Z perspektywy drugiego pokolenia uczniów

 

Dla mnie obecność Karola Wojtyły w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim zaczęła się wtedy, kiedy został On Papieżem. Pamiętam wieczór 16 października 1978 roku. Byłem wtedy alumnem seminarium duchownego. Po Mszy Świętej odprawionej w Kościele Akademickim na frontonie Uniwersytetu pojawił się sporządzony przez studentów transparent z napisem: „Nasz Profesor Papieżem!”. Był to kawałek zwykłego płótna, który podczas jesiennych wichur i słot przez kilka jeszcze tygodni obwieszczał tę niesłychaną nowinę. W tych dniach także po raz pierwszy sięgnąłem po Miłość i odpowiedzialność, chyba w jakimś starym numerze „Znaku” znalazłem także dramat Przed sklepem jubilera. Nie było wtedy jeszcze eleganckich wydań, tym bardziej radowałem się lekturą pożółkłych kartek, z których jak żywica spływała wspaniała wizja tajemniczej siły małżeńskich obrączek. Wraz z pierwszymi słowami, które dochodziły z Rzymu, wypowiadanymi przez Papieża, który „przybył z dalekiego kraju”, odkrywałem Go jako myśliciela i poetę.


Jak głęboko Ojciec Święty czuł się wrośnięty w życie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mogłem przekonać się podczas spotkania na Jasnej Górze w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny w czerwcu 1979 roku. Niezapomniana pozostaje radosna i rodzinna atmosfera tamtego spotkania. Ojciec Święty odłożył niejako na bok przygotowane przemówienie i mówił wprost ze swego serca: zamiast przemówienia podarował nam rozmowę. Zwracał się wprost do księdza profesora Tadeusza Stycznia i do księdza profesora Stanisława Kamińskiego. Kiedy zwrócił się do niego po imieniu: „Stasiu, na co ci przyszło, że masz kolegę papieża”, oklaskom nie było końca. Pozdrowienia i wspomnienia „naszego Profesora, który został Papieżem”, przechodziły w wykład o znaczeniu uniwersytetu dla podmiotowości osoby i narodu; sam uniwersytet został nazwany jednym z największych arcydzieł kultury ludzkiej. Nie należałem do pokolenia, które dwadzieścia czy dziesięć lat wcześniej mogło słuchać wykładów Księdza Profesora Wojtyły, ale kiedy usłyszałem Go jako Papieża, który tak spontanicznie utożsamiał się ze społecznością kulowską, zrozumiałem, że zostając Papieżem, nie przestał być naszym Profesorem.
Kiedy mówił o sporze o człowieka, odnosił się do systemu i ideologii komunistycznej, ale sporu tego nie sprowadzał do płaszczyzny politycznej, ponieważ do jego rozstrzygnięcia kompetencję ma tylko suwerenny ludzki umysł, zdolny do poznania prawdy. Było dla mnie rewelacją, że roli uniwersytetu nie należy sprowadzać do prostej konfrontacji z komunizmem; po tym jasnogórskim spotkaniu zacząłem rozumieć, że kultura przekracza i warunkuje politykę.


Jak miliony Polaków byłem duchowo rozkołysany wydarzeniem Czerwca 1979 roku. Było to w połowie mojej formacji do kapłaństwa: papieski humanizm i chrześcijańska wizja polskości dostarczały mi bardzo wyrazistych idei, za pomocą których budowałem wizję własnego powołania kapłańskiego. Pragnąłem tak jak Papież służyć człowiekowi i Polsce. Jego Pielgrzymka dodawała mi odwagi i umacniała mój młodzieńczy entuzjazm. Potem był Sierpień 1980 roku i Solidarność. Czyż mogłem odczytywać je inaczej niż dziejowe ucieleśnienie Jana Pawła II wizji człowieczeństwa i polskości?


Wkrótce przyszło nam doświadczyć, że dzieje to także zamęt i bolesna próba. Pierwszym wstrząsem był zamach na życie Jana Pawła II, następnym stan wojenny. Ale to właśnie w mrocznych dniach grudnia 1981 roku zacząłem głębiej wkraczać w sferę promieniowania środowiska Karola Wojtyły, jakie ukształtował On poprzez swą profesorską obecność na KUL-u. Szukałem pomocy dla zagrożonych internowaniem przyjaciół. Mój kolega, ówczesny student filozofii, Witek Starnawski zaprowadził mnie do księdza profesora Stycznia. Byłem takim ignorantem, że nawet nie wiedziałem, że jest on uczniem Karola Wojtyły. Ta nocna rozmowa z księdzem profesorem Styczniem pozwoliła mi wiele zrozumieć, przyniosła prawdziwą ulgę. Ja też chyba zostawiłem wyraźny ślad w pamięci księdza profesora, ponieważ kiedy spotkaliśmy się ponownie dopiero po roku w Nałęczowie, doskonale pamiętał nasze pierwsze spotkanie. Byłem już po święceniach. Po roku pracy na stanowisku wikariusza biskup Bolesław Pylak zaproponował mi dalsze studia filozoficzne.


Jesienią 1983 roku zacząłem uczestniczyć w seminarium z etyki prowadzonym przez księdza Stycznia. Zawsze był na nim obecny ówczesny adiunkt w Katedrze Etyki ksiądz doktor Andrzej Szostek. Najpierw byłem zdziwiony, że uczeń Karola Wojtyły niechętnie daje swym studentom prace poświęcone myśli Karola Wojtyły i Jana Pawła II. Potem zrozumiałem, że woli on, aby na wszystkie ważne same w sobie problemy patrzeć w duchu filozofii Karola Wojtyły i uczyć się je twórczo i samodzielnie rozwijać. W ten sposób podjąłem się przygotowania rozprawy doktorskiej na temat walki bez przemocy. Temat narzucało ówczesne społeczne zmaganie się o wyzwolenie z systemu totalitarnego, a przemyśleć należało, jakie znaczenie dla walki o lepszy świat ma prawda o godności każdej osoby, nie wykluczając godności osoby wroga.

 

 

* Ks. dr hab. Alfred M. Wierzbicki, pracownik naukowy na Wydziale Filozofii KUL, prorektor Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie, dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL.

Strona 1 z 2 :: Idź do strony: [1] 2