www.ruah.pl
Z ks. Mariuszem Lachem SDB - założycielem Teatru "ITP" i Kingą Bogacz - kierownikiem muzycznym, rozmawia Joanna Grabarska.

Niektórzy sądzą, że na KUL są tylko zakonnicy, zakonnice i księża, a wszystko, co przedstawiamy, musi byś poważne, smutne i płaczliwe. To niestety taki schemat myślenia. Tymczasem widzowie często są zaskoczeni formą naszych spektakli.

Teatr "ITP" powstał na wiosnę 2001 roku. Wtedy to studenci polonistyki KUL, prowadzeni przez kolegę ze studiów - a dziś doktoranta tego wydziału - ks. Mariusza Lacha SDB, zaprosili kilku znajomych i wystawili wspólnie "Perłę": parafrazę biblijnej przypowieści o kupcu poszukującym pięknych pereł. Rzecz miała miejsce w czasie festiwalu kultury studenckiej "Kulturalia 2001", a dobre przyjęcie zgotowane przez publiczność zachęciło grupę do dalszej pracy. W ten sposób zaczęła się regularna działalność "Inicjatywy teatralnej polonistów" - czyli "ITP". Praca w Teatrze "ITP" ma swój szczególny rytm. Na początku każdego roku akademickiego (tradycyjnie, już w listopadzie) Teatr wystawia nowy autorski musical. Do tej pory w dorobku ITP można wyliczyć siedem dużych spektakli i kilka etiud.

Rozpoczynając studia na KUL nie planował Ksiądz zakładania grupy teatralnej. Tymczasem w maju minęło pięciolecie Waszego istnienia. Czy to nie jest tak, że gdy ktoś zarazi się tak na poważnie teatrem, to ciężko mu się od tego uwolnić?

Ks. Mariusz Lach SDB: Tak, jak najbardziej. Na KUL przyszedłem z założeniem, że nie będę organizował grupy teatralnej, bo wiem, iż jest to trudne przedsięwzięcie. Zwyciężyła jednak pasja. Dlatego wiosną, na pierwszym roku studiów, razem z kilkoma osobami stwierdziliśmy, że chcemy tworzyć teatr.

Koncert jubileuszowy, zorganizowany z okazji pięciolecia Teatru "ITP" łączy się z wydaniem płyty "Uważaj na dzban". Kingo, jak pracowało się nad tym projektem i czy jesteś zadowolona z efektu?

Kinga Bogacz: Ten projekt tak naprawdę rozwijał od początku mojej pracy z chórem i solistami. Corocznie dokonywaliśmy naboru do chóru, a osoby, które pomyślnie przeszły przesłuchania, wyjeżdżały na dwutygodniowe letnie warsztaty, gdzie prowadziliśmy z nimi intensywną wokalno-aktorską pracę nad kolejnymi musicalami. Nie ukrywam, że ta praca nierzadko była trudna, wymagała obustronnej cierpliwości i poświęcenia, ale jednocześnie przynosiła wiele radości i satysfakcji zarówno samym wykonawcom, jak i odbiorcom. Ja osobiście jestem zadowolona z jubileuszowej płyty Teatru "ITP" i myślę, że ci, którzy ją kupią, nie zawiodą się.

Na co dzień pracujesz głównie z chórzystami. Czy z chórzystami-aktorami pracuje się trudniej?

Kinga: W "ITP" śpiewanie i aktorstwo to dwie nierozerwalne rzeczy. Na początku, przy pierwszym spektaklu, przy którym miałam okazję pracować z Teatrem "ITP" - "Historyi" - panował wyraźny podział na chór i aktorów. Wtedy miałam do czynienia tylko z chórem i solistami. Potem z tej grupy wyszło sporo osób, które obecnie grają w teatrze główne role i równocześnie śpiewają, tak w chórze, jak i solowo. Generalnie jest to więc u nas połączone.

Spoglądając w przeszłość: jak ksiądz podsumowałby te pięć lat? Co się udało, a co nie?

Ks. Mariusz: Po pierwsze byłem niekonsekwentny względem siebie, bo powinienem już kilka razy rzucić teatr, tak jak to sobie obiecywałem (śmiech). A tak całkiem poważnie, to najpiękniejszą rzeczą jest dla mnie to, że poznałem tak wielu ludzi, którzy przewinęli się przez teatr. Spośród tego, co się nie udało, wymienię fakt, że ciągle nie mamy pieniędzy. Trudno nam także dotrzeć do szerszej publiczności. Choć graliśmy już w wielu miejscach (Bydgoszcz, Warszawa, Gdynia, Zielona Góra, Nowy Sącz, Częstochowa, Siedlce, Łódź, a nawet Berlin) - to jednak jest to niewspółmierne z naszymi możliwościami i wysiłkiem wkładanym w teatr.

Poza Lublinem jesteśmy często odbierani podobnie jak w przypadku jednej z imprez w Warszawie. Po wcześniejszym umówieniu koncertu dostałem od organizatora wiadomość, że niestety koncertu nie będzie, bo nie ma pieniędzy. Wcześniej jednak zapytano mnie, czy koncert będzie pasował do "piknikowej atmosfery" i czy nie będzie zbyt religijny, bo aktorzy są studentami KUL. I to był chyba prawdziwy powód usunięcia nas z grafiku imprezy. Pewnie Warszawa sądzi, że na KUL są tylko zakonnicy, zakonnice i księża, a wszystko, co przedstawiamy, musi być poważne, smutne i płaczliwe. To niestety taki schemat myślenia. Tymczasem widzowie są często zaskoczeni formą naszych spektakli.

Czy "ITP" to bardziej droga, czy cel? Co jest ważniejsze dla was: tworzenie teatru, zajmowanie się formą, czy realizowanie zawartych w spektaklach przesłań?

Ks. Mariusz: Forma jest rzeczywistością związaną z pragnieniami i charakterem tego, co chcemy przekazać. Jest ona bardzo interesująca, daje dużo możliwości i mnie osobiście jest bardzo bliska. To, co robimy, to jednak nie teatr dla teatru. Przez teatr chcemy wyrażać ważne treści. To droga, rzeczywistość, w której od ponad pięciu lat uczestniczą ze mną różni ludzie. Teraz to już trzeci duży skład, trzecia zmiana "pokoleniowa" aktorów, która mi towarzyszy.

Czy przez te zmiany za każdym razem teatr zaczyna się, buduje od nowa?

Ks. Mariusz: Tak. To jest wielka trudność. Co roku są przesłuchania, warsztaty. Trzeba uczyć nowo przyjętych aktorów od podstaw. Z drugiej strony ci ludzie wnoszą niewiarygodną świeżość i prawdę.

"Historyja" nawiązuje do tematów śmierci, "Odysea" do mitologii, "Józef" z kolei do Starego Testamentu. Jak Ksiądz wybiera tematy?

Ks. Mariusz: To są tylko motywy, z których korzystam. "Odysea" nie jest o mitologii, "Historyja" nie jest wprost o śmierci, a "Toast" nie jest o diabłach. W każdej sztuce tematem są wybory, przed którymi staje człowiek. W "Historyi" - moralitecie średniowiecznym, człowiek na chwilę przed śmiercią widzi alegorię miłości, mądrości, zmysłów. Staje w ich obliczu i w ten sposób decyduje się, co wybrać. "Odysea" szuka swojej "drugiej połówki", prawdziwej miłości, ideałów, marzeń. Spektakl "Józef", mimo że przedstawiony w formie komediowej, mówi o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu.

Czy przez wspólne wyjazdy, warsztaty łączone czasami z rekolekcjami, "ITP" stało się pewną wspólnotą, czy to jedynie spotykanie się dla tworzenia teatru?

Ks. Mariusz: Kilka lat temu zadaliśmy sobie dokładnie takie samo pytanie, bo ktoś nazwał nas wspólnotą. Okazuje się, że trudno nią być. Na spektaklach, próbach czy warsztatach wymagam podejścia zawodowego. Mogę krzyczeć i być bardzo wymagający. Poza sceną jest inaczej. Planujemy od jesieni rozpocząć regularne spotkania modlitewne. Razem prowadzimy rekolekcje dla młodzieży, wspólnie szukamy naszego miejsca w tym świecie.

Tradycyjnie na koniec warto zapytać o plany na przyszłość. Czy przygotowujecie jakieś nowe spektakle?

Ks. Mariusz: 4 listopada mocno zmieniona i odnowiona "Historyja", do której wracamy z wielką radością. Będzie zupełnie inna, ale od początku do końca poważna. Piosenki i melodie zostają, jednak cała choreografia, scenografia, użycie rzutników, filmów, itd. ulegnie zmianie. Cieszymy się również z wydania płyty pt. "Uważaj na dzban". To owoc naszych wspólnych wysiłków, a poza tym trwały ślad naszej pięcioletniej działalności. Dlatego zależy nam, aby dotarł do jak największej liczby słuchaczy.