Po drugiej wojnie światowej sytuacja duchowa i postawy w życiu intelektualnym były w naszej ojczyźnie bardzo szczególne. Zamknięcie na wiele lat wyższych uczelni i ogólnokształcących szkół średnich, a zarazem intensywna praca umysłowa, dokonująca się przeważnie na wysokim poziomie w niezliczonych kompletach na wszystkich szczeblach tajnego nauczania - przyniosły bardzo wysubtelniony dorobek intelektualny, bujnie rozwijany w okolicznościach pełnych napięcia i zagrożenia. Wszyscy, którzy podjęliśmy w latach 1945-1946 pracę dydaktyczną na wyższych uczelniach, wiemy, jak znakomicie przygotowana na „kompletach maturalnych” młodzież przychodziła wówczas na studia. Okres wojny i okupacji był czasem straszliwego wyniszczenia biologicznego i kulturowego, ale zarazem był też etapem ogromnego wysiłku w kierunku pogłębienia i wzbogacenia wiedzy i refleksji nad rzeczywistością.

 

Ten ostatni punkt tłumaczy ów zdumiewający „głód filozofii”, który niejako żywiołowo wybuchnął zaraz po zakończeniu działań wojennych. W roku 1945 w Krakowie miałem pierwsze wykłady z metafizyki w ramach tak zwanego kursu wiedzy religijnej. Pamiętam dobrze, że w jednej z większych sal w nowym gmachu Uniwersytetu Jagiellońskiego był taki tłum słuchaczy, że zajęte były miejsca stojące i że uczestnicy stali jeszcze na korytarzu. Doświadczenia okresu wojny w swym przytłaczającym realizmie były zbyt straszliwe, by można było jeszcze poważnie wyznawać jakieś filozofie podmiotowe i idealistyczne. Rzeczywistość obiektywna była tak oczywista, że kwestionowanie jej przedmiotowego charakteru stawało się absurdalne. Z drugiej strony sens duchowy tego bezmiaru cierpień tak bardzo się narzucał, że realizm materialistyczny jawił się nam wszystkim jako hipoteza zbyt upraszczająca i uboga, by mogła wyjaśnić złożoną strukturę świata i rozgrywające się w nim procesy. Odrzucając więc - wraz z materialistami - idealizm, toczyliśmy wówczas pierwszy zaciekły spór, aby materializmu nie utożsamiać z realizmem ani idealizmu ze spirytualizmem. Jeśli jednak wszystko skłania do wyboru realizmu i do otwarcia się na rzeczywistość duchową (jeżeli jeszcze nie na jej afirmację), w takim razie metafizyka, jako próba wniknięcia w głęboką strukturę całej, realnie istniejącej, a nie tylko możliwej rzeczywistości, urasta do roli centralnej dyscypliny filozoficznej.


Ale godny podkreślenia jest i inny aspekt ówczesnej sytuacji duchowej polskiej inteligencji. Całe zło, które nacierało na nas w swej przerażająco czystej postaci, i całe dobro, nawarstwiające się w nieprawdopodobnych aktach bohaterstwa i ofiary, jawiły się z jaskrawą oczywistością jako dzieło człowieka. Czymże jest więc człowiek? Co go dogłębnie konstytuuje? Co powoduje, że raz upodabnia się do wcielonej perfidii i złośliwości szatańskiej, a za innym razem urasta do wymiarów nadludzkiej mocy miłości i poświęcenia? Quid est homo? Ci z nas, którzy ćwiczyli się już w kontemplacji filozoficznej, zdawali sobie sprawę, że teoretyczne uzasadnienie naszej postawy realistycznej-przedmiotowej lub idealistycznej-podmiotowej w filozofii i w poglądzie na świat zależy od wyznawanej przez nas (świadomie lub nieświadomie) filozoficznej koncepcji człowieka. Jaka więc filozoficzna antropologia, taka i metafizyka. Oto w wielkim skrócie ujawnione racje filozoficzne, uzasadniające kluczowe znaczenie filozofii człowieka daleko wykraczającej poza analizy psychologiczne, fenomenologiczne, egzystencjalne, dotyczące działań i doznań ludzkich.


Doświadczenia wojenne, okupacyjne i tragiczne następstwa tego stanu rzeczy stały się próbą ogniową dla nurtów filozoficzno-światopoglądowych żywych u nas przed wojną. Wspomnę o tych, które były mi najlepiej znane. Wielka osobowość Romana Ingardena nie mogła się zmieścić w idealistycznych ramach husserlowskiej fenomenologii, lecz całą mocą swej subtelnej inteligencji wytyczała drogę, mającą wieść od filozofii bytu możliwego ku teorii bytu rzeczywistego, od ontologii ku metafizyce. Chociaż ta droga wydaje się z góry skazana na niepowodzenie, to jednak konkretna potrzeba realizmu wskazywała na konieczność dokonywania - zdawałoby się - nadludzkich wysiłków, aby od analizy esencji przejść do refleksji nad tym, co rzeczywiście jest. Podobną presję rzeczywistości obiektywnej na zmagający się z nią intelekt można dostrzec u mojego mistrza Kazimierza Ajdukiewicza, u którego nawet radykalny konwencjonalizm nigdy nie przekreślił jego żywiołowego wprost realizmu (zresztą ten właśnie realizm był owym wspólnym mianownikiem wiążącym moje zainteresowania filozoficzne z poglądami mego profesora). Ten realizm, wyrażający się w przekonaniu o istnieniu świata obiektywnego, zupełnie niezależnego od naszego świata intencjonalnych przeżyć, doznał wyraźnego wzmocnienia wskutek obserwacji wszystkich okropności lat wojennych. U Ajdukiewicza ta fala wzmożonej postawy realistycznej łączyła się z głębokimi przemianami wiodącymi do teizmu, a nawet do chrześcijańskiego Credo.

* Tytuł pochodzi o redakcji

Strona 1 z 8 :: Idź do strony: [1] 2 3 4 5 6 7 8