Każdy w życiu spotkał osobę która wywarła na nim piętno.Swojego mistrza. Mistrz to ktoś taki kto mimo że nie jest obok, zawsze Ci towarzyszy. Moim mistrzem był, jest i zawsze będzie prof. Francuz.

Był niezwykłym profesorem. Na wykładach nie musiał sprawdzać obecności bo i tak wszyscy przychodzili specjalnie żeby go posłuchać. Gdy na innych przedmiotach kładli nam do głowy tezy, u niego stawialiśmy pytania, poddawaliśmy je w wątpliwość.

Był nie tylko wspaniałym nauczycielem ale i wspaniałym człowiekiem. Na seminarium magisterskim zawsze traktował nas po partnersku. Mimo,że dzieliła nas przepaść wiedzy, pokoleń, doświadczenia czy mądrości,  nigdy się nie wywyższał. Pozwalał nam zadawać głupie pytania, gubić się, znajdować i w każdej nawet trudnej osobistej sytuacji wyciągał pomocną dłoń. Wpuszczał nas młodych niedoświadczonych studentów do swojego laboratorium ze sprzętem za setki tysięcy i pozwalał nam tam "robić prawdziwą naukę". Prowadzenie pracy pod jego kierunkiem to był dla mnie prawdziwy zaszczyt.

Śmierć prof. Francuza to ogromna strata dla świata, nie tylko nauki. I choć nie mogę uwierzyć w jego odejście, a samo ono napawa mnie ogromnym smutkiem, wierzę że jego dzieło będzie trwać wiecznie w jego uczniach. W kontestacji zastanych prawd, w niekończącym poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie czym jest nasze poznanie, w otwartości na nieznane, niezgłębione. Wiecznie ciekawy świata, charyzmatyczny, otwarty i wielki. Zapamiętam już na zawsze jego pewny uścisk dłoni, powiedzonka o mózgu, kapelusz a`la krokodyl Dundee i ten wieczny pęd ku poznaniu...

Mistrzu, gdziekolwiek jesteś, będzie mi Cię brakowało...
Autor: Emilia Zabielska-Mendyk
Ostatnia aktualizacja: 20.11.2020, godz. 11:19 - Emilia Zabielska-Mendyk