100-lecie urodzin Profesora - PU 1 (105)

W roku 2007 obchodzimy setną rocznicę urodzin Profesora Stefana Swieżawskiego (10 lutego 1907-18 maja 2004) – światowej sławy historyka filozofii (autora słynnych Dziejów filozofii europejskiej XV wieku), współtwórcy Lubelskiej Szkoły Filozoficznej, promotora odnowy religijnej i liturgicznej Kościoła, jedynego świeckiego audytora z Europy Wschodniej na Soborze Watykańskim II. Przez 30 lat był profesorem naszego uniwersytetu, i dla wielu – Mistrzem.
Jan Paweł II w telegramie przysłanym po śmierci Profesora pisał: „Przez całe życie poszukiwał mądrości w historii ludzkiej myśli, ale nigdy nie tracił świadomości, że jej początek tkwi w odwiecznej Mądrości Boga. [...]
Osobiście byłem z nim związany od dawna. Był recenzentem mojej pracy habilitacyjnej, wprowadzał mnie w profesorskie życie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wspierał dobrą radą, towarzyszył przyjazną uwagą. Zawsze dostrzegałem w jego pracy i postawie troskę o dobro Kościoła. Wydaje się, że ta troska znalazła swój wyraz i umocnienie podczas posiedzeń Soboru Watykańskiego II, w których brał udział jako jeden z pierwszych świeckich. Dzielił się potem owocami tego doświadczenia przez długie lata.”
27 maja 2004 r. w kościele akademickim KUL została odprawiona żałobna Msza Święta w intencji Profesora, której przewodniczył Wielki Kanclerz KUL, ks. abp Józef Życiński, a homilię, której treść poniżej zamieszczamy, wygłosił uczeń Profesora Swieżawskiego, ks. prof. Marian Ciszewski SDB.

Drodzy Bracia i Siostry!
Dobry papież Jan XXIII w swoim Dzienniku napisał: „Wszystkie dni są dobre do narodzin i wszystkie dobre są do śmierci”. Dzień 18 maja tego roku, który wybrał Bóg dla Pana Profesora Stefana Swieżawskiego, by go powołać do siebie, nie był dlań dniem jak wszystkie inne, dla niego był wyjątkowy, gdyż była to wigilia Uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego i 84. rocznica urodzin Ojca św. Jana Pawła II, z którym łączyła Pana Profesora ponadpięćdziesięcioletnia, serdeczna przyjaźń. Tego to właśnie dnia, po dziewięćdziesięciu siedmiu latach życia i po siedemdziesięciu szczęśliwych latach pożycia małżeńskiego, mógł się znowu połączyć z Maryś, jak do końca czule nazywał swoją ukochaną małżonkę Marię, zmarłą przed nim pół roku wcześniej (7 listopada 2003 r.).
Jego długie i piękne życie, wymagałoby równie pięknych słów, ułożonych w składne i rytmiczne frazy! Jego Mądrością Bożą kierowane życie, wymagałoby bardzo głębokich i mądrych filozoficznych i teologicznych wywodów.
Lecz chociażby słowa moje miały zapach róż i miękkość miłą aksamitu, chociaż byłyby jasne, wyraźne i proste jak kartezjańskie idee wrodzone, nie zdołałyby przecież wyrazić pełni wdzięczności ani głębi uczuć za przekazywaną nam Prawdę w aurze Miłości. Przez trzydzieści sześć lat Pan Profesor był dla mnie Mistrzem i Ojcem zarazem, dlatego całą wdzięczność swoją i wdzięczność bezpośrednich i pośrednich Jego uczniów pragnę włączyć w składaną w tej chwili za niego najświętszą i nieskończoną ofiarę dziękczynną Chrystusa, aby Ojciec Niebieski zechciał Go za wszystko stokrotnie wynagrodzić.
Często na seminaryjnym spotkaniu zasłuchany jak Fedon w Sokratesa myślałem: wszyscyśmy tu z Pana Profesora! Dzięki Jego przekazom widzimy więcej, dalej i lepiej wielkie ideały:
- mądrość Prawdy odwiecznej,
- drogę rozumu i wiary,
- historię i teraźniejszość Prawdy i Miłości!
Bośmy są przecież, jak zwykł mawiać Bernard z Chartres, „jak karły siedzące na barkach olbrzymów; widzimy więcej rzeczy niż oni i bardziej od nas oddalone, nie dlatego, że posiadamy lepszy wzrok, ani dlatego, że jesteśmy wyższego wzrostu, lecz dlatego, że nas podnoszą i dźwigają wzwyż; dzięki ich olbrzymiej wyniosłości”.
Dziękuję za uprawę naszych umysłów i serc! I za pouczenia, jak łączyć jasny promień wiedzy św. Dominika z żarem płomiennym zapału św. Franciszka. I jak woluntaryzmowi św. Jana Dunsa Szkota nie przeciwstawiać intelektualizmu św. Tomasza. I za wskazania, jak cenić wielkich Doktorów Kościoła, a także za nowe spojrzenie na Wilhelma Ockhama i Jana Husa.
Dzięki za wkład w kulturę ojczyźnianą oraz za odsłanianie i umacnianie jej chrześcijańskich i europejskich korzeni. Za rozświetlenie swoimi prekursorskimi Dziejami filozofii europejskiej XV wieku (1974-1987) meandrycznych kolein myśli filozoficznej i teologicznej tamtej Europy.
Dzięki za to, że Pan Profesor był jednym z kamieni węgielnych Wydziału Filozofii w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, i że dzięki Niemu mieliśmy tak wspaniałych mistrzów, jak ks. prof. Karol Wojtyła, jak ks. prof. Stanisław Kamiński, czy ks. prof. Marian Kurdziałek.
Dzięki i za to, że mogę wraz z licznym gronem uczniów od wielu lat powtarzać z wielką dumą: „Nasz Uniwersytet” i „Nasz Profesor”!
Dzięki za niezwykły posiew Prawdy, Dobra i Miłości dla Uniwersytetu, dla Polski, dla Kościoła i chrześcijańskiej kultury całego świata.
Dzięki za niezwykły przykład życia, który poucza nas, jak nie rezygnować z Prawdy dla przyjaciół i jak im samym pomóc zostać przyjaciółmi Prawdy, podobnie jak to czynił św. Franciszek Salezy, nauczyciel teologii serca, wciąż przypominający o tym, że „aby poznanego człowieka doprowadzić do prawdy, trzeba go najpierw pokochać i nauczyć miłości”.
Dzięki za przypominanie i przykład realizacji owego pouczenia św. Bonawentury, że „przejście od wiedzy do mądrości nie jest ani łatwe, ani bezpieczne i dlatego należy przyjąć złoty środek, którym jest świętość”.
Za to, że mogliśmy poznawać niezwykle trudny i piękny szlak Polaka, Katolika, Profesora i Wychowawcy, idąc wraz z Nim drogą niezwykłej trylogii Wielkiego przełomu (1907-1945), uczestnicząc W nowej rzeczywistości (1945-1965), aby wraz z Nim radować się Jego Owocami życia (1966-1988).
Dzięki za Odczytanie na nowo myśli św. Tomasza i precyzyjny przekład jego Traktatu o człowieku (1956), jak i za wszystkie tak bardzo wnikliwe i cenne opracowania jego nauki, a także za opromienioną wypowiedziami Oliviera Lacombe’a, Etienne Gilsona i Jacquesa Maritaina Filozofię w dobie Soboru (1995).
Za stopniowe, pasjonujące i wielkie odsłanianie sekretu Bytu (1948) i drogę czterech najgłębszych tajemnic, to jest Rozumu i tajemnicy (1960), Człowieka i tajemnicy (1978), Dobra i tajemnicy (1995) oraz Istnienia i tajemnicy (1993).

Za to, że kolejne stopnie wtajemniczenia wiodły pewną drogą intelektualizmu, który potrafi omijać rafy racjonalizmów i irracjonalizmów; że w myśl odwiecznej dewizy dominikańskiej: contemplata aliis tradere, było to przekazywanie innym owoców swej własnej, głębokiej kontemplacji.
Za to, że wykłady, a wysłuchałem ich setki, były zawsze jasne, płomienne, pełne zaangażowania w Mądrość samą, w Prawdę samą, w Życie samo, w Dobro samo.
Za troskę ogromną i najgłębszy szacunek dla każdego słuchacza, dla jego godności człowieka, niezależnie od pochodzenia, narodowości, poglądów i przekonań religijnych.
Za to, że każda recenzja i każda krytyka zaczynała się od podkreślenia tego, co dobre i pozytywne, i że była niezwykle wnikliwa, szczegółowa, wręcz drobiazgowa, gdyż zgodnie z powiedzeniem Pana Profesora każda zrecenzowana praca seminaryjna winna być zawsze gotowa do druku.
Za to, że Pan Profesor zawsze przedkładał pozytywną pracę badawczą ponad wszelkie polemiki; że zawsze umiał dostrzec to, co dobre w drugim człowieku, i że nieustannie promieniował radością, spokojem i dobrocią, przez co rozniecał i wyzwalał dobroć w każdym rozmówcy.
A ponieważ Dobro z samej swej natury jest rozlewne – jak to podkreślał Plotyn – teraz – jak wierzę – wróciło Ono do Pana Profesora w nieskończoność zwielokrotnione!
Pan Profesor Swieżawski był niezwykłym człowiekiem, który nie pouczał, lecz uczył; nie oświadczał, lecz wyjaśniał; nie moralizował, lecz żył Ewangelią i wskazywał drogę;
zawsze wierny Tomaszowej zasadzie: „Wiele przyjmuj, niewiele odrzucaj, często rozróżniaj”. A jeśli rozróżniał, to tylko po to, by jednoczyć!!!
Był też człowiekiem wielkiej modlitwy, która skoncentrowała się wokół Mszy Świętej i liturgii godzin kanonicznych. Gdy jednak wzrok i słuch osłabły, brewiarz został zastąpiony różańcem, w którym, jak mawiał, (powołując się na założyciela Małych Braci – o. René Voillaume) mieści się zresztą cała teologia. Codzienna Msza Święta była na stałe wpisana w program jego życia i gdy zaistniała taka potrzeba, z całą prostotą usługiwał do niej swoim księżom-studentom. Był promotorem odnowy religijnej i liturgicznej, najpierw jako lider lwowskiego Odrodzenia, a potem jako jedyny świecki audytor z Europy Wschodniej na Soborze Watykańskim II.
Z niezwykłą łatwością potrafił łączyć w swoim życiu: benedyktyński trud wnikliwej pracy badawczej, franciszkański żar miłości i modlitwy, duchowość codziennej świętości Małych Braci i Sióstr Karola de Foucauld z dominikańską dociekliwością i kontemplacją.
- Był w każdej swej rozmowie jak źródlana woda – która przywraca chęć życia i wznieca nową nadzieję!
- Śmierć nie była dlań zaskoczeniem. Powtarzał za św. Tereską: „Ja nie umieram, ja wchodzę w życie” i za swoim ukochanym mistrzem Tomaszem „To co wydaje się śmiercią, jest dopiero pełnym życiem”.
22 maja w habicie dominikańskiego mnicha spoczął na laskowskim cmentarzu obok swojej ukochanej małżonki Marii – oczekując na Zmartwychwstanie.
Dziś zgromadziliśmy się wokół tego ołtarza, aby być ich modlitwą. Mario i Stefanie – śpijcie spokojnie życiem strudzeni, cierpieniem znękani, a im głębiej osuwają się wasze ciała w proch ziemi, tym wyżej wznoszą się wasze dusze niesione na skrzydłach naszych pełnych wdzięczności modlitw!!! Amen.