy mogli powrócić do „domu Ojca”. Zostaliśmy bowiem stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i wybrani przez Ojca Niebieskiego jeszcze „przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa” (Ef 1, 4-5). Faktycznie i konkretnie w życiu każdego z nas to „usynowienie” w Chrystusie dokonało się w momencie chrztu świętego. A zatem od tego czasu staliśmy się dziećmi Boga Ojca i mieszkańcami Jego domu. Domem Boga Ojca jest Jego chwała, świętość nieskalana i miłość doskonała. Niestety skutki grzechu pierworodnego, w konsekwencji grzechy uczynkowe z domu Boga Ojca sukcesywnie nas wypychają. Stąd nieustanne powroty stają się koniecznością a paradygmat przemiany serca – nawrócenia, czyli powrotu ze świata grzechu do „domu Ojca” jest wpisany na stałe w chrześcijańskie powołanie. Dla chrześcijanina najważniejszym zadaniem w okresie Wielkiego Postu jest powrót do „domu Ojca”, czego biblijnym wzorem jest ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32). Około 1660 roku Rembrant namalował obraz „Powrót Syna Marnotrawnego”, który obecnie znajduje się w Państwowym Muzeum Ermitażu w Sankt Petersburgu. Wiele ciekawych elementów tej historii wyraził w swoim dziele Rembrant, ale dodał też coś od siebie. Otóż, ojciec obejmujący swymi ramionami powracającego syna ma dwie różne dłonie – jedną męską, a drugą kobiecą. Pierwsza symbolizuje miłosierdzie Boga jako wierność przymierzu zawartemu z ludźmi mimo ich zdrad, co w Starym Testamencie określano hebrajskim terminem hesed. Kiedy wyrażenie hesed Stary Testament odnosi do Boga, to zawsze bierze po uwagę Przymierze, jakie zawarł On z Izraelem. Ponieważ Bóg zobowiązał się do jego wypełnienia, wyrażenie hesed nabiera konotacji prawnej. Niestety Izrael Przymierze zawarte uroczyście u stóp Góry Horeb łamał nagminnie, przez co zobowiązanie prawne ustało również w odniesieniu do Boga. Wtedy Bóg objawił swoją wielkoduszność i pokazał, że Jego wierność jest potężniejsza niż zdrada Izraela a Jego łaska mocniejsza niż ludzki grzech. W takim kontekście historii zbawienia pojęcie hesed nabrało znaczenia łaskawości, zmiłowania, współczucia, przebaczenia i miłosierdzia. Natomiast druga dłoń na malowidle Rembranta – ta „kobieca” – symbolizuje miłosierdzie pełne czułości, życzliwości i macierzyńskiej dobroci, co w Starym Testamencie określano terminem rahamim. Termin ten w swym źródłosłowie wywodzi się od hebrajskiego rdzenia raham oznaczającego łono matczyne i wskazuje na czułą miłość matki, którą można uzewnętrzniać w całej skali uczuć, takich jak: tkliwość, czułość, cierpliwość, wyrozumiałość, gotowość przebaczenia, dobroć itp. Łono to najwrażliwsza, najczulsza i najdelikatniejsza część ciała, w której każda matka celebruje i przeżywa tajemnicę życia. To tutaj dziecko nabiera kształtów, jest noszone, zanim przyjdzie na świat. Łono wyraża najściślejszą więź między matką a dzieckiem, jest siedliskiem miłości macierzyńskiej, jest miejscem współ-odczuwania i współ-przeżywania matki i dziecka ( U. Terrinoni, Starotestamentalny język miłosierdzia, „Współczesna Ambona” 44 (2016), nr 1, s. 152-155). Taką miłością wierną a zarazem pełną czułości kocha nas Bóg Ojciec i z taką miłością oczekuje na nas w odrzwiach swego domu. Na dwie ręce Rembranta można spojrzeć jeszcze inaczej. Bóg Ojciec jest Tym, od Którego wszystko pochodzi i do Którego wszystko ostatecznie zmierza. Znamy Jego odwieczny plan zamierzony względem człowieka. Wiemy o „oblanym egzaminie” z wolności i posłuszeństwa Bogu pierwszych przedstawicieli rodzaju ludzkiego, co przyniosło skutek w postaci grzechu pierworodnego (por. Rdz 3, 1-24). Potwierdzeniem stanu upadłej natury człowieka jest doświadczenie św. Pawła (por. Rz 7, 14-24). Apostoł Narodów doświadcza wewnętrznego rozbicia i wewnętrznej walki pomiędzy „prawem umysłu” i „prawem mieszkającym w członkach ciała”. Skarży się, że nie czyni tego dobra, które chce, lecz to zło, którego nie chce. Chce czynić dobro a narzuca mu się zło. To ewidentne ślady grzechu pierworodnego. Jakie zatem wyjście dla człowieka grzesznego. Odpowiedź daje św. Paweł następującą: „Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (Rz 7, 24). Oto jedna z „dłoni” Boga Ojca, która obejmuje grzesznika, który powraca do domu Ojca. Jest Nim wcielony Syn Boży, który dla naszego zbawienia umarł i zmartwychwstał. Jest jeszcze druga „dłoń” Ojca a jest nią Duch Święty. Żeby wrócić do domu Ojca albo Go wreszcie dostrzec jako miłującego Ojca, przebywając latami w tym domu ale tylko ciałem a nie duchem (jak starszy brat z ewangelicznej przypowieści), należy otworzyć się na natchnienia, moc i działanie Ducha Świętego. Dopiero w konsekwencji przyjęcia pomocy od Ducha Świętego można dać się poprowadzić Jednorodzonemu Synowi Bożemu przez Jego Mękę i Krzyż do zmartwychwstania z grzechów przez posługę sakramentalną Kościoła. Oto dwie „dłonie” Boga Ojca, które obejmują grzesznika, gdy do domu wraca. Postanowienie powrotu do domu Ojca lub postanowienie jeszcze mocniejszego niż dotychczas zadomowienia się w Jego czułej miłości, czego nie rozumiał starszy syn z przypowieści ewangelicznej, jest dla chrześcijanina najważniejsze, a czas Wielkiego Postu jest szczególnie predestynowany do jego realizacji. Ale jak w praktyce wykonać to zadanie? Na to pytanie każdy musi już sobie odpowiedzieć sam. Dla wielu może to być spowiedź święta, do której katolicy są zobowiązani przynajmniej raz w roku. Dla innych – zwłaszcza tych, którzy obecnie nie są jeszcze w stanie w pełni pojednać się z Bogiem – mogą to być dzieła miłosierdzia chrześcijańskiego, wszak mówi Pismo Święte, że „miłość zakrywa wiele grzechów” (1P 4, 8). Opinia na temat pożytku wczesnej spowiedzi dzieci https://www.kul.pl/opinia-na-temat-pozytku-wczesnej-spowiedzi-dzieci,art_109565.html Do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej wpłynęła petycja dotycząca zakazu spowiadania dzieci poniżej 18 roku życia. W związku z powyższym od kilku tygodni trwa debata medialna na ten temat. Jako teolog pastoralista a zarazem przedstawiciel Zespołu Ekspertów KUL pragnę się w nią włączyć. Uważam, że dobrze przygotowana wczesna spowiedź dzieci przynosi wiele pożytku w ich rozwoju psychospołecznym i duchowym. Przytoczę na uzasadnienie tej tezy jeden argument prawny i kilka o charakterze pastoralnym. Prawne konsekwencje wniesionej do Sejmu RP petycji będą raczej nikłe lub wręcz żadne, gdyż Konstytucja RP w art. 25 ust. 2 stanowi: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Dodajmy ponadto: art. 53 ust. 1: „Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii” oraz art. 48 ust. 1: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Można także powołać się na Preambułę Konstytucji RP, wskazującą na Rzeczpospolitą jako wspólne dobro Narodu Polskiego, którego władze zobowiązane są do poszanowania wolności i sprawiedliwości, dialogu społecznego, a także do dbania o „zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi”. Są jeszcze inne akty prawne precyzujące, na czym polega zagwarantowanie wolności sumienia i religii w państwie prawa, jak Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzeczpospolitą Polską (28.07.1993) czy Ustawa o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (17.05.1989) oraz podobne ustawy dotyczące innych związków wyznaniowych w Polsce. Sumując, bez zmiany Konstytucji RP i wielu innych ustaw dotyczących istotnych elementów ustroju naszego państwa żadne zakazy spowiadania nie mogą być legalnie wprowadzone. Nie sądzę, abyśmy jako Naród chcieli pozbywać się tak upragnionej i wywalczonej krwią naszch przodków wolności? W myśl zasady wolności – spowiedź jest aktem dobrowolnym i nikt nikogo do niej nie przymusza, to dlaczego ktoś rości sobie prawo do zabraniania jej praktykowania? Sytuacja ta rodzi pytanie, jakie motywy kryją się za agendą kampanii społecznej pt. „zakaz spowiadania nieletnich poniżej 18 roku życia”? Nie trudno odkryć, iż autorom tej inicjatywy chodzi o kolejny sposób dyskredytacji i marginalizacji Kościoła oraz jego katechetycznej, wychowawczej i dobroczynnej działalności w Polsce. Potwierdza to fakt, iż wspomniana wyżej petycja dotyczy jedynie spowiedzi indywidualnej nieletnich praktykowanej przede wszystkim w Kościele Rzymskokatolickim. Nie zgłasza się petycji dotyczących praktyk stosowanych w judaizmie, islamie czy innych legalnie działających w Polsce związkach wyznaniowych. Nadużycia ze strony spowiedników, zgłaszane jako argument przeciwko spowiadaniu dzieci, są realne, ale systematycznie niwelowane przez władze kościelne. Z wielkim zapałem Kościół Rzymskokatolicki wprowadził i respektuje tzw. Ustawę Kamilka, mającą na celu ochronę nieletnich, i skutecznie oczyszcza szeregi duchowieństwa z osób mających jakiekolwiek problemy w relacjach z dziećmi. Oczywiście to nie wyklucza sytuacji, że przypadek nadużycia tej relacji może pojawić się w przyszłości, jednakże pobudzona wrażliwość rodziców i liczne szkolenia osób duchownych, zakonnych i katolików świeckich, zwłaszcza nauczycieli religii, pozwala taki problem o wiele szybciej odkryć i rozwiązać zgodnie z normami prawa. Zauważmy ponadto, że małe dzieci – nie tylko przed pierwszą Komunią Świętą – przychodzą zazwyczaj do spowiedzi w towarzystwie swojego rodzica lub babci/dziadka. W debacie publicznej pojawiają się argumenty, że księża są słabo przygotowani do posługi spowiedzi sakramentalnej. Nie jest to argument potwierdzony jakimikolwiek badaniami naukowymi. Zauważmy, iż studia w seminarium duchownym trwają 6 lat, a dorównują im długotrwałością i liczbą praktyk w ciągu roku akademickiego oraz w czasie wakacji chyba tylko studia z medycyny na kierunku lekarskim. Księża studiują nie tylko filozofię i teologię, ale także psychologię rozwojową i wychowawczą, odbywają praktyki psychologiczno-pedagogiczne w państwowych instytucjach. Wcześniej muszą poznać m.in. biologiczne podstawy procesów psychicznych: anatomię funkcjonalną mózgu oraz mózgowe mechanizmy funkcji psychicznych. To jest wymóg, aby zostać nauczycielem religii, który będzie miał prawo uczyć dzieci rozróżniać dobro od zła – nie grzebać w ludzkich sumieniach, ale je formować ku wolności dzieci Bożych. A sama spowiedź wspomaga zdrowy moralny rozwój dziecka. Jednak seminarium to tylko etap podstawowy formacji do posługi duszpasterskiej. Po jej rozpoczęciu są proponowane księżom permanentne szkolenia, studia podyplomowe, obowiązkowe rekolekcje specjalistyczne i konferencje formacyjne, niekiedy także studia specjalistyczne na poziomie doktoranckim. Ale to jeszcze nie wszystko, gdyż dobry spowiednik, podobnie jak dobry lekarz, to ten, który dużo i dobrze praktykuje. Wśród osób duchownych jest przekonanie, że dobry spowiednik to taki, który nie tylko dużo spowiada, ale często się także sam spowiada. To wyjaśnia duże zróżnicowanie w jakości posługi w konfesjonale. Zauważmy ponadto, że celem spowiadania nie jest uzyskanie porady psychologicznej lub jakaś forma psychoterapii, lecz pojednanie spowiadającego się z Bogiem, bliźnimi i samym sobą. Owszem zdarzają się penitenci z problemami psychologicznymi, a nawet z chorobami psychicznymi, ale wtedy spowiednik ma obowiązek takie osoby odesłać do specjalistów, chyba że sam uzyskał kompetencje psychoterapeuty, co się niekiedy zdarza. Nie uważam za dobry pomysł, by spowiedź przenosić z konfesjonału do innych pomieszczeń, co odrywałoby spowiedź od miejsca sprawowania liturgii. Niekiedy oddzielne pomieszczenia stosuje się w przypadku spowiedzi połączonej z posługą kierownictwa duchowego osób dorosłych. Mamy jednak w polskich kościołach coraz więcej konfesjonałów wygodnych, dobrze wyciszonych, a nawet klimatyzowanych, które zapewniają penitentowi komfort intymnej rozmowy oraz doświadczenie pojednania z Bogiem. Innym zarzutem wobec spowiedników jest rzekome wypytywanie małych dzieci o grzechy. Doprawdy dziecko dobrze przygotowane do spowiedzi nie jest wypytywane o potencjalne grzechy. Natomiast rozmowa może różnie się potoczyć, czasem jest w formie monologu, czasem jest więcej pytań i odpowiedzi. Nie tylko spowiednik, ale także penitent może zadawać spowiednikowi trudne pytania. Spotkanie zakłada dialog i nie zapominajmy, że w trakcie korzystania z tego sakramentu wierzymy w działanie łaski Ducha Świętego – i to dotyczy zarówno spowiednika jak i penitenta. Doprawdy trudno powiedzieć, skąd się bierze argument, iż księża w konfesjonale straszą małe dzieci piekłem. Nie sądzę, aby nawet dorosłych penitentów jakiś spowiednik straszył dzisiaj piekłem. Nie pamiętam, by Kościół ogłosił jakąś encyklikę na temat piekła. Może w zamierzchłych czasach bardziej akcentowano ten temat. Od czasu Soboru Watykańskiego II Kościół katolicki zachęca swoich wiernych do nawrócenia, pojednania się z Bogiem i trwania w tej jedności, aż do przejścia na drugą stronę życia, jak uczył tego papież św. Jan Paweł II: „przechodzę z życia do życia”. Piekło jest konsekwencją odrzucenia drogi nawrócenia, ale nie jest główną prawdą wiary, którą Kościół ma głosić na każdym rogu ulicy. Obowiązuje nas jednak przykład Jezusa Chrystusa, który swoją publiczną działalność rozpoczął od wezwania: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Bez nawrócenia, któremu służy spowiedź święta, trudno wyobrazić sobie rozwoju życia duchowego chrześcijanina. Na końcu trzeba koniecznie podkreślić, iż przygotowanie do pierwszej spowiedzi i pierwszej Komunii Świętej jest wpisane w rozwój psychospołeczny i religijny dziecka. Wielką szkodą byłoby dla dziecka odcięcie go tych potencjałów duchowych, jakie wysłużył nam na krzyżu Jezus Chrystus, pozostawił w swoim Kościele i udziela głównie drogą sakramentów świętych. Nikt nie wymaga od dziecka, aby jego spowiedź był przygotowana jak u człowieka dojrzałego religijnie. Wydaje się, że normalnym procesem rozwojowym człowieka jest dojrzewanie z czasem do coraz większego zrozumienia rzeczywistości moralnej i coraz większej odpowiedzialności za swoje decyzje, słowa i czyny. To powinien zagwarantować zwyczajny proces dojrzewania w wierze. Dlaczego nie zawsze tak się dzieje. Niech każdy z nas sam odpowie sobie na to pytanie w swoim sumieniu. Komentarz został wykorzystany przez redakcje: 1) eKAI: https://serwiskai.pl/telegram/660124/ 2) onet.pl: https://www.onet.pl/informacje/kai/ekspert-kul-bez-zmiany-konstytucji-zakazy-spowiadania-nie-beda-legalne/j1kxhzg,30bc1058 3) portal misyjne.pl: https://misyjne.pl/czy-zakaz-spowiadania-dzieci-bylby-legalny-z-konstytucja-ekspert-nie-ma-watpliwosci/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR2S_y5bXOciKgFUYOiaJxUnwkJPaJn20GlZA_iIsPQbEGPQMHgJlDPYFaQ_aem_WwTXkqViPKmdOBzM9Wctjg 4) portal polskifr.fr: https://polskifr.fr/duchowa-strona/ekspert-kul-bez-zmiany-konstytucji-rp-zakazy-spowiadania-nie-moga-byc-legalnie-wprowadzone/ 5) portal Dziennik Wschodni: https://www.dziennikwschodni.pl/lublin/spowiedz-tylko-dla-pelnoletnich-ksiadz-odpowiada,n,1000356921.html 6) portal o2.pl: https://www.o2.pl/informacje/spowiedz-tylko-dla-pelnoletnich-ksiadz-nie-ma-watpliwosci-7122962322582336a 7) portal dorzeczy.pl: https://dorzeczy.pl/religia/687508/zakaz-spowiedzi-niemozliwe-bez-zmiany-konstytucji-rp.html 8) portal wiara.pl: https://kosciol.wiara.pl/doc/9139290.Ekspert-KUL-Bez-zmiany-Konstytucji-RP-zakazy-spowiadania-nie 9) portal wprost.pl: https://www.wprost.pl/kraj/11930277/spowiedz-zagrozeniem-dla-dzieci-ks-prof-wieslaw-przygoda-zabral-glos.html (Nie-) „Wierzę w Kościół Chrystusowy” – dlaczego? https://www.kul.pl/nie-wierze-w-kosciol-chrystusowy-quot-dlaczego,art_101090.html Intrygujące jest hasło nowego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce - „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Stanowiska wobec Kościoła w społeczeństwie polskim coraz wyraźniej się polaryzują. Czy jednak ci, którzy opowiadają się „za” lub „przeciw” przynależności do Kościoła mają uzasadnienie swoich wyborów, czy raczej ktoś z zewnątrz narzucił im swoje stanowisko, które oni mimowolnie przyjęli? Toteż czas najwyższy, aby w debacie publicznej wybrzmiało pytanie: dlaczego – wierzę lub nie wierzę w Chrystusowy Kościół? W oczekiwaniu na Caritas https://www.kul.pl/w-oczekiwaniu-na-caritas,art_97214.html Bóg jest Miłością, dlatego adwentowe oczekiwanie na Boże Narodzenie wypada przeżywać w atmosferze miłości. Słynny szwajcarski teolog Hans Urs von Balthasar stwierdził, że Bóg nie jest przede wszystkim absolutną potęgą, ale jest absolutną miłością, której władza nie przejawia się w zachowywaniu dla siebie tego, co do Niego należy, lecz w jego porzuceniu. W czasie pasterki w 2006 roku papież Benedykt XVI przypomniał, że Dziecko, które kontemplujemy w żłóbku, jest naprawdę Synem Bożym. Bóg to nie wiekuista samotność, lecz miłość, która wyraża się we wzajemnym obdarowaniu sobą. On jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym – zaznaczył papież. Dlaczego Bóg stał się człowiekiem – pytał przed wiekami św. Ireneusz – po to właśnie, aby nas bogactwem swojej miłości obdarować. Potwierdził to św. Paweł w liście napisanym do swego ucznia Tytusa, że „ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga” (Tyt 3,4) – również te słowa są naszym przewodnikiem w przeżywaniu czasu Bożego Narodzenia. Kiedyś św. Augustyn wołał do swoich wiernych w afrykańskiej Hipponie: „Przebudź się, człowiecze: to dla ciebie Bóg stał się człowiekiem”. Nie wypada spać, nie wolno być odurzonym alkoholem czy innym środkiem chemicznym, trzeba otrząsnąć się z wrogich Bogu ideologii, by zauważyć, że Bóg rodzi się jako małe, bezbronne dziecko. Ten, który jest Panem i Stwórcą całego wszechświata, nie przychodzi do ludzi po to, aby upomnieć się o swoją własność i pokazać swoje władztwo nad światem. On przychodzi po to, aby odkupić człowieka, aby go wyzwolić z niewoli zła, aby niejako stworzyć go na nowo „na swój obraz i podobieństwo” (Rdz 1,27). Ale zanim to nastąpi najpierw objawia się jako bezbronne dziecko, prosi o przyjęcie, jest zdany całkowicie na pomoc i opiekę ludzi, których Ojciec postawił na Jego drodze. Była to Maryja z Józefem i paru okolicznych pasterzy trzód. Wydaje się, że niewielu, ale właśnie tylu było potrzeba. W taki sam sposób przychodzi Bóg do serca każdego człowieka. Nic mu nie narzuca, nic od niego nie wymaga, nie stawia warunków wstępnych, prosi jedynie o przyjęcie. Bóg jest jednak „darem” bardzo delikatnym, dlatego nawet przyjęty przez człowieka na fali wzniosłej atmosfery świąt, wymaga stałej troski i opieki. Jego los zależy całkowicie od postawy właściciela serca, w którym się narodził. Bóg rodzi się w Betlejem jako bezdomny i niestety nader często pozostaje bezdomnym, gdyż gospody wielu ludzkich serc są zamknięte. Bogu, który jest Miłością, nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać „za zamkniętymi drzwiami” (J. P. Sartre). Czy jest coś w stanie nauczyć nas przyjmować Boga, który jest Miłością? Odpowiedź kryje się w łacińskim słowie „caritas”, które jest centralnym pojęciem chrześcijaństwa i bez którego nic w chrześcijaństwie nie da się zrozumieć. Jak zauważył to Benedykt XVI, „Caritas to miłość przyjęta i darowana. (…) To miłość stwórcza, dzięki której istniejemy; to miłość odkupieńcza, dzięki której jesteśmy nowym stworzeniem. (…) Miłowani przez Boga, ludzie stają się podmiotami miłości i sami mają być narzędziami łaski, by szerzyć miłość Bożą i rozbudowywać «sieć miłości»” (Encyklika Caritas in veritate, nr 5). Zaangażowanie w wolontariat jest najlepszą szkołą miłości. Nie jest to szkoła wyznaniowa, nie wymaga zdania egzaminu wstępnego albo przejścia konkursu świadectw. Człowiek, który się w nią zaangażuje, jest zdolny przyjąć drugiego człowieka jako dar i sam uczy się stawać darem dla innych. Absolwent tej szkoły jest dobrze przygotowany do przyjęcia daru swego współmałżonka, swojego dziecka; jest także wyposażony w kompetencje bycia dobrym lekarzem, nauczycielem, księdzem czy zakonnicą. Taki człowiek zazwyczaj nie ma także problemu w przyjęciu do swego domu Boga, który jest Miłością. Adwent, podobnie jak Wielki Post, to są czasy szczególnie wzmożonej działalności charytatywnej. I słusznie, bo takie ćwiczenie z ofiarności, czyli wyrzeczenia się pewnej części własnych zasobów finansowych, swego drogocennego czasu albo pracy własnych rąk bardzo pomaga kształtować serce na wzór Najświętszego Serca Jezusa – gorejącego ogniska miłości. Bóg Ojciec ofiarował nam ludziom to, co miał najcenniejszego – swego Syna Jednorodzonego; Syn ofiarował nam najpierw swoje człowieczeństwo a następnie złożył w całopalnej ofierze swoje życie na krzyżu; Duch Święty przypomina nam nieustanie te wydarzenia i w sobie wiadomy sposób „wlewa miłość w serca nasze” (Rz 5,5). Nie sposób żyć po chrześcijańsku bez miłości a miłości nie da się podtrzymać przy życiu bez ofiarności. Wielu ludzi (nie tylko chrześcijan) to rozumie, dlatego w okresie adwentu dużym powodzeniem cieszą się wielorakie akcje charytatywne. Warto wspomnieć o świecy wigilijnej, dzięki której wspierane są w swoim rozwoju dzieci w kraju i za granicą. W niektórych parafiach jest drzewko adwentowe, na którym zawieszane są w kopertach oczekiwania ubogich rodzin, a rodziny chętne do podzielenia się swoimi dobrami zapoznają się z tymi oczekiwaniami i przygotowują świąteczną paczkę dla potrzebujących. W podobny sposób na dużo szerszą skalę jest realizowana „Szlachetna Paczka”. Współcześnie wiele zbiórek charytatywnych jest realizowanych w Internecie. Drogie operacje w rzadkich chorobach, pomoc ofiarom nagłych wypadków czy osierocone dzieci czekają na swoich sponsorów. Możliwości wykonania dobrych uczynków jest współcześnie wiele. Ważne jest, by znaleźć swoją drogę do bliźniego w potrzebie i stać się dla niego darem. Św. Jan od Krzyża twierdził, iż pod koniec życia będziemy sądzeni z miłości, a św. Teresa z Kalkuty podkreślała, że na sądzie ostatecznym Bóg nie będzie nas pytał, ile dobra uczyniliśmy, tylko ile prawdziwej miłości w to włożyliśmy. Święta Bożego Narodzenia są mocno wpisane w polską tradycję. Któż z nas nie słyszał od dzieciństwa o pustym miejscu przy stole, które ma być zostawione dla „gościa nieoczekiwanego”, gdyż w tym czasie nikt nie powinien być pozostawiony w samotności. Również typowo polska tradycja dzielenia się białym opłatkiem nie jest wymogiem ściśle religijnym, ale wszystkim uczestnikom tego obrzędu przypomina, jak ważnym doświadczeniem dla każdego człowieka jest dzielenie się z bliźnim chlebem. Człowieczeństwo zobowiązuje do miłości, a Bóg, który z miłości staje się człowiekiem i do nas przychodzi, tylko potwierdza tę odwieczną prawdę. Dwa dni świąt Bożego Narodzenia to za mało, aby przeżyć je głęboko i owocnie. Potrzebny jest nam adwent, aby w szerszej perspektywie spojrzeć na swoje życie i odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: na ile jest ono przeżywane w miłości? Jeżeli w swojej pokorze poczujemy jeszcze jakiś niedosyt, to właśnie dla na jest ten adwent. Mamy jeszcze czas, aby zawołać: Przyjdź Panie Jezu, przyjdź Synu Człowieczy, przyjdź Dobroci Nieskończona, przyjdź Caritas! Komentarz został opublikowany w Niedzieli