Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Maciej MÜNNICH

Wojna Hamas vs Izrael

Maciej MÜNNICH | 2023-10-09

Ostatni weekend przebiegł pod znakiem ataku bojowników Hamasu na Izrael. Dwa elementy tego ataku okazały się zaskoczeniem: skala ataku oraz słabość przeciwdziałania izraelskiego w pierwszym dniu, a nawet pierwszych dniach. Według różnych źródeł w pierwszym dniu ataku Hamas wystrzelił od 2,2 do 5 tys. rakiet na Izrael. Taka liczba wystarczyła do przełamania izraelskiej obrony przeciwlotniczej/przeciwrakietowej, w tym słynnej Żelaznej Kopuły. Nie ma tu znaczenia, że rakiety wystrzeliwane ze Strefy Gazy są często prymitywnymi samoróbkami (choć nie wszystkie). Ewidentnie ilość wygrała z jakością. Trzeba pamiętać, że nie istnieje system obrony przeciwlotniczej, mogący zwalczać jednocześnie tak dużą ilość rakiet, nie wspominając o kosztach takiej obrony. Jednak dotychczas zmasowany atak rakietowy był domeną państw. Dlatego Izrael obawiał się rosnącej rakietowej potęgi Iranu. Ostatnie dni pokazały, że także organizacje poza-państwowe, takie jak Hamas, są w stanie zgromadzić wystarczające zasoby, by przełamywać nawet najbardziej wyszukane systemy obrony. Drugim elementem ataku Hamasu był atak bojowników na tereny Izraela. Warto zauważyć, że atak został przeprowadzony na ziemie należące do Izraela od 1948, nie zaś na tereny okupowane od 1967 (Zachodni Brzeg Jordanu). Z oświadczeń izraelskiej policji wynika, że na teren Izraela przedostało się ok. 1000 bojowników. Część z nich powróciła na teren Strefy Gazy, część nadal pozostaje w Izraelu, a nawet w nocy miały być przesyłane kolejne posiłki. Oczywiście część zginęła w walkach, lub została ujęta. W najbliższych godzinach poszczególne punkty oporu będą likwidowane i Izrael ogłosi oczyszczenie swych ziem z terrorystów. Łączne starty po stronie Izraela to obecnie ponad 700 zabitych, a liczba ta z pewnością jeszcze wzrośnie. Dla porównania, w regularnej wojnie Jom Kippur przeciw Egiptowi i Syrii (+ sojusznicy),  w której po obu stronach walczyły setki tysięcy żołnierzy, Izrael stracił nieco ponad 2600 ludzi. Zaskakuje więc skala start, wynikająca z nieprzygotowania strony izraelskiej, która dotychczas chlubiła się najlepszym wywiadem. Ewidentnie Izrael został zaskoczony, co samo w sobie jest zaskoczeniem. Rodzi to różne spekulacje, niekiedy zupełnie bez związku z rzeczywistością. Spotkać się można z opiniami, że wywiad izraelski był zajęty zwalczaniem opozycji, przez co „nie zauważył” przygotowań Hamasu i na tej podstawie natychmiast jest budowana paralela z polską sytuacją polityczną. Należy podkreślić, że izraelski wywiad (Mosad) działa wyłącznie na zewnątrz państwa Izrael, nie zajmując się w ogóle kwestiami wewnętrznymi. Tym zajmuje się izraelski kontrwywiad, czyli Szin Bet. Podobnie bezpodstawną wydaje się sugestia, że to premier Netanjahu chciał doprowadzić do eskalacji, by wzmocnić swoją pozycję polityczną. Po pierwsze ostatnio Likudowi i jego politycznym, nacjonalistycznym sprzymierzeńcom udało się poprawić notowania, a i protesty opozycji osłabły, więc nie było potrzeby do podgrzewania nastrojów z powodów politycznych. Po wtóre zaś z pewnością 700 martwych obywateli nie poprawi pozycji żadnego rządu w Izraelu. Na razie trzeba powiedzieć, że nie wiadomo dlaczego Izrael dał się zaskoczyć, poza oczywistym stwierdzeniem, że atak nastąpił w dzień świąteczny (święto Simchat Tora, ostatni, najradośniejszy dzień Święta Namiotów), co znowu przywołuje skojarzenia z wojną Jom Kippur.

Najistotniejszym pytaniem jest jednak, dlaczego Hamas zdecydował się właśnie teraz na tak dużą akcję. Odrzucić należy ogólniki mówiące o trwałym konflikcie izraelsko-palestyńskim. Podobnie wyjaśnieniem nie są wewnętrzne, polityczne kłopoty Izraela, ponieważ trwają one już od dobrych kilku lat. Wydaje się, że prawdziwym powodem ataku Hamasu były próby storpedowania zawarcia porozumienia saudyjsko-izraelskiego. W ciągu ostatniego miesiąca wspominał o nim zarówno wszechwładny następca saudyjskiego tronu Mohammad bin Salman, jak i premier Netanjahu oraz prezydent Biden (USA są pośrednikiem w tych rozmowach). Ewentualne zawarcie tego porozumienia oznaczałoby dla Palestyńczyków praktycznie zupełne osamotnienie w świecie arabskim. Należy pamiętać, że najbliżsi sąsiedzi, czyli Egipt i Jordania, mają już zawarty pokój z Izraelem. Do grona tych państw dołączyły także, w wyniku tzw. porozumień Abrahamowych, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn, a następnie Maroko. Porozumienie z najsilniejszym obecnie państwem arabskim, jakim jest Arabia Saudyjska, byłoby dla Palestyńczyków końcem marzeń o niepodległym państwie. Oczywistym przy tym było, że porozumienie to nie prowadziłoby do tzw. rozwiązania dwupaństwowego, lecz w praktyce za współpracę handlową oraz kooperację anty-irańską (plus bonus w postaci amerykańskiego programu atomowego dla Saudów), pozostawiałoby Palestyńczyków samych. Dlatego Hamas musiał uniemożliwić zawarcie takiego porozumienia. Nie wystarczały do tego demonstracje, czy też „typowy” ostrzał Izraela, lecz potrzebna była na tyle spektakularna akcja, by Saudowie nie mogli obecnie nawet myśleć o porozumieniu z Izraelem. I Hamas swój cel osiągnął. Można powiedzieć, że nawet z nawiązką, ponieważ zapewne nie spodziewał się aż takiego powodzenia akcji militarnej i zabicia oraz porwania tak znaczącej ilości obywateli Izraela. Oczywiście odpowiedzią będzie pełna blokada Strefy Gazy oraz jej ostrzał z tysiącami zabitych Palestyńczyków. Ale – z perspektwy Hamasu – tym lepiej, ponieważ nie sposób wyobrazić sobie władców Arabii Saudyjskiej ściskających dłonie polityków izraelskich unurzane we krwi Palestyńczyków. Trzeba więc powiedzieć, że Hamas już to starcie wygrał. Ewentualną jego porażką będzie lądowy atak Izraela na Strefę Gazy i jej okupacja, tak jak przed rokiem 2007, jednak wydaje się to mało prawdopodobne. Operacja taka prowadziłaby do dziesiątek tysięcy zabitych Palestyńczyków oraz setek albo tysięcy poległych żołnierzy izraelskich. Przede wszystkim jednak oznaczałaby ona trwałe zaangażowanie bardzo znaczących sił w okupowanie gęsto zaludnionego terenu miejskiego, bez jakichkolwiek perspektyw zakończenia tej sytuacji. Bardziej prawdopodobne są rajdy izraelskich sił specjalnych w celu likwidacji poszczególnych celów w Strefie Gazy oraz nieustający ostrzał artyleryjski i z powietrza. Na takie koszty Hamas jest jednak przygotowany. Nie należy przy tym spodziewać się większego zaangażowania libańskiego Hezbollahu. Dokonał on jedynie niewielkiego ostrzału sił izraelskich na tzw. farmach Szebaa, czyli terenie zajętym przez Izrael od 1982 r. Było to swego rodzaju nawiązanie dialogu: „Popieramy walczących braci z Hamasu, jednak nie zamierzamy atakować samego Izraela”. Hezbollah włączając się do walki nic więcej nie zyska, aniżeli uzyskał sam Hamas, czyli uniemożliwienie porozumienia saudyjsko-izraelskiego, a poniesie jedynie straty. Podobnie nie dojdzie do wielkiego wybuchu na Zachodnim Brzegu. Ewentualne starcia ograniczą się do lokalnych zamieszek bądź pojedynczych ataków. Wydaje się zatem, że w najbliższym czasie starcia ograniczą się do Strefy Gazy.

Maciej Münnich
Kontakt

maciej.munnich@kul.pl