Ks. Alfred Marek Wierzbicki
Lublin Karola Wojtyły
Przekładam w ręku zdjęcia Karola Wojtyły z lat jego pracy w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Najwięcej zachowało się tych, które dokumentują obecność Kardynała w uroczystych chwilach z życia Uniwersytetu takich jak: inauguracja roku akademickiego, opłatek, doktoraty. Patrzę także na zdjęcia dokumentujące wielokrotne spotkania Ojca Świętego Jana Pawła II ze społecznością KUL. Znam prawie wszystkie twarze, na których promienije tak wiele szczęścia w obecności papieża. Sięgam jeszcze po zdjęcia upamiętaniające wizytę Jana Pawła II w Lublinie w 1987 roku. Fotografie mówią tak wiele i tak mało. Są utrwalonym materialnie śladem wspólnych przeżyć. Ich przechowywanie jest znakiem pamięci o drogich osobach. Trafnie mówi Cyprian Kamil Norwid: „kto kocha, pragnie widzieć bodaj cień postaci”.
Ponad pół wieku temu w październiku 1954 roku ks. Karol Wojtyła przyjechał do Lublina po raz pierwszy jako wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Rok wcześniej uzyskał stopień doktora habilitowanego na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była to ostatnia habilitacja przeprowadzona na tym Wydziale przed jego likwidacją przez władze komunistyczne. Zamknięcie Wydziału Teologicznego UJ, który szczycił się tradycją sięgającą czasów królowej Jadwigi było ciosem wymierzonym w ciągłość akademickiej kultury w Polsce, wyrwaniem serca z żywego organizmu uniwersyteckiego, ukształtowanego przez wielowiekową tradycję opartą na chrześcijańskiej wizji człowieka jako istoty rozumnej i wolnej, poszukującej prawdy o sobie, świecie i Bogu w sposób uporządkowany metodologicznie, a jednocześnie pozwalający na połączenie wszystkch dyscyplin naukowych w system zwany uniwersytetem, czyli wszechnicą. Dla młodego uczonego, jakim był w roku 1953 ks. Karol Wojtyła, likwidacja Wydziału Teologicznego UJ mogła być zniszczeniem warsztatu pracy, rzeczy najcenniejszej, jaką posiada młody uczony, któremu trudno dalej rozwijać się i dojrzewać naukowo bez możliwości prowadzenia badań i bez możliwości dydaktyki, a właśnie jedno i drugie zapewnia uniwersytet. Wyrugowanie teologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego nie przerwało jednak pracy naukowej ks. Karola Wojtyły, kontynuował ją bowiem dalej w ramach Papieskiego Fakultetu Teologicznego, obejmującego kilka seminariów duchownych, działających w Krakowie. Prowadził tam wykłady z katolickiej nauki społecznej.
Lata 1953 i 1954 były szczególnie smutne i tragiczne w całej powojennej historii Polski. Były to lata brutalnej przemocy stosowanej przez komunistyczny reżym wobec Kościoła. Aresztowanie Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego, likwidacja wydziałów teologicznych na uniwersytetach w Krakowie i Warszawie oraz wkrótce potem odebranie Tygodnika Powszechnego redakcji, która go stworzyła i przekazanie tytułu w ręce uległych komunistom redaktorów z PAX-u, to najbardziej dotkliwe akty przemocy, która, wedle słów Engelsa, ma być, rzekomo, położną nowego społeczeństwa. Dziś trudno sobie nawet wyobrazić ponury klimat tamtego czasu, skalę represji dotykających Kościół i jego instytucje oraz barbarzyńską pogardę dla tysiącleci kultury europejskiej, w której Kościół twórczo i owocnie uczestniczył. Kościół nie był jedyną ofiarą przemocy, ale wyrządzone mu wówczas szkody faktycznie zagrażały pełnieniu jego misji.
Strona 1 z 8 :: Idź do strony: [1] 2 3 4 5 6 7 8
Wyrok wydany na Kościół był istotną częścią planu budowania socjalizmu. Musiał zginąć cały świat, który stworzyła przeszłość, aby z nicości mógł powstać nowy świat, wolny, jak marzyli rewolucjoniści, od jakiejkolwiek skazy. Czyż Marks nie napisał, że filozofowie nie muszą już trudzić się nad zrozumieniem świata, gdyż zadaniem <awangardy ludzkości>, jak określał proletariat, jest zmienić go? Dyktatura miała służyć utopijnej wizji społeczeństwa bezklasowego. Nihilizm nie był wówczas jeszcze modnym słowem, a już na pewno marksiści nie uważali siebie za nihilistów, a przecież to, co działo się w krajach komunistycznych było upiornym pochodem nicości przybranej w prostacką retorykę zwycięstwa. Niestety niewielu intelektualistów potrafiło zobaczyć w komunizmie nicość i samobójstwo dokonywane w rytmie bojowej pieśni. Trzeba docenić moralną wrażliwość poety, który zauważył, że wszystkie instrumenty zastąpił po prostu bęben grający marsza żałobnego zamiast pieśni zwycięstwa. Poetą tym był Zbigniew Herbert.
nareszcie idzie ludzkość cała
nareszcie każdy trafił w krok
cielęca skóra pałki dwie
rozbiły wieże i samotność
i stratowane jest milczenie
a śmierć niestraszna kiedy tłumna
kolumna prochu nad pochodem
rozstąpi się posłuszne morze
zejdziemy nisko do czeluści
do pustych piekieł oraz wyżej
nieba sprawdzamy nieprawdziwość
i wyzwolony od przestrachów
w piasek się zmieni cały pochód
niesiony przez szyderczy wiatr
i tak ostatnie echo przejdzie
po nieposłusznej pleśni ziemi
zostanie tylko bęben bęben
dyktator muzyk rozgromionych
( Pieśń o bębnie)
Nie wiem, z jakimi myślami przyjechał na KUL jesienią 1954 roku ks. Karol Wojtyła, były pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale nie mógł przecież nie odczuwać sytuacji rozgromienia, jaka spotkała jego macierzystą uczelnię. Podjął pracę naukową na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, aby tu od nowa budować dom dla swojej myśli i snuć inną intelektualną melodię niż ta, jaką wybijał “dyktator muzyk rozgromionych”.
Pierwsze kontakty ze środowiskiem filozoficznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego nawiązał już wcześniej za pośrednictwem profesora Stefana Swieżawskiego, mieszkającego wówczas w Krakowie i dojeżdżającego stamtąd regularnie do Lublina. Był on recenzentem rozprawy habilitacyjnej Karola Wojtyły zatytułowanej Próba opracowania etyki chrześcijańskiej według systemu Maxa Schelera. Recenzenta zachwyciła wnikliwość badawcza i szerokość spojrzenia autora rozprawy. Dostrzegł w nim kogoś, kto swym potencjałem naukowym mógłby doskonale wzmocnić siły nowego jeszcze Wydziału Filozoficznego KUL. Za sugestią Stefana Swieżawskiego dziekan Wydziału Filozoficznego Jerzy Kalinowski wystąpił do Senatu Akademickiego KUL z wnioskiem o zatrudnienie ks. dra hab. Karola Wojtyły w roku akademickim 1954/55 na zajęciach zleconych jako wykładowcę etyki filozoficznej. Etatowym pracownikiem KUL staje się ks.Wojtyła w roku akademickim 1956/57, zostaje wówczas mianowany zastępcą profesora przy Katedrze Etyki, co faktycznie oznacza, że jest jej kierownikiem. W roku 1957 ks. dr hab. Karol Wojtyła otrzymuje również zatwierdzenie na stanowisku docenta, a w roku 1976 Senat Akademicki KUL na wniosek Rady Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej nadaje ks. kardynałowi doc. dr hab. Karolowi Wojtyle przewidziany przez statut uczelni tytuł profesora honorowego KUL.
Strona 2 z 8 :: Idź do strony: 1 [2] 3 4 5 6 7 8
Swe obowiązki profesora KUL kardynał z Krakowa pełnił aż do wyboru na papieża w dniu 16.X.1978 roku. W ciągu swej trwającej dwadzieścia cztery lata pracy naukowo-dydaktycznej na KUL Karol Wojtyła pozostaje związany z Lublinem. Jego obecność zostawia tu coraz wyraźniejsze piętno. Współtworzy oryginalną lubelską szkołę filozofii, staje się mistrzem dla swych uczniów, wiąże się trwającymi do śmierci więzami przyjaźni zarówno ze swymi kolegami uniwersyteckimi, jak i ze swymi uczniami, którzy z czasem stają się jego najbliższymi współpracownikami naukowymi. Myśliciel, mistrz, przyjaciel - a w tym wszystkim kapłan Jezusa Chrystusa - oto bogata duchowa treść obecności Karola Wojtyły wśród społeczności Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który teraz po śmierci papieża nazywa się Uniwersytetem im. Jana Pawła II.
Podjęcie przez teologa i filozofa z Krakowa pracy na Wydziale Filozoficznym KUL było nieocenionym darem dla tego Wydziału. Pamiętajmy, że mimo iż filozofia była wykładana od założenia KUL-u w 1918 roku, wszak jego założyciel i pierwszy rektor ks. Idzi Radziszewski, sam był filozofem, to Wydział Filozoficzny powstał dopiero w 1946 roku i niemal od razu spotkały go represje utrudniające funkcjonowanie. Na początku lat pięćdziesiątych nowy Wydział borykał się z trudnościami kadrowymi, ponieważ niektórzy jego profesorowie, współtwórcy tego Wydziału jak: ks. Józef Pastuszka, ks. Stanisław Adamczyk i Czesław Strzeszewski, otrzymali od władz państwowych zakaz prowadzenia wykładów. Starych mistrzów zaczęli zastępować młodzi pracownicy naukowi, którzy nie zdążyli jeszcze narazić się <nowej władzy>. Dziekanem został wówczas Jerzy Kalinowski, który studia prawnicze i filozoficzne ukończył podczas okupacji we Francji, a po powrocie do Lublina dość szybko habilitował się na KUL-u. W 1951 zatrudniony został młody dominikan o. dr Albert Krąpiec, któremu powierzono nieobsadzoną Katedrę Metafizyki. W międzyczasie doktoryzowali się dwaj wybitni księża, należący do pierwszego pokolenia studentów nowego Wydziału - ks. Marian Kurdziałek i ks. Stanisław Kamiński. Od początku istnienia Wydziału jego profesorem był historyk filozofii Stefan Swieżawski. Do tego właśnie grona dołączył ks. Karol Wojtyła w momencie wielkich trudności Uniwersytetu związanych z oporem i walką o przetrwanie i jednocześnie w momencie, w którym zaczęło kształtować się ciekawe i inspirujące do rozwoju środowisko filozoficzne.
Lata ciężkich doświadczeń wojennych i niepokojów powojennych nie mogły nie skłaniać do stawiania najbardziej podstawowych pytań dotyczących sensu ludzkiego życia. Wobec wielu zniszczeń i wszechobecnej śmierci zadawanej ludziom przez ludzi ważne stało się pytanie - czym jest rzeczywistość, i czy posiada ona obiektywne i nienaruszalne podstawy? Co realnie istnieje i dlaczego? Odwieczne pytanie o realizm i racjonalność ludzkiego poznania, stawiane w momencie sporu o świat - sporu, który zarówno hitleryzm jak i stalinizm próbowały roztrzygać nie poprzez dyskusję, lecz siłą - domagały się zbudowania filozofii maksymalistycznej, to znaczy takiej, która tych pytań nie unika, ale wokół nich ogniskuje swe poszukiwania. Skupieni w Lublinie filozofowie, aby sprostać zadaniu, przed jakim stanęła myśl filozoficzna - rozwijali klasyczną filozofię bytu, której początki sięgały filozofii greckiej, a jej szczególnie dojrzały rozwój nastąpił w myśli św. Tomasza z Akwinu. Chodziło im jednak nie tyle o przypomnienie zagubionej świetnej tradycji czy to Platona i Arystotelesa, czy to św. Augustyna i św. Tomasza, ale o takie rozumienie rzeczywistości, które nie zadaje jej gwałtu, a jeśli pielęgnowali myśl dawnych mistrzów, to właśnie dlatego, że radziła ona sobie z wielkimi problemami jak byt, człowiek, moralność, religia. Sięganie do klasycznej tradycji europejskiej stanowiło akt intelektualnej odwagi oraz wyrażało trudną w tamtych czasach wiarę w możliwość ciągłości i rozwoju kultury pomimo katastrof, będących rezultatem wyboru siły przed pokorą wobec rzeczywistości.
Podstawowym problemem, jaki sobie stawiano w okresie kszałtowania się tego stylu uprawiania filozofii, który czasem nazywa się “lubelską szkołą filozoficzną”, był problem rozumienia rzeczywistości. Nie pozostaje bez znaczenia, że realizm w uprawianiu metafizyki doprowadził filozofów z Lublina do odkrycia centralnego miejsca problematyki człowieka w realistycznej filozofii. Pojawienie się w Lublinie etyka z Krakowa, zafascynowanego problemem osoby, ożywiło oczywiście ten kierunek poszukiwań filozoficznych i dopełniło realistyczną metafizykę śmiałą próbą realistycznej etyki. To Karol Wojtyła zaszczepił w lubelskim środowisku personalizm zarówno w antropologii czyli filozoficznej teorii człowieka jak i w etyce, będącej filozofią ludzkiej moralności, uczyniwszy z personalizmu szczególny wyznacznik realizmu w filozofii. Bo czyż można mówić, że ktoś odkrył, czym jest rzeczywistość, dopóki nie odkrył prawdy o człowieku jako osobie?
“Uważam - mówi ks. Tadeusz Styczeń, uczeń i następca kardynała Wojtyły na Katedrze Etyki - że to Karol Wojtyła “zaraził “ lubelskie środowisko filozoficzne - i po dziś dzień je ozdrowieńczo bulwersuje - swym personalizmem. (...) Pierwszą tedy sprawą - dodaje ks. Styczeń - istotną dla personalistycznej etyki Karola Wojtyły, jest podkreślanie, że każda poszczególna, niepowtarzalna osoba - zarówno własna, jak i cudza - nosi w sobie samej wystarczający powód tego, by była przez każdą osobę - własną i drugą - afirmowana dla niej samej; że zatem trzeba i wystarczy zobaczyć ten powód, czyli “zobaczyć człowieka w człowieku”, by zobaczyć się - siebie samego - niejako osaczonym przez powinność miłowania każdego, czyli afirmowania go dla niego samego. (T.Styczeń, E. Balawajder, Jedynie prawda wyzwala. Rozmowy o Janie Pawle II, Rzym 1986, s.26.) U podstaw zatem Wojtyłowskiej etyki personalistycznej znajduje się doświadczenie osoby i tkwiące już w doświadczeniu człowieka doświadczenie tego, co osobie od osoby jest powinne, odczytane jako norma personalistyczna nakazująca bezwarunkową miłość każdej osoby. Uprawianie etyki, owszem, polega na tworzeniu teorii naukowej wyjaśniającej fakt, który narzuca doświadczenie, ale zawsze doświadczenie pozostaje pierwotne w stosunku do teorii i ono stanowi ostateczne kryterium jej prawdziwości, spójności i zupełności.
Strona 3 z 8 :: Idź do strony: 1 2 [3] 4 5 6 7 8
Mało kto wówczas wiedział, że zachwycony człowiekiem etyk i mądry duszpasterz ks. Karol Wojtyła jest również poetą i dramaturgiem. Wprawdzie niektóre jego wiersze były już publikowane, z tym że ich autor ogłaszał je pod pseudonimem, ponieważ przełożeni kościelni uważali w tamtym czasie, że księdzu nie bardzo wypada zajmować się poezją... Uprawianie literatury przez młodego duszpasterza i myśliciela stanowiło zwiastun ważnej przemiany w kulturze polskiej, przemiany wówczas jeszcze trudnej do dostrzeżenia. Prowadziła ona z jednej strony do rozwoju twórczości poetyckiej wśród duchownych, przecież osiągnięcia poetyckie Karola Wojtyły, Jana Twardowskiego i Janusza Pasierba wpisały się na trwałe do dorobku literatury polskiej XX wieku, a z drugiej strony dokonywało się zbliżenie wielu twórców do Kościoła. Unia poety i etyka w przypadku Karola Wojtyły stała się szczególnie płodna zarówno dla literatury bogatszej o wrażliwość moralną, jak i dla etyki, czerpiącej z wrażliwości artystycznej wiele materiału doświadczalnego.
W latach bezpośrednio po wojnie Karol Wojtyła pisze dramat Brat naszego Boga, osnuty na motywach z biografii Adama Chmielowskiego, malarza, który jako Brat Albert wybrał drogę powołania zakonnego realizującego się w służbie dla ubogich. Brat Albert zrywa ze sztuką, którą uprawiał pędzlem, ale nie porzuca poszukiwania prawdziwego oblicza człowieka w obliczu Chrystusa, gdyż jego wybór oznacza przeniesienie tych poszukiwań z terenu sztuki wprost do życia, w którym spełnia się dobroć i świętość. Namalowany przez siebie obraz Ecce Homo, przedstwiający poniżenie Chrystusa ukoronowanego cierniem, bohater dramatu Wojtyły przenosi z pracowni malarskiej do ogrzewalni dla bezdomnych. Nie jest to kapitulacja sztuki przed życiem, ale można w tym geście widzieć odkrycie możliwej syntezy. Sztuka nie powinna zastępować życia, ale może pomóc je zrozumieć, ponieważ może proroczo przygotować odnalezienie sensu życia.
Dramat Brat naszego Boga zawiera ważne akcenty moralno-społeczne odnoszące się do wyzwań nowej epoki. Pojawia się u Brata Aberta anonimowy gość, przypominający sylwetkę Lenina. Jest to rewolucjonista, który chce użyć gniewu ludzi upośledzonych społecznie, aby przeprowadzić rewolucję. Brat Albert przyjmuje drogę alternatywną w stosunku do marksizmu, polegającą na zastąpieniu przemocy moralnym zwycięstwem dobra w człowieku, zdolnym do służby innym bez wyrządzania nikomu krzywdy. Zanim Karol Wojtyła rozwinie swą personalistyczną teorię uczestnictwa, będącej alternatywą dla alienacji, już wcześniej w jego twórczości dramaturgicznej zaczyna rysować się rozwiązanie tego problemu przy pomocy środków właściwych dla sztuki. Sztuka niejako wyprzedza i przygotowuje dzieło filozofa. Uderza także to, że Karol Wojtyła swój dramat opiera nie na całkowitej kreacji artystycznej, lecz sięga do wydarzeń z biografii wspaniałego człowieka, nie przeczuwając zapewne, że w przyszłości jako papież Jan Paweł II, ogłosi go błogosławionym i świętym.
Zaiste, niezmiernie cenną rzecz wnosił Karol Wojtyła, ukryty poeta, w trud budowania realistycznej filozofii. Jego etyka nie wynikała z jakiegoś systemu, ale budował ją w oparciu o doświadczalne ujrzenie człowieka w człowieku. Paradoksalnie doświadczenie to jest i łatwe i trudne! Uprawiał nadal poezję, która pomagała mu zachować widzenie prawdy o człowieku, która poruszała jego myśl i domagała się poszukiwania jej najgłębszego fundamentu w racjonalnej teorii filozoficznej. Czyż nie napisał strof Pieśni o blasku wody po to, aby tak poezję jak i myśl - i w ogóle wszelki czyn ludzki - kształtować w blasku widzenia, w którym prawda sama się odsłania?
Ceniony profesor ks. Karol Wojtył dał się poznać również jako człowiek cieszący się zaufaniem i autorytetem wśród młodzieży. Połączenie tych dwu cech - profesorskiej kompetencji i ludzkiego ciepła było jeszcze jednym przejawem zdolności do duchowej syntezy rzeczy dość często rozdzielanych. “”Wuj”bowiem, tak Go zwano - wspomina Jerzy W. Gałkowski - był oblegany przez nas, wówczas młodych, którzy potrzebowali nie tylko racji naukowych, ale także Jego mądrości i dobroci w swoich licznych problemach i trudnościach życiowych. Pomagał każdemu, kto się tylko doń zwrócił. Pomagał również i materialnie, o czym wiedzieli tylko nieliczni, przekazując część, a potem i całość swej pensji na stypendia.” (J. W. Gałkowski, Karol Kardynał Wojtyła a Katolicki Uniwersytet Lubelski, w: M.Filipiak (red.), A. Szostek (red.), Obecność. Karol Wojtyła w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Lublin 1989, s.41.)
Strona 4 z 8 :: Idź do strony: 1 2 3 [4] 5 6 7 8
Profesor Gałkowski również wspomina, że na wykłady jego Mistrza garnęli się studenci z innych wydziałów, którzy nie mieli nawet tych wykładów w swym programie studiów. Na sali wykładowej było tak tłoczno, że studenci siedzieli nie tylko w ławkach, ale również na podłodze i na parapetach okien, a nawet stali oparci o ścianę. Do tych obrazów dodać trzeba jeszcze spotkania poza uczelnią, choćby te odbywane z różnych okazji w akademiku na Poczekajce, dni skupienia prowadzone u sióstr Urszulanek z ulicy Narutowicza, spacery i dyskusje w Nałęczowie, i oczywiście wakacyjne obozy wędrowne w górach i na Mazurach. Mimo że profesor dojeżdżał z Krakowa i czas jego pobytu był już przez to ograniczony, nie szczędził on go nigdy dla studentów. Wspomina się przy tym dwie charakterystyczne rzeczy. Nieraz spóźniał się dlatego, że albo ktoś zatrzymywał go korzystając po drodze z możliwości rozmowy, albo sam zatrzymywał się dłużej na modlitwę w kościele akademickim. Także i w tych wspomnieniach zdaje się przejawiać właściwa Karolowi Wojtyle - kapłanowi, etykowi i poecie - zdolność do syntezy spraw drobnych i wielkich, ważnych z najważniejszymi.
Wchodził coraz bardziej w środowisko kulowskie, szczególnie zintegrowane w trudnych dla katolickiej uczelni latach pięćdziesiątych. Ktoś powiedział, że KUL stanowił wówczas prawdziwą <wyspę wolności>. Istotną cechą tej wyspy było kultywowanie przyjaźni i prowadzenie róźnych form życia wspólnotowego jak spacery, pogawędki, konwersacje w językach obcych, prywatne konwersatoria naukowe, wieczory taneczne, rekolekcje i dni skupienia, wspólnie uprawiane sporty, zimą kuligi. Sprzyjały temu także warunki życia wielu profesorów pod wspólnym dachem domu koło Biblioteki Uniwersyteckiej przy ulicy Chopina. W domu tym, jak wspomina Irena Sławińska, tym samym kluczem otwierało się wszystkie mieszkania. Oto fragment jej wspomnień poświęcony spotkaniom z Karolem Wojtyłą. “W taką aurę wszedł i Ksiądz Karol Wojtyła. Nie pamiętam już, na którym piętrze zjawił się najpierw. Może przywiodła Go pani Lola [Leokadia Małunowiczówna], zawsze - jak wiadomo - chytra na ciekawych ludzi. Co najdziwniejsze, związał się właśnie z nami wilniukami, mimo naszych uprzedzeń do “galileuszy”. Rozbroiły nas celne, ale i trochę kpiną podszyte żarty i uśmiechy krakowiaczka. Zwłaszcza z Lolą szybko skrzyżował szpady.” (I. Sławińska, Szlakami moich wód, Lublin 1998, s.159.) To piękne wspomnienie nie potrzebuje komentarza, ale zauważmy, że “galileusz” to ktoś z Galicji, ktoś właściwie obcy dla ludzi ze Wschodu...Lublin posiadał wszakże swój genius loci, a KUL bardzo pomagał, aby ów duch miejsca nie pozostawał bezczynny. Otóż każdy, niezależnie skąd przybywał, stawał się <jednym z nas>, “wilniucy” i “galileusze”, poznaniacy i warszawianie szybko się tu zadomowiali, nawet jeśli był to tylko ich drugi dom związany z pracą.
W 1958 roku ksiądz Karol Wojtyła został biskupem pomocniczym w Krakowie, a w 1963 został mianowany Arcybiskupem Metropolitą Krakowskim, zaś w 1967 roku Paweł VI kreował go kardynałem. Podejmowanie coraz bardziej zaszczytnych i odpowiedzialnych zadań w Kościele nie pociąga za sobą zerwania z pracą uniwersytecką. Ksiądz Karol Wojtyła rozpoczął pracę naukową, gdyż takie zadanie powierzyli mu jego przełożeni, aby jego powołanie kapłańskie mogło zrealizować się także w wielkim formacie intelektualnym. Rzecz znamienna, kiedy sam zostaje biskupem, również nie zwalnia siebie z kontynuowania pracy naukowej, a nawet nabiera ona w tym okresie szczególnej wyrazistości i przynosi osiągnięcia liczące się nie tylko w polskiej myśli filozoficznej, ale są to dokonania intelektualne o zasięgu światowym. Jako wybitny filozof Karol Kardynał Wojtyła dał sie poznać na arenie międzynarodowej już w okresie poprzedzającym jego wybór na papieża. Wiele mówią wspomnienia o udziale kardynała z Krakowa jako profesora z Lublina na Międzynarodowym Kongresie Filozoficznym w Neapolu w 1974 z okazji 750. rocznicy urodzin św. Tomasza z Akwinu. Ów kongres Josef Pieper nazwał wręcz „kongresem Kardynała z Krakowa”, który jako fenomenolog potrafił do rzeczy starych, znanych z tradycji, dorzucić sporo nowych, czyniąc ją tradycją prawdziwie żywą.
Główne prace filozoficzne Karola Wojtyły Miłość i odpowiedzialność (1960) oraz Osoba i czyn (1969) to publikacje naukowe ogłoszone już przez biskupa i kardynała. Książka Miłość i odpowiedzialność, stanowiąca personalistyczne studium etycznej problematyki seksualno-małżeńskiej szybko spotkała się z żywym zainteresowaniem zagranicą. Już bowiem w drugiej połowie lat sześciedziesiątych ukazała się ona w trzech przekładach na język francuski, włoski i hiszpański. Kolejne zaś przekłady tej pozycji, oraz liczne tłumaczenia Osoby i czynu opublikowane zostały w okresie pontyfikatu.
Strona 5 z 8 :: Idź do strony: 1 2 3 4 [5] 6 7 8
Uniwersytet dla Karola Wojtyły jest prawdziwą wspólnotą osób - communio personarum, jak sam zwykł go nazywać. Ta zarazem tradycyjna i nowoczesna personalistyczna koncepcja uniwersytetu każe widzieć jego jądro w seminarium naukowym. “W seminarium bowiem - pisze Karol Wojtyła - spotykają się ze sobą profesorowie i studenci; nie jako ci, którzy przekazują prawdę, oraz ci, którzy ją choćby tylko krytycznie przyjmują. Spotykają się natomiast jako wspólnie dochodzący do prawdy, oczywiście, że przede wszystkim studenci z pomocą profesorów, ale także - bodaj w jakiejś mierze - i profesorowie z pomocą studentów.” (K.Kard. Wojtyła, Wypowiedź w Ankiecie: Żywotne tradycje uniwersytetu europejskiego, “Zeszyty Naukowe KUL” 2(1978) s. 51.) Nie byłem osobiście studentem Karola Wojtyły, a jednak mam wrażenie jakbym się jakoś pośrednio spotkał z jego sposobem prowadzenia seminarium. Taką szansę dało mi uczestniczenie w seminariach etyki moich profesorów ks. Tadeusza Stycznia i ks. Andrzeja Szostka. Były to ich własne seminaria i jakoś na wskroś <Wojtyłowskie> poprzez wspólne ze studentami i współpracownikami w Katedrze Etyki poszukiwanie prawdy, karmienie się nią w atmosferze szacunku dla każdej prawdy i spotykanej u każdego, jak mądrze powiedział ojciec Akademii i twórca filozoficznego dialogu - Platon.
Kardynał Wojtyła korzystał ze swego seminarium także w celu zebrania informacji o nowych książkach, na przeczytanie których przy swych licznych obowiązkach nie starczało mu oczywiście czasu. W ostatnich latach poprzedzających pontyfikat seminaria często odbywały się w Krakowie i trwały wiele godzin, najczęściej aż do późnego wieczoru, czyli aż do czasu odjazdu pociągu z Krakowa do Lublina. Być może były to najdłuższe seminaria naukowe, jakie zna historia uniwersytetu. Z całą zaś pewnością stanowiły one wyraz szczególnej miłości profesora do wspólnotowego uprawiania nauki, dzięki czemu mistrz i uczniowie współuczestniczyli w tym samym dobru, które także współtworzyli stając się sami prawdziwiej sobą.
Wraz z rozwojem biskupiej działalności Karola Wojtyły na szerszej płaszczyźnie kościelnej, a taką płaszczyznę, najszerszą z możliwych, stworzył w latach 1962-65 Drugi Sobór Watykański, wysoka uniwersytecka kultura, bogactwo i głębia myśli, pozwalają mu wnieść znaczący wkład w dzieło Soboru. Oczywiście biskup nie musi być profesorem, w przypadku jednak Karola Wojtyły synteza ta była prawdziwie głęboka i istotna. Metropolita Krakowski Arcybiskup Karol Wojtyła pracował w soborowej komisji przygotowującej Konstytucję duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym, znaną pod łacińskim tytułem Gaudium et spes oraz brał udział w przygotowaniu Deklaracji o wolności religinej Dignitatis humanae. Jak bardzo myśl Soboru i myśl Karola Wojtyły zaczynają się przenikać, świadczą o tym pisane wówczas przez niego prace naukowe oraz liczne wypowiedzi duszpasterskie. W okresie soborowym i posoborowym Wojtyłowski personalizm dojrzewał w pełni dzięki nowym impulsom, jakich refleksji filozoficznej dostarczył Sobór. Antropologiczne studium Osoba i czyn jest poniekąd rozwinięciem prawd wyrażonych przez Sobór, tych samych prawd o godności osoby i jej prawach, o wolności i sumieniu, o uczestnictwie i dobru wspólnym, o spełnianiu się osoby poprzez miłość - prawd, które stały się już wcześniej przedmiotem wnikliwych analiz biskupa profesora etyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Wielka humanistyczna myśl Soboru domagała się przeniesienia jej w praktykę Kościoła i dlatego posoborowy Kościół dla wypełnienia swych wymagających zadań pastoralnych potrzebował gruntownej refleksji filozoficznej na temat człowieka. Autor książki Osoba i czyn podstawę ludzkiej transcendencji dostrzega w ludzkiej zdolności do poznania prawdy i wolnego przylgnięcia do niej. Wolność ujmowana w horyzoncie prawdy wyróżnia człowieka spośród innych istot żyjących i stanowi zasadę kształtowania się ludzkiej kultury, w której realizują się humanistyczne wartości duchowe. To filozoficzne spojrzenie na transcendentny charakter bytu osoby zostaje w pełni potwierdzone przez objawienie chrześcijańskie. Jak wiadomo, refleksja ta będzie nadal rozwijana już przez papieża Jana Pawła II, który sprawę poznania godności człowieka poprzez objawienie Jezusa Chrystusa postawi w centrum swego papieskiego nauczania.
Jest niezapomniany dzień 16 pażdziernika 1978 roku, świat obiega wiadomość o wyborze kardynała Wojtyły na papieża. Porusza ona Polskę. Wzbudza emocje w Krakowie. Wzbudza je, rzecz oczywista, w Lublinie. Zaczynamy dopiero w pełni rozumieć, jak bardzo do niego należeliśmy i jak bradzo on do nas należał. Zrozumiałe, że na frontonie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego pojawił się radosny i pełen dumy napis: “Nasz Profesor Papieżem”. To było prawie dwadzieścia lsiedem at temu, a przecież świadkowie tamtego wieczoru do dzisiaj pamiętają jego radosny nastrój. Spełniło się to, o czym nikt nie śnił. Już wtedy ktoś przypomiał zapomniany wiersz Juliusza Słowackiego o słowiańskim papieżu. W proroczej wizji poety słowiański papież to “ludowy brat”. A więc - fakt: Jan Paweł II - Ojciec Święty, który nie przestaje być Bratem, Jednym z nas. Kiedy śpiewano w kościele akademickim uroczysty hymn Gaude Mater Polonia, obecni na dziękczynnej Mszy świętej nie mogli powstrzymać sie od szlochu. Język ciała okazał się wszak bardziej zdolny do wyrażenia znaczenia tamtej chwili aniżeli jakiekolwiek słowa.
Strona 6 z 8 :: Idź do strony: 1 2 3 4 5 [6] 7 8
***
Kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II niemal od samego początku swego pontyfikatu zaczął zaskakiwać świat swoim pielgrzymowaniem z Rzymu do kościołów lokalnych w całym świecie, pojawiło się gorące oczekiwanie, że na trasie Jego pielgrzymek do Ojczyzny znajdzie się Lublin. Trzeba było jednak trochę poczekać na ten wyjątkowy dzień, aby Ojciec Święty mógł gościć w Lublinie w dniu 9.VI 1987 r. w czasie trzeciej papieskiej pilegrzymki do Polski. Ale już w ramach pierwszej i drugiej pielgrzymki odbyły się osobne spotkania Jana Pawła II ze społecznością Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W 1979 roku spotkanie Jana Pawła II z profesorami i studentami KUL miało miejsce w Bazylice Jasnogórskiej. Warto przypomnieć, że wielu studentów przybyło w pieszej pielgrzymce, gdyż napotkali utrudnienia ze strony władz państwowych i nie mogli przyjechać pociągiem. Wciąż obowiązywała walka ideologiczna prowadzona przez ateistyczne państwo. Ojciec Święty doskonale tę sytuację rozumiał, dlatego swoje przemówienie rozpoczął słowami, które od razu wprowadziły serdeczny domowy klimat. “Moi Drodzy, ja jestem Wam bradzo wdzięczny i za te emocje natury kolejowej, i za te obrzęki na nogach, i za to żeście tutaj tak licznie przybyli, i za to żeście się do mnie tak dość zasadniczo przyznali...” (Jasna Góra, 6.VI.1979.) W przemówieniu papieskim znalazły się doniosłe słowa o uniwersytecie jako “jednym z arcydzieł kultury ludzkiej” i “odcinku walki o człowieczeństwo człowieka”. Swą refleksją o uniwersytecie Jan Paweł II przełamywał narzucony przez komunistów schemat walki ideologicznej. Wyzwolenie, o którym mówił, nie ma nic wspólnego ze zwycięstwem tej czy innej strony, gdyż chodzi o to, aby człowiek jako osoba odnosił moralne zwycięstwo mocą poznawanej prawdy. Także po dwudziestu pięciu latach papieskie przesłanie do partykularnej społeczności KUL-u nie przestaje być uniwersalnym drogowskazem dla każdego uniwersytetu, gdyż związek uniwersytetu ze sprawą człowieka jest niezależny od uwarunkowań natury społecznej i politycznej. A wobec inwazji cywilizacji pragmatycznej myśl o wychowaczej roli uniwersytetu należy odczytywać jako swoistą przestrogę, aby uniwersytet nie zagubił tego, co dla niego najistotniejsze. “Owszem - przestrzegał Jan Paweł II - można nawet wyprodukować - złe wyrażenie, brutalne wyrażenie - można wytworzyć serię ludzi wyuczonych, wykształconych, ale problem jest nie w tym, chodzi o to, czy się wyzwoliło ten olbrzymi potencjał duchowy człowieka, przez który człowiek urzeczywistnia swoje człowieczeństwo.”
Podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny Ojca Świętego Jana Pawła II w czerwcu 1983 r. trwał jeszcze stan wojenny. Ojciec Święty nie mógł i tym razem spełnić swego pragnienia przybycia do Lublina. Żadne miasto w Polsce na wschód od Wisły nie znalazło się na trasie papieskiej pielgrzymki. Spotkanie, podczas którego Jan Paweł II otrzymał tytuł doktora honoris causa, nadany mu przez wszystkie wydziały Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, miało miejsce w Warszawie. Dostojny Doktor nazwał KUL również swoją <Alma Mater>. W lakonicznym, powściągliwym stylu, Jan Paweł II, mówił o związku pomiędzyniepodległością a uniwersytetem. Zdanie to padło w nawiązaniu do obchodzonej 65. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości zbiegającej się również z 65. rocznicą założenia KUL-u. Niesłychana krótkość tego zdania potęgowała światło, jakie w nim było zawarte, tak bradzo potrzebne w mrocznych miesiącach stanu wojennego.
Strona 7 z 8 :: Idź do strony: 1 2 3 4 5 6 [7] 8
Rok 1982 oznacza ponadto początek w akademickiej strukturze KUL bardziej systematycznej recepcji nauczania Papieża, który kiedyś był Profesorem tej uczelni. W tym celu założony został wówczas Instytut Jana Pawła II, którego wieloletnia już działalność może poszczycić się imponującym dorobkiem. W swych publikacjach, sympozjach, konwersatoriach oraz na łamach kwartalnika Ethos, Instytut Jana Pawła II stara się odkrywać sens pontyfikatu w kontekście współczesnej kultury. Pracom Instytutu, kontynuującego program Katedry Etyki, kierowanej przez ćwierć wieku przez Karola Wojtyłę, przygląda się z perspektywy Watykanu również Ojciec Święty. Dał temu wyraz w wywiadzie udzielonym Vittorio Messoriemu. “Mam na myśli uczelnie, które znam, oraz te, do których powstania się przyczyniłem. Mam na myśli w szczególności Katedrę Etyki na Uniwersytecie Katolickim w Lublinie, mam na myśli powstały tam - już po moim odejściu - Instytut, który prowadzą moi najbliżsi współpracownicy i uczniowie. Mam na myśli ks.prof. Tadeusza Stycznia oraz ks.prof. Andrzeja Szostka. Osoba nie jest tylko wspaniałą teorią. Znajduje się ona równocześnie w centrum ludzkiego ethosu.” (Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s.155.)
Nadszedł wreszcie oczekiwany dzień przyjazdu Ojca Świętego do Lublina - 9 czerwca 1987 roku. Pierwszą stację pielgrzymki Jana Pawła II w Lublinie stanowiła modlitwa na Majdanku na terenie byłego obozu koncentracyjnego. Potem przejazd do Katedry i zatrzymanie się na chwilę modlitwy w murach świątyni, którą Dostojny Gość znał dobrze z okresu swych profesorskich przyjazdów do Lublina. Odwiedziny Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego stają się okazją do spotkania z ludźmi nauki przybyłymi z całej Polski oraz do specjalnego spotkania ze społecznością kulowską, która na spotkanie z Ojcem Świętym w tym miejscu oczekiwała prawie dziesięć lat. Ostatni akt, kulminacyjny, to celebracja Eucharystii przed nowym kościołem na Czubach.
Przemówienie Ojca Świętego Jana Pawła II do społeczności Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wygłoszone na dziedzińcu uniwersyteckim w pobliżu pomnika będącego symbolem trwałej obecności w tym Uniwersytecie postaci Prymasa Tysiąclecia i Papieża Polaka, jest zwieńczeniem przesłań dla KUL-u z obydwu poprzednich papieskich pielgrzymek do Polski. Wszystkie te trzy przemówienia budują tryptyk o doskonałej dramaturgii, której osnową jest dramat wyzwolenia - niepodległości i służby. Mówią one w sposób niezrównanie piękny o istocie i zadaniach uniwersytetu. Kulminacyjne słowa przesłania z trzeciej pielgrzymki zostały potem wykute na tablicy wmurowanej w ścianie obok wejścia do kościoła akademickiego.
Uniwersytecie, służ Prawdzie!
Jeśli służysz prawdzie - służysz Wolności.
Wyzwoleniu człowieka i Narodu.
Służysz Życiu!
Strona 8 z 8 :: Idź do strony: 1 2 3 4 5 6 7 [8]