Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Henryk DUDA

„Nasi chłopcy” – obejrzeć koniecznie!

Henryk DUDA | 2025-08-13

12 lipca br. w Muzeum Gdańska otwarto wystawę pt. „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Ekspozycja powstała przy współpracy z Muzeum II Wojny Światowej Gdańsku oraz Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie (Zentrum für Historische Forschung Berlin der Polnischen Akademie der Wissenschaften). Jak czytamy na stronie Muzeum

To pierwsza monograficzna wystawa, która w tak kompleksowy sposób podejmuje temat służby mieszkańców Pomorza Gdańskiego w niemieckiej armii podczas II wojny światowej. Ekspozycja nie tylko przybliża przyczyny, przebieg i konsekwencje masowej rekrutacji prowadzonej przez III Rzeszę w naszym regionie, ale także stawia istotne pytania o pamięć – i zapomnienie – tego zjawiska po 1945 roku.

Wystawa wzbudziła nie tylko lokalne zainteresowanie na Pomorzu. Przeciw wystawie wypowiedziało się wielu ważnych polityków, poczynając od prezydenta Andrzeja Dudy, który w związku z ekspozycją w Muzeum Gdańska powiedział:

Przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako «naszych» to nie tylko fałsz historyczny, to moralna prowokacja, nawet jeśli zdjęcia młodych mężczyzn w mundurach armii Hitlera przedstawiają przymusowo wcielonych do niemieckiego wojska Polaków (cytuję za Gościem Niedzielnym).

Przeciw wystawie wypowiedziało się też wielu działaczy społecznych i przedstawicieli mediów. Wśród przeciwników wystawy znaleźli się także historycy, m.in. prof. Andrzej Nowak. Moim zdaniem, przeciwnicy wystawy zdecydowanie mylą się w jej ocenie. Dzieje się tak dlatego, że najprawdopodobniej jej nie widzieli, a jeśli nawet widzieli, to źle zinterpretowali jej przesłanie. Nie mam zamiaru omawiać tu gdańskiej ekspozycji, bronić jej organizatorów ani polemizować z jej przeciwnikami. Chcę jedynie, a jak sądzę, mam prawo zabierać głos w tej sprawie, gdyż od lat zajmuję się współczesnym kaszubskim językiem literackim, z konieczności także kulturą i historią Pomorza, wskazać, przedstawić swój punkt widzenia. W szczególności interesują mnie nie tyle detale, gdyż nie miałem dość czasu by dokładnie obejrzeć i przeczytać wszystko, co pokazano na ekspozycji, co kontekst i przesłanie wystawy.

Wystawę należy interpretować w kontekście II wojny światowej i polityki niemieckiej wobec ludności Pomorza w latach 1939-1945. Pomorze zostało bezprawnie włączone do Rzeszy – piszę „bezprawnie”, gdyż w 1939 r. Polska nie skapitulowała i w świetle prawa międzynarodowego obszar RP miały status terytoriów okupowanych. Zgodnie z prawem międzynarodowym (Konwencja Haska) mieszkańcom terytoriów okupowanych nie wolno narzucać obywatelstwa ani wcielać ich do wojska.

Wśród obywateli polskich na okupowanych terytoriach byli tacy, którzy zdradzili (przyjęli obywatelstwo Rzeszy, wstąpili na ochotnika do wojska niemieckiego, współpracowali dobrowolnie z okupantem – polszczyzna ma tu specjalne słowo na tę okazję: kolaboracja). Kolaboranci – powtórzę jeszcze raz – nie są bohaterami tej wystawy. To nie są tytułowi nasi chłopcy.

Większość mieszkańców okupowanych terytoriów, była zdana na łaskę niemieckiego okupanta. Niemcy już we wrześniu i październiku 1939 r. pokazali mieszkańcom Pomorza, że nie są tymi samymi Niemcami, których wielu autochtonów znało z okresu do końca I wojny światowej. Miejsca takie jak Piaśnica (zob. Zbrodnia w Piaśnicy) są do dziś znakiem tamtych podłych czasów. Lojalni Polsce mieszkańcy okupowanych terytoriów mogli liczyć jedynie na własne siły i własne rozeznanie sytuacji politycznej. Legalny polski rząd był daleko, najpierw we Francji, potem w Londynie, a okupacyjna niemiecka władza z całym aparatem represji na miejscu.

Największym problemem były niemieckie listy narodowościowe. Niepodpisanie niemieckiej listy narodowościowej oznaczało skazanie się na niepewną przyszłość. Myślę, że wielu z tych, co tę listę podpisali, nie zrobili tego z przekonania, co raczej z konieczności, z zimnej kalkulacji, z nadzieją, że uda się przetrwać. Te dylematy dobrze przedstawia film „Jutro będzie padać”, który opowiada o relacjach Kaszubów, Polaków i Niemców żyjących obok siebie na Pomorzu w latach 1930-1951. Można go zobaczyć w serwisie Youtube pod adresem: https:​//​www​.you​tu​be​.com​/​watch​?v=O7​D3​Jko​BM​uk (dostęp: 12.08.2025).

Przed tym samym dylematem stali również mieszkańcy innych części okupowanej Polski, m.in. Śląska. Niemcy wykazywali się w problematyce narodowej na okupowanych terytoriach pewną kreatywnością. Na przykład na Podhalu, które przecież nigdy nie było częścią Niemiec, próbowali stworzyć tzw. Goralenvolk, tj. stworzyć z podhalańskich Górali osobną narodowość. Niemcy nie byli pierwsi, ani ostatni, którzy w imperialnej polityce stosowali zasadę divide et impera (dziel i rządź).

Wystawa „Nasi chłopcy” ukazuje losy tych, którzy nie z własnej woli, przymusowo znaleźli się w niemieckim wojsku (Wehrmacht, Kriegsmarine i inne formacje). Wśród nich byli tacy, którzy za męstwo otrzymali niemieckie odznaczenia wojenne. Wielu, szczególnie tych, którzy trafili na front wschodni, nigdy nie wróciło do domów. Polegli za kraj, którego być może nie mieli ochoty, lecz ze względu na państwowy przymus, musieli bronić. Wśród nich byli też tacy, którzy zbiegli z wojska na froncie zachodnim albo dostali się do niewoli alianckiej i wstąpili do Armii Polskiej generała Andersa. Zwykłe żołnierskie losy. To są ludzie, którzy po upadku Niemiec, wrócili do swoich domów i często żyli z piętnem kolaborantów czy zdrajców, którym nie dano szansy się zrehabilitować, a nawet po ludzku użalić. Ta wystawa wyraźnie pokazuje, że to Niemcy zgotowali mieszkańcom Pomorza ten los! Starsi czytelnicy tego tekstu może dopatrzą się w tym akapicie aluzji do motta „Medalionów” Zofii Nałkowskiej – Ludzie ludziom zgotowali ten los. Młodszym polecam ten zbiór opowiadań również w kontekście tej wystawy.

Po 1945 r. władze polskie miały świadomość problemu. Wojenną przeszłość mężczyzn znały władze wojskowe. Przebieg służby wojskowej w wojsku niemieckim ujmowano w polskich dokumentach wojskowych poborowych i rezerwistów. Wojsko w ten sposób rejestrowało specjalistów! Władze polityczne nie wykorzystywały wprost, a przynajmniej nie dowiedziałem się o tym z inkryminowanej wystawy, służby w niemieckich formacjach przeciw konkretnym osobom. Można jednak domniemywać, że wykorzystywano ten fakt w rozgrywkach przeciwko Kaszubom (i innym mieszkańcom Pomorza) jako elementowi etnicznie niepewnemu. Refleksem tego są – jak sądzę – również reakcje na gdańską wystawę.

Wystawa nosi tytuł „Nasi chłopcy”. I nie jest to – jak chce prezydent Andrzej Duda – „przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako «naszych»”, lecz przedstawienie losów „naszych chłopców” przymusowo wcielonych do armii III Rzeszy, ich wojennych perypetii i powojennych kłopotów, niezaleczonej wojennej traumy.

Przed „fałszywą historią jako mistrzynią fałszywej polityki” przestrzegał pod koniec XIX wieku krakowski historyk Karol Szajnocha. Przypominam te słowa, gdyż sądzę, że fałszywe spojrzenie na wojenną przeszłość polskich mieszkańców Pomorza, szczególnie Kaszubów, jak sądzę, już stało się narzędziem błędnej polityki wobec mniejszości narodowych w Polsce.

Współcześni Kaszubi – zatrzymajmy się na chwilę przy najważniejszej autochtonicznej grupie mieszkańców Pomorza – są lojalnymi obywatelami polskimi. Nawiązując do przeszłości Rzeczpospolitej Wielu Narodów użyłbym wobec nich formuły: Cassubus gente, Polonus natione, tj. z rodu, z urodzenia Kaszub, narodowości polskiej, gdzie narodowość to narodowość w sensie politycznym. Jeśli my w Warszawie, Krakowie, Lublinie będziemy patrzeć na naszych współobywateli ex Provincia Pomeraniae oriundorum (pochodzących z prowincji Pomorze), jak na piątą kolumnę, potencjalnych separatystów, jeśli nie uwzględnimy ich społecznych aspiracji, w tym prawa do kaszubskiej tożsamości, to sprawimy, że się od nas odwrócą. Sami stworzymy kaszubski nacjonalizm. Przykładem takiej złej, „fałszywej” polityki mogą być działania władz PRL wobec Mazurów czy Słowińców. Czy chcemy takiej powtórki z historii?

Wystawa zainteresowała mnie jeszcze ze względu na jej uniwersalny, ogólnoludzki wymiar. Mam szczęście, że okrucieństwo wojny znam jedynie z opowiadań starszych, z literatury oraz z mediów. Wojna ukraińsko-rosyjska uświadomiła nam wszystkim, że wojna jest stałym elementem ludzkiej rzeczywistości. Spróbujmy wyobrazić sobie zakończenie wojny na Ukrainie. Jaki będzie los młodych Ukraińców z terenów okupowanych, którzy zostali przymusowo wcieleni do armii Federacji Rosyjskiej? Czy, gdy w 2014 r. Rosja zajęła Krym, ktoś wyobrażał sobie, że ówczesny 10-latek będzie zdolny do służby wojskowej w 2022 r. i może trafić na front? Że będzie strzelał do swoich ukraińskich kolegów? Fałszywa paralela?

Ostra polaryzacja dyskusji wokół wystawy „nasi chłopcy” pokazuje, że nie jest to jeszcze martwa przeszłość, że tamte wydarzenia wciąż żyją w społecznej pamięci i wpływają na nasze życie społeczne i polityczne preferencje. Świadczą o tym ataki na premiera Donalda Tuska z powodu „dziadka z Wehrmachtu” w kampanii prezydenckiej w 2005 r. Taki atak był możliwy także dlatego, że historia naszych chłopców jest biała plamą w oficjalnej historiografii, przez co w łatwy sposób mogła stać się pożywką w prywatnych i publicznych porachunkach osobistych oraz w walce politycznej. Jestem przekonany, że gdańska wystawa przyczyni się do poprawy dyskursu publicznego o Kaszubach i w jakiejś mierze także o Ślązakach.

Prezydenta Karola Nawrockiego wiele łączy z Donaldem Tuskiem. Obaj pochodzą z Pomorza, obaj wychowali się w Trójmieście, obaj są po ojcu Kaszubami. Czy któregoś dnia oponenci Karola Nawrockiego nie zaczną szukać wśród jego przodków „dziadka z Wehrmachtu”? Nie oczekuję od Karola Nawrockiego deklaracji w kwestii pochodzenia. Wierzę jednak, że wykaże się większym zrozumieniem przeszłości niż wielu jego zwolenników, wśród których są również ci, którzy krytykują gdańską wystawę. Tego mam prawo wymagać od Kaszuba z wykształceniem historycznym!

Przeciwnicy wystawy „Nasi chłopcy” zarzucają jej organizatorom, że wpisuje się ona w niemiecką narrację historyczną, że w jakimś stopniu zdejmuje z Niemiec odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej. Myślę, że jest dokładnie odwrotnie. Wystawa pokazuje, że Niemcy wykorzystali tysiące młodych ludzi, których po 1945 r. porzucili. Ze względu na sytuację geopolityczną, „nasi chłopcy” ani ich rodziny nie mogli od Niemiec, czy to od NRD czy od NRF (tak się wtedy pisało), dochodzić żadnych roszczeń. W PRL natomiast często żyli z piętnem przeszłości. Myślę, że wystawę nie tyle warto co trzeba obejrzeć. Koniecznie! Ekspozycja będzie czynna do 10 maja 2026 r.

Henryk Duda
Kontakt

henryk.duda@kul.pl