Aktualności / Wydarzenia
Stan wojenny był bezprawiem
Stan wojenny został wprowadzony 13 grudnia 1981 roku, zawieszono go 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono 22 lipca 1983 roku. - Nawet w świetle prawa PRL był aktem bezprawia, a skutkował masową emigracją i zniszczeniem odradzającej się społecznej aktywności – ocenia historyk dr hab. Ewa Rzeczkowska z Instytutu Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
W sierpniu 1980 roku komuniści podpisali ze strajkującymi robotnikami Porozumienia Sierpniowe, kończące falę strajków. Wydarzenie wywołało euforię społeczeństwa, ale dla komunistów była to gra na czas.
- Planowano uspokoić nastroje, a następnie w ciągu kolejnych miesięcy, dzięki m.in. agenturze, przejąć kontrolę polityczną nad rodzącą się Solidarnością – mówi ekspert KUL, historyk dr hab. Ewa Rzeczkowska.
Władza obawiała się ogłoszenia strajku generalnego paraliżującego kraj. Takie zagrożenie pojawiło się w marcu 1981 roku, gdy w Bydgoszczy pobito kilku działaczy Solidarności i związek zagroził strajkiem. Przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego rozpoczęto w sierpniu 1980 roku. Od strony wojskowej zajmował się tym szef Sztabu Generalnego generał Florian Siwicki.
- Jesienią 1980 roku, przygotowano pierwsze listy osób podlegających internowaniu. Wypisano imiona, nazwiska, funkcje, adresy – mówi dr hab. Ewa Rzeczkowska.
Wiosną 1981 roku przygotowano specjalne hasła przesłane do wojewódzkich komend Milicji Obywatelskiej. Hasło „Synchronizacja” oznaczało rozpoczęcie całej operacji. Kryptonimem „Jodła” objęto proces internowania opozycjonistów, a „Azalia” objęto proces ochrony instytucji publicznych, przede wszystkim ośrodków radia i telewizji.
Operacja zbudowana na kłamstwie
Wprowadzając stan wojenny komuniści tłumaczyli się groźbą sowieckiej interwencji w Polsce.
- Dziś wiemy, że to nieprawda. Mamy wypowiedzi radzieckich dygnitarzy, choćby szefa KGB. Jurij Andropow wprost powiedział, że sytuację w Polsce należy rozwiązać rękami Polaków – dodaje dr hab. Ewa Rzeczkowska.
Jednak niemalże do ostatnich godzin komuniści, w tym Wojciech Jaruzelski, konsultowali się z towarzyszami z Moskwy. Jaruzelski obawiał się reakcji społeczeństwa, ale dano mu jednoznacznie do zrozumienia, że problem ma rozwiązać sam.
12 grudnia powołano Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, natomiast za wprowadzenie stanu wojennego i jego przebieg odpowiadali trzej generałowie: Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Florian Siwicki.
- Członkowie Rady Państwa byli zwożeni do Belwederu, aby usankcjonować ten bezprawny akt – mówi historyk KUL.
Historycy nie mają dziś wątpliwości, że wprowadzenie stanu wojennego było aktem bezprawnym, ponieważ wprowadziła go Rada Państwa w czasie, kiedy obradował Sejm. A zgodnie z Konstytucją PRL ta decyzja należała do sejmu.
- Dekrety wydawane przez Radę Państwa także nie miały umocowania prawnego, tak więc skazywanie setek ludzi na kilkuletnie kary więzienia było absolutnie dziełem bezprawnym – uważa ekspertka KUL.
Władza bała się narodu
Stan wojenny został wprowadzony, ponieważ władza obawiała się rosnącej w siłę Solidarności. Ma się to nijak to słów, które padły w słynnym przemówieniu Wojciecha Jaruzelskiego wyemitowanym 13 grudnia w Polskim Radiu o 6 rano, a następnie w nieco zmienionej formie w porze „Teleranka” o godz. 9.00 w Telewizji Polskiej.
- Była tam mowa o ratowaniu ojczyzny przed osobami nieodpowiedzialnymi, przed ekstremą, przed ludźmi, którzy na tę ojczyznę mieli jakoby sprowadzić nieszczęście. To oczywiście była fikcja i próba usprawiedliwienia bezprawnego działania wojska – mówi dr hab. Ewa Rzeczkowska.
Skutki stanu wojennego
Stan wojenny zniszczył aktywność Solidarności.
- Zniszczono ogromny entuzjazm ludzi, którzy realnie wierzyli, że „Solidarność”, ten wielomilionowy ruch doprowadzi do poprawy sytuacji gospodarczej oraz zmiany władzy w Polsce. Ta odrodzona w Polakach chęć działania na rzecz dobra wspólnego została „zabita” przez stan wojenny – uważa historyk KUL.
- Ale najważniejszym skutkiem była ponadmilionowa emigracja do Australii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, RFN. Wyjechali ludzie szczególnie wartościowi, którzy organizowali w swoich zakładach pracy działalność związkową. Byli to także ludzie związani z nauką, kulturą, którzy nie widzieli dla siebie miejsca w tym kraju. Uciekali przed nasilającymi się wobec nich i ich rodzin represjami ze strony władzy. Tylko z województwa lubelskiego wyjechało ponad 60 osób, w tym osoby pełniące czołowe funkcje w zarządzie regionu NSZZ Solidarność Regionu Środkowo-Wschodniego.
Stan wojenny w Lublinie
Do Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Lublinie hasła związane z wprowadzeniem stanu wojennego przyjechały specjalnym konwojem w zalakowanych kopertach już wiosną 1981 roku. Przed północą 13 grudnia ZOMO wkroczyło do siedziby zarządu regionu NSZZ Solidarność przy ulicy Królewskiej. Zdemolowano pomieszczenia związku, zabrano dokumenty, internowano kilku działaczy.
Komuniści zaskoczyli działaczy. Lubelską Solidarnością kierował wówczas Jan Bartczak, a ostatnie posiedzenie Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego Solidarności w Lublinie odbyło się 10 grudnia.
- W agendzie posiedzenia nie było punktu, który odnosiłby się do jakiejś szczególnej sytuacji, jak stan wojenny – mówi dr hab. Ewa Rzeczkowska.
13 grudnia 1981 roku na Lubelszczyźnie i w Lublinie rozpoczęły się internowania
- Zatrzymano 68 osób. W sumie do internowania było 137 osób, zatrzymano 130 osób, pozostali się ukrywali – dodaje historyk KUL.
W WSK Świdnik schronili się m.in. Włodzimierz Blajerski, Norbert Wojciechowski czy Józef Krzyżanowski. Tu zawiązali Regionalny Komitet Strajkowy. W Świdniku działał także Zakładowy Komitet Strajkowy na czele ze Stanisławem Pietruszewskim i później Andrzejem Sokołowskim.
- Był to pierwszy taki duży strajk obejmujący kilka tysięcy osób w reakcji na wprowadzenie stanu wojennego. Wydawano Biuletyn strajkowy, mówiono o nim „biuletyn wojenny” – mówi dr hab. Ewa Rzeczkowska.
16 grudnia nastąpiła pacyfikacja WSK Świdnik i zakończenie strajku. Przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego protestowały także załogi FSC, Agrometu. Strajk ogłoszono również na Wydziale Chemii UMCS, w słynnym Akademiku „Grześ”. Najdłużej protestowały Zakłady Azotowe w Puławach, bo aż do 19 grudnia 1981 roku.
Akcja na KUL
W Archiwum Uniwersyteckim KUL znajdują się materiały związane z funkcjonowaniem Uniwersytetu w okresie stanu wojennego. To bogata dokumentacja zarówno z Kancelarii Rektorskiej, jak i z Uczelnianej Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność.
Są to m.in. korespondencja z władzami wojskowymi, listy internowanych studentów i pracowników oraz listy rodzin, którym pomagano w związku z internowaniem bliskich.
- Na początku stanu wojennego KUL został zamknięty, a zajęcia dydaktyczne zawieszone. Dopiero po trzech tygodniach, czyli w drugiej połowie stycznia 1982 roku, mogły się rozpocząć zajęcia – mówi dyrektor Archiwum Marek Pawelec.
Władza wojskowe nie zgodziła się jednak na uruchomienie Zakładu Małej Poligrafii, czyli kulowskiej drukarni oraz Towarzystwa Naukowego KUL i Towarzystwa Przyjaciół KUL.
- Nasi profesorowie podczas pierwszych dni trwania stanu wojennego pełnili dyżury w gmachu Uniwersytetu w celu zapewnienia bezpieczeństwa i ochrony mienia. Straż nocną pełnili księża profesorowie i księża - studenci z pobliskiego Konwiktu – dodaje dyr. Pawelec.
Internowania nie ominęły pracowników i studentów KUL, którzy w czasie „Festiwalu Solidarności” którzy prowadzili bardzo aktywna działalność. W pierwszych dniach zatrzymano 11 studentów, wśród nich późniejszego wojewodę lubelskiego Adama Cichockiego.
Internowano i skazano między innymi pracownika redakcji Encyklopedii Katolickiej, Janusza Bazydło oraz asystenta w Sekcji Historii Wydziału Nauk Humanistycznego Krzysztofa Gęburę.
W Warszawie aresztowano także ówczesnego wykładowcę KUL, Władysława Bartoszewskiego. W sprawie aresztowanych wielokrotnie interweniował u władz rektor o. Mieczysław Albert Krąpiec OP. Kolejne aresztowania studentów miały miejsce w kolejnych miesiącach trwania stanu wojennego, m.in. za udział w demonstracjach i rocznicach, np. 3-go Maja.
- W stanie wojennym na KUL-u uruchomiono pomoc materialną dla osób więzionych oraz ich rodzin. Uniwersytet już wcześniej utrzymywał liczne kontakty naukowe z Zachodem, szczególnie Belgią, Włochami i RFN-em. Zagraniczni przyjaciele KUL dostarczali pomoc materialną i finansową. Przyjeżdżały transporty z paczkami żywnościowymi, lekami, odzieżą, butami, środkami higieny, m.in. mleko w proszku dla niemowląt. Nielegalnie działająca komórka podziemnej Solidarności na KUL gromadziła adresy potrzebujących rodzin z całej Polski i wspierała je – dodaje dyr. Marek Pawelec.
Na KUL o takim punkcie pomocowym KUL mówiono „sklepik”. Były także prywatne inicjatywy, m. in. małżeństwa profesorów Ewy i Czesława Deptułów z Instytutu Historii KUL.
- Prowadzili oni punkcik pomocowy we własnym domu, gdzie oprócz pomocy materialnej w postaci ubrań, można było otrzymać żywność. Ta pomoc była kierowana do rodzin, których bliscy zostali internowani. Takie punkty działały także w kościołach m. in. powizytkowskim – dodaje dr hab. Ewa Rzeczkowska.





















