Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Henryk DUDA

Pachan czy Pahan?

Henryk DUDA | 2025-08-28

W programie „Debata Gozdyry” (Polsat News, 26.08.2025) Witalij Mazurenko, „nazwał” prezydenta Karola Nawrockiego pachanem. Na stronie stacji możemy przeczytać:

– Retoryka i zachowanie pana Nawrockiego to zachowanie nie prezydenckie, a jak pahana - stwierdził Witalij Mazurenko oceniając decyzję głowy państwa o wecie nowelizacji dotyczącej pomocy Ukraińcom w Polsce. Słowa dziennikarza spotkały się z natychmiastową reakcją prowadzącej Agnieszki Gozdyry.

Obserwując dyskusję w sieci zauważyłem, że jedni (jak Polsat News) piszą pahan, inni zaś pachan (np. lubelski Dziennik Wschodni: Ukraiński dziennikarz nazwał prezydenta „pacha­nem”). Spróbujmy wyjaśnić, która z tych form jest właściwa i skąd się biorą problemy orto­graficzne z tym słowem.

Inkryminowany pahan / pachan nie jest wyrazem rodzimym. Przyszedł do nas ze wschodu. Trudno nawet powiedzieć, z którego języka, gdyż rzeczownik jest nowy i ma proweniencję sowiecką (radziecką), tzn. narodził się jako element języka więziennego, tamtejszej więzien­nej subkultury. Jest więc w polszczyźnie osierocony, tzn. jego znaczenie trudno zgadnąć tyl­ko przez włączenie go do rodziny wyrazów. Przykładowo, jeśli ktoś zna słowo ciężki i rodzi­nę wyrazów z nim związanych (ciężar, ciążyć, ciężarek), to będzie mu łatwiej zrozumieć wy­raz ciężarówka. Pachan – jak powiedziałem – jest w polszczyźnie sierotą, dlatego trudno go zrozumieć i trudno go zapisać.

Problemy z pachanem mamy nie od dziś. Kilkanaście lat temu, w związku z filmem „Niepo­konani” (2010, ang. The Way Back, reżyser Peter Weir), ktoś w sieci zapytał:

Co to znaczy “Pahan” czy jakoś tak? Postać grana przez Farrella zwraca się w ten sposób do filmowego Janusza jakoś pachan, bachan, czy inaczej. Ktoś wie jak to brzmi, skąd pochodzi i co znaczy? (ortografia autora pytania).

To jest nasz wyraz, a pytanie użytkownika internetu dobrze pokazuje problemy, które wcze­śniej wskazałem.

W transliteracji na alfabet łaciński wyraz powinien mieć postać pachan (⥪ пахан). Jego pochodzenie nie jest pewne. Prawdopodobnie wywodzi się od rosyjskiego czasownika пахать, to znaczy «orać, harować». Jeśli zgodzimy się z tą etymologią, to пахан będzie to «ten, kto ciężko pra­cował i doszedł do władzy w więzieniu / mafii» (ChatGPT 4.0). Wyraz ma negatywne nace­chowanie. W pewnych kontekstach w wypowiedziach w języku ukraińskim może mieć wy­dźwięk ironiczny, por. np. Він там у дворі як справжній пахан – усі його слухаються (dosłownie: On tam na podwórku jak prawdziwy boss – wszyscy go słuchają).

Przeniesiony na grunt polski – nie jest wulgarny, lecz z pewnością obraźliwy. Myślę, że każ­de jego użycie poza środowiskiem więziennym jest ryzykowne. I dlatego nie powinno paść na forum publicznym, szczególnie w odniesieniu do głowy państwa.

Skoro powinno być pachan, to skąd we wcale licznych internetowych tekstach postać pahan? Może nawet ta druga postać jest częstsza? Zobaczmy przykłady:

  1. Od kiedy pahana nie można nazywać pahanem?
  2. O co chodzi? Ukraiński dziennikarz Witalij Mazurenko w haniebny sposób zaatako­wał Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, porównując go do „Pahana” – więzienne­go przywódcy kryminalnego, używając retoryki rodem z postsowieckiej propagandy. (FB posła Mateckiego)
  3. Ukraiński dziennikarz Witalij Mazurenko w bezczelny sposób znieważył polskiego prezydenta Karola Nawrockiego na antenie Polsat News. Stwierdził, że zachowuje się jak Pahan, czyli przywódca kryminalny w rosyjskim więzieniu.

Oprócz wskazanych wyżej przyczyn (obcość, kłopoty z właściwą interpretacją dźwięków), trzeba wskazać jeszcze jeden aspekt. Litera h występuje w wyrazach „polskich” rzadko. Wziąłem tu słowo polski w cudzysłów, gdyż chyba wszystkie wyrazy z tzw. samym h są cze­skie (por. hańba zamiast polskiego gańba, co z ganić), bądź słowackie (hala «łąka pasterska w górach», rodzima nazwa powinna mieć postać gola, od goły, tj. odkryty teren), bądź ukra­ińskie hołota (rodzime gołota). Samo h pojawia się też w zapożyczeniach z innych języków, np. herbata. Myślę, że ta „obca litera” wydaje się piszącym lepiej pasować do obraźliwego wyrazu, szczególnie, że może kojarzyć się z innymi negatywnie nacechowanymi wyrazami, takimi jak np. pohaniec. Historycznie to żołnierz turecki – „a pohaniec sprosny, […] dzieli łup żałosny” (Kochanowski, Pieśn V. Pieśń o spustoszeniu Podola). Wyraz przejęty z ukraiń­skiego, z tym samym rdzeniem, co polskie poganin (por. ukr. поганий (pohanyj) «zły, kiep­ski, marny, wadliwy»).

W polszczyźnie standardowej piszemy chh, lecz jest to uzasadnione jedynie pochodzeniem (etymologią) wyrazów. Fonetycznie chh brzmią tak samo, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że reguł użycia chh musimy się uczyć, gdyż nie słyszymy różnicy. Tzw. dźwięczne h zna język ukraiński, niektóre polskie gwary oraz Polacy z Kresów. Zaobserwowano jednak, że w ostatnich latach pojawiła się tendencja do dźwięcznego wymawiania ch w wyrazach o negatywnym nacechowaniu emocjonalnym. Ze względów obyczajowych nie będę podawał przykładów. Zainteresowanych odsyłam do artykułu mojego przedwcześnie zmarłego kolegi, prof. Zygmunta Gałeckiego (Ekspresywne dźwięczne h w polskich gwarach na Podlasiu, do­stęp: 27.08.2025).

Obce pochodzenie pachana, kłopoty z właściwą interpretacją dźwięków w tym wyrazie oraz emocje zadecydowały więc, że niektórym użytkownikom polszczyzny wydaje się, że powi­nien on mieć formę pahan.

Tyle w tej kwestii może powiedzieć filolog. Uczestników życia publicznego bardziej jednak interesuje polityczny kontekst wypowiedzi Witalija Mazurenki (może już Witalija M.). By uniknąć nieporozumień, ustalmy na początek, że państwo ma obowiązek dbać o swoje intere­sy. Czyni to także w porządku symbolicznym, tzn. chroni swoją pamięć (polityka historycz­na), swoje symbole i swoich reprezentantów. Dlatego w każdej sytuacji, przy zachowaniu proporcji, w zgodzie z normami prawnymi i z troską o prawo do obrony, musi ścigać tych, którzy stosują przemoc symboliczną, np. obrażają prezydenta. Czy są podstawy do ścigania Witalija M. za wypowiedź w programie „Debata Gozdyry”? Niech w tej sprawie wypowie się sąd.

Tu zaś na wypowiedź Witalija M. spójrzmy z perspektywy jakości dyskursu politycznego w Polsce. Paradoksalnie, jego słowa można interpretować jako swego rodzaju podsumowanie kampanii wyborczej. Zapytajmy:

  1. czy – nie rozstrzygając o zasadności – oskarżanie Karola Nawrockiego, kandydata na prezydenta, o sutenerstwo („to były sutener i alfons”);
  2. czy transparent z napisem na jednym ze spotkań wyborczych z napisem Batyr. Kandydat wszystkich bandytów (cytuję za tysol.pl);
  3. czy oskarżanie kandydata na prezydenta o kontakty z ludźmi o podejrzanej przeszło­ści

nie prowadzą prosto do konkluzji, że obecny prezydent to pachan? A przynajmniej człowiek niegodny zaufania? Czy wypowiedź Witalija M. odbiega od jakości dyskursu publicznego w Polsce?

Jeszcze w trakcie prezydentury Andrzeja Dudy można było legalnie kupić książkę dr Alek­sandry Sarny pt. Debil. Studium przypadku ze zdjęciem prezydenta na okładce? Jak można dowiedzieć się z wyszukiwarek internetowych książka to „szokujący opis tego jak słaby prawnik, o wybujałym ego i narcystycznych skłonnościach był 10 lat prezydentem Polski”. Dr Sarna nie była pierwsza, gdyż w przeszłości, gdzieś w 2021 r., debilem nazwał Andrzeja Dudę Jakub Żulczyk! I został uniewinniony przez sąd! Interrete manet! Dziennik.pl informo­wał przed laty:

Sędzia Tomasz Grochowicz podkreślił, że oskarżony swoim zachowaniem nie po­pełnił przestępstwa. - Nie stanowi bowiem przestępstwa czyn, którego społeczna szkodliwość jest znikoma - wyjaśnił.

Z polskiej perspektywy medialna burza wokół wypowiedzi Witalija M. daje nadzieję, że może ktoś się opamięta, że zaczniemy dbać o jakość debaty publicznej nie tylko w sytuacjach nadzwyczajnych.

Obserwujemy w ostatnim czasie wzrost nastrojów antyukraińskich w Polsce. Jeśli jedynym powodem skierowania sprawy do sądu będzie ukraińskie pochodzenie Witalija M., to 1) ja­kość debaty publicznej nie wzrośnie, 2) prestiż państwa i prezydenta na tym procesie nie zy­ska, 3) stosunki polsko-ukraińskie pogorszą się jeszcze bardziej. Instrumentalne potraktowa­nie tego casusu nie tylko debaty publicznej nie naprawi, lecz ją – niestety – zdecydowanie popsuje.

Swoją wypowiedzią Witalij M. zaszkodził sobie, ale w jeszcze większym stopniu zaszkodził swojej wspólnocie narodowej. Jeśli powiedział, to co powiedział, bo nie zapanował nad emo­cjami, to wykazał się brakiem profesjonalizmu. A jeśli działał na zlecenie? To czyje? Cui bono? Myślę, że w tej sprawie jest jeszcze wiele do wyjaśnienia.

Henryk Duda
Kontakt

henryk.duda@kul.pl