Homilia wygłoszona przez metropolitę krakowskiego Kardynała Franciszka Macharskiego

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Moi drodzy Bracia i Siostry!


Tak was nazywam i tak was pozdrawiam: Bracia i Siostry. Oczywiście muszę także dostrzec i powiedzieć: Drogi Księże Prymasie, Księże Biskupie Wielki Kanclerzu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Księże Rektorze, Senacie Uczelni, wszyscy jej profesorowie, wszyscy, którzy na niej uczycie, i wszyscy, którzy tę wspólnotę akademicką tworzycie. Księża Biskupi, Goście mili, pozdrawiam was najserdeczniej jako ten, który należał do wspólnoty KUL-owskiej - ze wstydem trzeba to powiedzieć - tylko parę tygodni. Pozdrawiam was jednak jako biskup polski, który do KUL-u się przyznaje i mówi o nim: nasz Uniwersytet; jest to prawo i obowiązek każdego polskiego biskupa. Jesteście nasi. Przyjmijcie ode mnie prośbę, patrząc na mnie, patrząc na biskupów, i mówcie na tym miejscu, w tej Uczelni: nasi biskupi.


Moi Bracia i Siostry - to będzie dla mnie trudny moment! Myślę jednak, że nie tylko dla mnie będzie on trudny. Jest trudny, bo wielki.


Proszę mi wybaczyć tę chwilę zamyślenia. Usłyszałem bowiem tak dobrze znane nam słowa - „Umiłowane Dzieci Boże”.


Jesteśmy ogromnie wdzięczni Uniwersytetowi Katolickiemu za tę dzisiejszą uroczystość. Jesteśmy wdzięczni za to, że znajdujemy się w tym miejscu i przy tym plastycznym wyobrażeniu czegoś, co jest wielką duchową rzeczywistością. Rzeczywistością wcieloną, wyrażoną przez życie, wyrażoną przez wielki czyn tych dwóch wielkich ludzi, koło których podobizn stoimy. Jesteśmy wam wdzięczni, że w swojej katolickości przyszliście do tego miejsca, skąd ona się bierze - do Kościoła. To jest dar. Ten dar przyjmujemy, chociaż zostaje on u was, ale zostając u was, jest darem dla Polski i dla Kościoła w Polsce. Musi być tym darem, stawać się nim coraz bardziej poprzez nowe wciąż pokolenia uczących, uczonych i studiujących na tym Uniwersytecie. Przy tym darze ma się tworzyć chrześcijańska, kościelna świadomość ludzi wierzących: świeckich, kapłanów, sióstr zakonnych, wszystkich, bo to jest znak kościelnej wspólnoty. Przedziwna to wspólnota - communio. Tak, przedziwna i bogata. Jest w niej - patrzmy dobrze - ojcostwo i braterstwo. Jedno i drugie wychodzą poza odruchy, poza nastroje. Jedno i drugie wywodzą się z samych fundamentów wspólnoty kościelnej tak, jak położył je sobą Jezus Chrystus.


Każdy, kto popatrzy na to miejsce, niech uczy się, na całe pokolenia, czym jest Kościół, ten Kościół, o którym wiemy, o którym trzeba powiedzieć hierarchiczny. Każdy, komu ciąży owa hierarchiczność, niech się uczy, że jednocześnie w każdym calu Kościół jest wspólnotą, communio. Nie byłoby Kościoła, gdyby nie ta jedność, która się tworzy, która musi rosnąć, która musi żyć. Jedność jak życie. Jedność płynąca z wzajemnego obdarowywania się. Jedność, która jest coraz bogatsza, kiedy dosięga swojego korzenia będącego również i fundamentem. I nie ma innego korzenia i innego fundamentu, jak Jezus Chrystus, Ten ukrzyżowany i Ten zmartwychwstały.


Muszą z tej Uczelni wychodzić pokolenia ludzi uczonych i wierzących, pokolenia ludzi czyniących prawdę w miłości. Pokolenia ludzi, którzy odnajdują moc czynienia prawdy w miłości tam, gdzie jest źródło prawdy, źródło dobra, źródło miłości.


Moi Bracia i Siostry! Czasem trudno dojść komuś do tej najgłębszej prawdy o Kościele, który jest wspaniałą communio hierarchicznie ukonstytuowaną. Trudno jest dojść do niej podczas studium, na debatach, dyskusjach, przy lekturach, a niekiedy i przy stole pisarskim. Niech to miejsce będzie jeszcze jednym, w którym przez serce współdziałające z rozumem oświeconym wiarą może człowiek dojść do tego, czym jest Kościół. Niech ta pobożność tu wyrażona zaraża ludzi, niech da Ducha Świętego; dar pietyzmu bowiem przychodzi i opanowuje serca, oczy, myśli i czyny ludzkie. To miejsce niech będzie szkołą myślenia, czucia i życia po kościelnemu w obecności tych dwóch nauczycieli.


Pamiętajcie, Bracia i Siostry, ta braterska i ojcowska zarazem czułość, ta wzajemna miłość zaadresowana jest do każdego, kto tutaj przyjdzie z bliska czy z daleka. Poczuj się, Bracie i Siostro, tak jak ja się czuję, umiłowanym, ogarniętym i prowadzonym.


Padło dzisiaj - w tym bolesnym i smutnym kontekście śmierci śp. ks. prof. Rybczyka - to wielkie, chrześcijańskie, jak program brzmiące powiedzenie: „Do domu Ojca”. Nie jest ono dopisem, ale wezwaniem: „Do domu, Ojca”! I dlatego nie można było lepiej umieścić tego naszego spotkania przy Nich, jak w tę uroczystość Serca Bożego. Przecież wszystko, co jest, to jest wędrowanie do domu Ojca. Oczywiście dziś nikt już nam na serio nie czyni zarzutów, że idziemy do domu Ojca, nie dbając o ziemski dom, by był coraz lepszym mieszkaniem dla człowieka. Idziemy do domu Ojca, miłując polską ziemię, miłując na niej każdego człowieka, a jeśli jesteśmy niespokojni i wy¬magający, to nie dlatego, że jesteśmy obojętni, ale miłujący. Do domu Ojca - to jest program, to jest droga. Nie wejdzie się na drogę do Ojca inaczej, jak poprzez Boże Serce. Do drogi ku Sercu Bożemu nie dojdziemy inaczej, jak tylko przez Maryję.


„Postawiłem wszystko na Maryję”! Nie muszę tu mówić, kto powiedział te słowa, kto żył nimi i kto ich nas uczył.
Cały Twój - Totus Tuus! Tym wszyscy żyć będziemy w ciągu dni spotkania z Janem Pawłem II na polskiej ziemi, ku którym z wysiłkiem zmierzamy. Nie tylko z materialnym trudem, lecz nade wszystko z trudem duchowym.
Do drogi, którą jest Jezus Chrystus, dochodzimy tak, jak została nam ona dana, a dana została przez Maryję. W Niej, w Jej duchu i w Jej ciele rozpoczęła się droga do domu Ojca. Drogą tą jest Chrystus. Droga do domu Ojca została otwarta przez zbawczy czyn, przez Chrystusowe odkupienie. Nie ma innego wejścia na drogę do domu Ojca, jak przez przyjęcie owoców odkupienia. Miłosierdzie, które wysławiamy, którego tak ogromnie wszyscy potrzebujemy, zostało zapisane i wyrażone. Stało się ono rzeczywistością nieustannie dostępną w umęczonym, ukrzyżowanym, zmartwychwstałym i miłosiernym Odkupicielu. Ten Jego miłosierny trud świętujemy, mówiąc: Serce Jezusowe. Otwórzcie Jezusowemu Sercu bramy waszych serc. Nie bójcie się nazywać wszystkie wasze słabości, lęki, trudy i niepokoje po imieniu. Nazywa¬my je po imieniu, gdy idziemy, i każdy z nas mówi: „zgrzeszyłem!”. Daj się odszukać owco zagubiona! Daj się odszukać, a jeśli mówisz: „nie jestem zagubiony”, to patrz dobrze, w którym kącie twojego serca są jeszcze sprawy, programy myśli, pragnienia i skrytości, które zagubiły się Jezusowi, tobie samemu wymknęły się z rąk.


Nie dziwcie się, że mówię tak po prostu, ale jest to święto odpustu, święto jubileuszowe, święto, któremu byśmy krzywdę uczynili, gdybyśmy na powrót nie przemienili w materię serc tego, co żywe w spiż zamieniono.


Wróć do nas! Wróć do nas wielki duchu miłujących Jezusa przez Maryję. Wróć do nas - i jak stałeś się spiżem, stań się na powrót żywymi sercami tych, którzy postawili na Maryję, którzy z trudem i ociąganiem nieraz, ale przecież mówią: „cały Twój jestem, cały Twój” - „Totus Tuus”.


Odnajdzie siebie człowiek wchodzący na drogę do domu Ojca przez nawrócenie, odnajdzie braci w Kościele i świecie. Chrystus nauczy tego, kto idzie z Nim. Nauczy, jak trzeba dostrzegać wszystkich potrzebujących w każdym miejscu i w każdym czasie, jak świadczyć na wszystkie sposoby miłości dobre czyny, dając i biorąc w takim solidarnym, podtrzymującym uścisku ludzi, którzy uwierzyli i zawierzyli.


Bóg zapłać za waszą cierpliwość! Bóg zapłać, żeście przyjęli słowa, które mogą się wydać zbyt proste. Wyznam, że nie mogłem zdobyć się na mowę. Przyszedłem do was po prostu jako wasz biskup i brat, żeby powiedzieć cho¬ciaż cząstkę tego, o czym myślą nasze serca miłujące Boga, miłujące Maryję, miłujące Ojczyznę naszą. Amen.

Strona 1 z 3 :: Idź do strony: [1] 2 3