Porozmawiajmy o samochodach

No widzisz, zbieg okoliczności. Gdy umawialiśmy się na wywiad i poprosiłeś o przygotowanie zdjęcia, to wybrałem fotografię za kierownicą samochodu. A przecież nie ustalaliśmy tematu czy konkretnych pytań.

 

Pamiętasz, kiedy pierwszy raz prowadziłeś auto?

Ojciec kupił malucha, żeby nim jeździć po lesie. J Pozwalał mi czasami usiąść za kółkiem. Pamiętam, jak uczyłem się parkować na podwórku. Nie zauważyłem bramy i rozbiłem lampę. Musiałem pojechać do Polmozbytu i za własne pieniądze kupić kierunkowskaz. Ojciec dał mi jednak pieniądze na zrobienie prawka.

 

Gdzie zadawałeś egzamin?

W Łomży. Tam się uczyłem do egzaminu na prawko i tam zdawałem. Zresztą, w tamtym czasie pół Polski zdawało w Łomży. Wszyscy ci, którzy mieli problem ze zdaniem egzaminu gdzie indziej. Lubię jeździć, umiem jeździć, ale przed egzaminem pojawił się pewien problem. Problem z placem. Teraz manewry parkowania sprawdzane są podczas jazdy po mieście. Wtedy, kiedy ja zdawałem, parkowało się podczas jazdy na placu. Trzeba się było zmieścić przodem, tyłem, bokiem między pachołkami. Wymagało to dobrego opanowania jazdy na lusterkach. Dokupiłem sobie dwie godziny doszkalające w Ciechanowcu. Był tam fachowiec do zadań specjalnych. Jego plac manewrowy był dokładną kopia tego łomżyńskiego. Gość miał tajny patent, jak ustawić lusterka i jak liczyć, właściwie odliczać, kiedy wykonać jaki skręt, żeby się zmieścić. Patent okazał się skuteczny – zdałem.

 

Miałem podobne doświadczenia z trudnościami na placu. Szkoliłem się w Lublinie; tutejszy plac znacznie różnił się od tego łomżyńskiego. A zdawałem oczywiście w Łomży. Więc jakieś dwa dni przed egzaminem dokupiłem doszkalanie na placu w Łomży. Instruktor rwał włosy z głowy, gdy widział mnie w akcji. Nie wierzył, że zdam. Jednak zdałem. W kopertę tyłem po raz pierwszy poprawnie wjechałem właśnie na egzaminie.

Ta szkoła ciechanowska była bardzo dobra. Dla nich liczyła się zdawalność. Musieli mieć sukces. Ale tak naprawdę parkować nauczyłem się dopiero w Lublinie. Oczywiście, nie pod KUL-em; tu się nie da zaparkować.

 

No dobrze, to teraz wyznaj, jak szybko potrafisz jeździć.

W Niemczech jechałem 70 km/h busem w terenie zabudowanym, a na autostradzie 140 km/h. To był ford focus kombi, było świetnie. Jak tylko dostałem prawko i ojciec pozwolił jeździć bez swojej asystencji, dobiłem naszym matizem do 155 km/h. Nigdy więcej! Natomiast najlepiej jeździło mi się  po pustych drogach litewskich. Wybrałem się kiedyś autem do Wilna i tam chciałem jeździć szybko. Ale po pierwsze tam też pojechałem matizem, a po drugie trochę się obawiałem rozwijać skrzydła, bo krążyły wśród Polaków dziwne opowieści o litewskiej drogówce.

 

A jaki najwyższy mandat dostałeś?

I tu się chyba zdziwisz: nigdy nie miałem żadnej kontroli drogowej. Nigdy też nie wypisano mi mandatu.

 

Próbowałeś kiedyś prowadzić motor?

Bardzo lubiłem jeździć na motorze jako pasażer. No i chciałem być szczęśliwym posiadaczem jednośladu. Wiesz, na wsi to jest po prostu wygodne. Koledzy mieszkają kilka kilometrów dalej, a ty możesz wsiąść i zaraz do nich dojechać. Zebrałem na motor pieniądze. Ojciec mi kibicował w tym zamierzeniu. Koledzy wszystko już ustawili. Jednak w ostatniej chwili sprzeciwiła się mama. Zresztą, ta sytuacja się powtarzała. Zawsze wszystko rozbijało się o obawy mamy. A tata ulegał jej perswazji i ostatecznie nigdy sobie motoru nie kupiłem. Może szczęśliwie. Dzisiaj myślę, że na motorze jest się za blisko jezdni. No… Za to w końcu tata oddał mi swój stary samochód – złotego matiza, którym jeżdżę do dzisiaj. Paradoksalnie – bardzo pojemny samochód. Nigdy w życiu nie zapakowałem więcej do auta niż do tego samochodu, gdy wyjeżdżaliśmy na studia z bratem. Wiesz, te wszystkie kołdry, słoiki, nawet gitara brata… I wszystko się zmieściło. Tego matiza, za względu na kolor nadwozia, nazywam Złotym Szerszeniem albo Złotą Strzałą. Mam do niego sentyment. Zrobiłem na nim 60 000 km. Niby niedużo, ale…

 

No dobrze, to jakim samochodem chciałbyś jeździć?

Kiedyś marzyłem o audi A3. Ostatnio zmieniłem jednak obiekt westchnień. Teraz to jest mercedes z lat dziewięćdziesiątych, model po beczce, W224, albo nowszy W220. I nie jeździ się nim szybko - wręcz przeciwnie. Stare mercedesy są może kanciaste…

 

… jak poniemiecki hełm…

… ale o to właśnie w tym chodzi. Tylko że dla takiego samochodu trzeba mieć garaż.

 

Do ślubu (który zbliża się wielkimi krokami) też chcesz pojechać mercedesem?

Do ślubu pójdziemy na piechotę. Kościół jest pod bokiem. Ale po ślubie do domu weselnego pojedziemy Złotą Strzałą. Będziemy jechać na czele orszaku weselników. To będzie chyba moja ostatnia przejażdżka matizem.

Autor: Artur Truszkowski
Ostatnia aktualizacja: 05.03.2015, godz. 14:49 - Artur Truszkowski