Wspomnienie - PU 1 (111)

Kazimierz Przybyłko

 

W kwietniu 2008 mija trzecia rocznica śmierci śp. Władysława Borucha, wieloletniego działacza TP KUL. Poniżej publikujemy wspomnienie rocznicowe
W kwietniu 2005 roku odszedł do Pana śp. Władysław Boruch nasz długoletni kolega i przyjaciel. Był on nade wszystko dobrym i uczciwym człowiekiem, który nie szedł drogą na skróty. Zawsze prostolinijny i bezkompromisowy w postępowaniu i zachowaniu.
Był dla nas wzorem zachowania, dokładności, życzliwości, prawości i dobroci. Te cechy jego charakteru i upór w dochodzeniu do określonego celu były dla nas pouczające, były dla nas wzorem do naśladowania – drogowskazem. Zawsze skromny, pracowity i realizujący krok po kroku określone zadania i cele na wielu płaszczyznach. Był przez nas lubiany, szanowany i ceniony za swój profesjonalizm, doświadczenie i życzliwość.
Moja przyjaźń z Władysławem trwała od okresu studiów uniwersyteckich poprzez wspólne zamieszkanie, początki pracy zawodowej w Wojewódzkiej Poradni Psychologicznej, pracę społeczną – w Oddziale Lubelskim Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, którego był współzałożycielem pod koniec lat 50-tych, a później długoletnim skarbnikiem. Bardzo aktywnie działał również na rzecz Towarzystwa Przyjaciół KUL i jego Zarządu Głównego – jako członek zarządu, skarbnik i członek komisji rewizyjnej Towarzystwa. Był zawsze głęboko zaangażowany w życie Uniwersytetu, z którym się bez reszty związał, nie tylko z racji ukończenia tu studiów, ale przede wszystkim identyfikował się z propagowanym tu chrześcijańskim systemem wartości. Takie wartości wyznawał i kierował się nimi przez cale swoje życie zawodowe i społeczne. Angażował się aktywnie również przy budowie kościoła w swojej parafii Niedrzwica Duża, fundując jeden z ołtarzy. Ta jego aktywność i zaangażowanie przyniosło wielorakie dobro na rożnych płaszczyznach życia.
Pogrzeb Władysława Borucha na Cmentarzu w Niedrzwicy Kościelnej zgromadził rzeszę przyjaciół i kolegów. To świadczyło o życiowej postawie Zmarłego, Jego pracy, Jego zaangażowaniu społecznym i ludzkim.
Jakże trudno mówić o koledze w czasie przeszłym. Jakże trudno wypowiadać słowa pożegnania, ale oprócz smutku, mamy również nadzieję, że Bóg przyjął Go do chwały Nieba, gdzie nie ma już smutku ni cierpienia. Piszę to wspomnienie w imieniu koleżanek i kolegów z roku, ale przede wszystkim z własnej potrzeby serca, by przywołać postać wypróbowanego kolegi i przyjaciela.
Non omnis moriar – nie cały umarłeś, bo pozostały Twoje czyny i pamięć Twoich bliskich. Bo nie umiera ten, kto trwa w pamięci bliźnich.
Abiit non obiit – odszedł, ale pamięć o nim nie zaginie i pamięć o Nim trwa w sercach jego przyjaciół i bliskich.

(11 I 1915 – 22 IV 2005)