Ooo Piękne Pielgrzymowanie...

(2 - 14 VIII 2005)

Czy piękne? To zależy, kto co lubi. Jeżeli ktoś uwielbia grochówę, fasolkę, wojskowe suchary i noclegi w samym środku jeziora, to nic tylko musi pomaszerować w lubelskiej 5. z wojakami do Częstochowy.

Pielgrzymowanie na Jasną Górę to niewątpliwie ogromne przeżycie dla każdego człowieka, nieważne czy jest on górnikiem, hutnikiem, czy… żołnierzem. I jeśli nawet na początku, temu ostatniemu, brakuje trochę motywacji i zapału do maszerowania, to na pewno wzrasta on każdego dnia pielgrzymki. Tak, więc zbliżając się do Jasnej Góry, choć nogi coraz bardziej bolą i zmęczenie nie daje o sobie zapomnieć, to jednak nikt się nie poddaje i pragnie dokończyć to, co rozpoczął.
Dwunastodniowa p i e l g r z y m k a to wspólne pokonywanie każdego metra (których na trasie jest niemało), wspólne śpiewanie (to ładne i to "ładne inaczej"), wspólne posiłki, wspólne modlitwy... Ale zacznijmy od początku...

Po dotarciu na JW na Majdanku, skąd wyruszali wszyscy żołnierze, można było spostrzec zaskoczone miny chłopców, którzy zobaczyli dziewczyny w mundurach (najprawdopodobniej nie często im się to zdarza). Byli w takim szoku, iż żaden słowem się nie odezwał przez parę godzin. Albo się bali, albo kobiety wyglądały tak cudnie, że mowę im odjęło. Może jedno i drugie. W końcu znaleźli się odważni, którzy zrobili kawę - oczywiście słodką, bo to jeszcze nie pielgrzymka, gdzie cukier jest towarem deficytowym. Teraz trzeba było tylko się wyspać "we wcale" nie zimnym namiocie, rano zjeść śniadanko (bardzo ważna rzecz), złożyć namiot, spakować plecaki na Stara i po prostu zacząć marsz. Potem już każdy dzień wyglądał podobnie, choć nigdy nie było tak samo.

Szczególnie pamiętny dla wszystkich będzie pierwszy nocleg na trasie pielgrzymki. Niby nic specjalnego, ale jak się wspomina... Po prostu całą noc padało i żołnierze musieli w środku nocy szukać schronienia przed wodą i zimnem. Na środku placu powstało ogromne jezioro, czyli... prawie jak wakacje w kurorcie na Mazurach. Na szczęście chłopcy z logistyki zabrali namioty na kolejne miejsce noclegu i wysuszyli w suszarni (wspaniały wynalazek). Z osobistego doświadczenia wiem, co to znaczy mieć mokre BGS-y (bojowe gacie szeregowca). Ale tym razem udało się jeszcze wypożyczyć inne (dobrze mieć logistyczne układy), choć za długie i za szerokie, to jednak suchutkie.

Charakterystyczną cechą żołnierskiego pielgrzymowania - tak naprawdę jest wiele tych cech :) - jest to, że praktycznie o nic nie trzeba się martwić, zawsze jest co zjeść (jedzonko - wyśmienite!), gdzie się umyć (gorące prysznice na Starach - miodzio!!!) i gdzie spać. Zajmuje się tym, wspomniana już logistyka, która działa bez zarzutu, choć czasami zdarzają się zabawne wyjątki:

  • 7:15 - śniadanie dla Legii
  • 7:20 - wyjście
  • ale 7:10 - logistyka zwija kuchnię.

    Czyli nie ma to jak dobre rozplanowanie dnia!!!

Faktem jest również, że żołnierze idą dużo szybciej od cywili, a mimo to, a raczej dzięki temu, mniej się męczą, co można było sprawdzić w dniu, w którym wojsko maszerowało z cywilami.

Tego roku nie można było narzekać na nadmiar słońca, dlatego żołnierze dogłębnie mogli zapoznać się z zasadą: na żołnierzu zmokło, na żołnierzu wyschnie (dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą - mundur najlepiej schnie w temp. 36,6).

Nie można pominąć również faktu, iż przez całą drogę nasi żołnierze mieli własnego, prywatnego Anioła Stróża, który nieustannie nad nimi czuwał. Była nim oczywiście Żandarmeria Wojskowa, której nie sposób stracić z oczu.

Przechodząc przez wiele dziesiątków kilometrów nierzadko można się spotkać z życzliwością wielu ludzi, a jeśli chodzi o życzliwość wobec żołnierzy, to jest ona podwójna. Tak, mundur Wojska Polskiego ma swoją "moc", dlatego nierzadko można zobaczyć nie tylko serdeczne uśmiechy mieszkańców, ale ich szczere łzy wzruszenia. Nie da się ukryć, że taka 200. osobowa kolumna idąca czwórkami robi potężne wrażenie.
Trzeba jeszcze dodać, że było to wojsko m.in. z 6. Brygady Desantowo-Szturmowej (Kraków), z 3. Brygady Obrony Terytorialnej (Zamość), z 3. Brygady Zmechanizowanej (Lublin), z 2. Pułku Rozpoznawczego (Hrubieszów).

Żołnierze, jacy są to są (podobno nie ma złych żołnierzy, są tylko źli dowódcy), wielu na nich narzeka, ale niewielu może wie, że żołnierze potrafią również się modlić, chociaż nie o to też chodzi, potrafią być dobrymi ludźmi, pomagać choćby dzieciom w dotarciu na Święty Krzyż (wysoka, kamienista góra na trasie pielgrzymki).

Dlatego myślę, że te rekolekcje w drodze były budujące dla wielu uczestników. Chłopcy mieli dużo okazji do dobrych uczynków, osobistej i wspólnej modlitwy, chwili refleksji, ale też wspólnych rozmów i wspólnej radości. Można było otworzyć się na osoby nie tylko ze swojej jednostki czy otoczenia, ale właśnie poznać te inne. Każdy niósł ze sobą jakąś intencję, jeśli nie od początku, to przy końcu już na pewno wiedział, za co ofiarować swój trud. Przykładowo byli tacy, co modlili się o pomoc w znalezieniu dobrej żony (dodajmy, że w czasie drogi trwały nauki przedmałżeńskie), inni o znalezienie pracy, zdrowie bliskiej osoby... Dopiero po jakimś czasie docenia się włożony wysiłek, zauważa własne ubogacenie i płynącą radość.


Jednym słowem: nie ma jak pielgrzymowanie, a tym bardziej z wojskiem.

Autor: Alicja Gajda
Ostatnia aktualizacja: 15.12.2006, godz. 14:02 - Alicja Gajda