Wielu z nas pamięta dzień, w którym biskup-nominat pierwszy raz przybył do Diecezji Tarnowskiej. Zgromadziliśmy się w auli Seminarium Duchownego. Ksiądz biskup wszedł na scenę i powitał nas słowami:

 

– Jestem Józef, wasz brat.

 

Dziś w imieniu duchowieństwa Diecezji Tarnowskiej pragnę pożegnać Józefa, naszego brata.

 

Na Księdza Arcybiskupa Józefa Życińskiego można spoglądać z różnych punktów widzenia; był kimś o wielu obliczach: przede wszystkim nieprzeciętnym człowiekiem, księdzem z powołania, wybitnym filozofem, utalentowanym pisarzem, ciętym polemistą, zdolnym zarządcą i subtelnie niosącym pomoc Samarytaninem (wiedzą o tym ci, którzy doznali Jego pomocy), potrafił być nawet zręcznym politykiem, gdy zaszła tego potrzeba.

To wszystko chcę pozostawić w tle. W tym krótkim pożegnaniu pragnę zapamiętać Go jako duszpasterza i chrześcijańskiego myśliciela.

 

Gdybym miał scharakteryzować Go pod tym względem krótkim określeniem, wybrałbym dwa słowa: WIERNOŚĆ i OTWARCIE. Ażeby być WIERNYM i OTWARTYM, trzeba w życiu odbywać podróż w dwu kierunkach. Pierwsza podróż to podróż wstecz w czasie: od dziś do wydarzeń, które stanowią fundament chrześcijaństwa. Trzeba przecież zachować wierność temu, co podstawowe.

 

Mówimy: wierność tradycji. Ale wszak nie chodzi o to, by zakonserwować stan Kościoła i religijności taki, jaki był za czasów naszej młodości. Zresztą tamten stan też stanowił wynik długiego ciągu przemian. Chodzi o to, by docierać do Źródła i budować na Źródle. A w naszej religii Źródłem jest Jezus Chrystus: Jego nauka i przede wszystkim On sam; On sam jest bowiem Słowem (Logosem) Boga do człowieka.

 

Charakterystycznym rysem duchowości i stylu myślenia Józefa było wczytywanie się w Ewangelię. Nie lektura lub rozważanie, lecz właśnie wczytywanie się – wdzieranie się do tego, co słowo ukrywa, a co mieści się w odcieniach jego znaczeń. Do najlepszych fragmentów prozy Życińskiego należą krótkie miniaturki oparte na scenach z Ewangelii. Potrafił On skupić uwagę na szczególe, który zwykle odnotowuje się najwyżej gdzieś na brzegach świadomości i wywieść z niego zaskakujące wnioski. Na przykład tych kilka zdań, będących komentarzem do wersów z Ewangelii św. Marka (16, 1.3): Maria Magdalena, Maria matka Jakuba i Salome nakupiły wonności, żeby pójść namaścić Jezusa. (...) A mówiły miedzy sobą: Kto nam odsunie kamień od wejścia do grobu?

 

A oto Jego komentarz:

 

Sceptyk odniósłby się krytycznie do ich trosk, zwracając uwagę, że w obliczu dramatu krzyżowej śmierci ani wonne olejki, ani grobowy kamień nie mogą być najważniejsze. Znacznie ważniejsza wydawała się farsa procesu, ciężar krzyża, zdrada Judasza. Można było poświęcić im całą uwagę do tego stopnia, że nawet poranny wschód słońca zostałby niezauważony lub uznany za epizod interesujący jedynie poetów (Okruchy nadziei, Lublin 2008, ss. 121-122).

 

On sam miał duszę poety.

 

W tym wczytywaniu się w klimat Ewangelii nie chodziło jednak Józefowi tylko o poezję. Zawsze chodziło Mu o budowanie życia na ewangelicznych wartościach. Był wręcz alergiczny na wykorzystywanie tych wartości do jakichś innych celów, na przykład politycznych. Wówczas do głosu dochodził Jego talent polemiczny i w takich przypadkach potrafił być bezlitosny.

 

Wierność to droga wstecz, do źródeł. Ale jest i droga w przeciwnym kierunku: od źródeł ku czasom, w których się żyje. To droga otwartości na współczesność. Podróż po tej drodze także w życiu trzeba wykonać. Bo nauka Jezusa Chrystusa nie jest statyczna, raz na zawsze zamrożona w jakichś formułkach; jest otwarta na potrzeby każdych czasów i każdego pokolenia. Akceptując dziś chrześcijaństwo, w jakimś sensie akceptujemy również jego historię. Oczywiście musimy robić to krytycznie, by nie pomylić ziarna z plewami, ale również, by nie zaprzepaścić tego, co do skarbca refleksji nad nauką Mistrza z Nazaretu dołożyły pokolenia pisarzy i myślicieli.

 

Do ich grona dołącza Józef Życiński. Dzieło Jego życia zamknięte; dopisał ostatnie zdanie... Nie od naszych werdyktów zależy, w jakim stopniu Jego myśl przeżyje Jego samego. Ale jest nam żal, że gdy był z nami, nie potrafiliśmy Go docenić i wykorzystać Jego talentów.

 

Pozostały jednak Jego słowa. Powróćmy do fragmentu o Marii Magdalenie i kobietach które przyniosły wonności i martwiły się, kto im odsunie kamień od grobu:

 

Żyć tajemnicą wielkanocnego poranka to umieć nie absolutyzować tego, co boli. Mimo bólu zachować świadomość, że nawet bagatelizowane kosmetyki mogą wyrażać wierną pamięć silniejszą nić śmierć. Trzeba umieć patrzeć, aby w spojrzeniu zdominowanym przez łzy nie pomylić ogrodnika ze zmartwychwstałym Zbawcą. Trzeba ufać, by w pejzażu spowitym przez smutek ocalić wrażliwość Bożego poety (Okruchy nadzei, s. 122).

 

Żegnamy naszego brata Józefa… Znałem Go na tyle dobrze, iż wiem, że dziś chciałby nam zostawić przesłanie ...by nigdy nie pomylić ogrodnika ze Zmartwychwstałym.

 

ks. Michał Heller

 

Tarnów, 13 lutego 2011 r.

Autor: Andrzej Zykubek
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2015, godz. 21:30 - Andrzej Zykubek