Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Mariusz KOPER

Sport i polityka

Mariusz KOPER | 2021-10-22

Naiwny byłbym, gdybym twierdził, że nie ma związków między sportem a polityką. Zawsze jednak uważałem, że jest ich zdecydowanie mniej niż w powiązaniu tej bardzo popularnej odmiany kultury masowej z innymi dziedzinami życia społecznego. Mecze piłkarskiej reprezentacji Polski z reprezentacją Niemiec czy Rosji zawsze były traktowane jako coś wyjątkowego. Wielu dopatrywało się w nich jakiegoś podwójnego dna, spotkań z podtekstem itp. Wrogowie na dawnych polach walki stawali się sportowym przeciwnikiem, którego trzeba było za wszelką cenę pokonać na piłkarskim czy lekkoatletycznym stadionie. A jeśli już istotnie tak się stało, to cały kraj celebrował zwycięstwo niczym patriotyczne święto, przywołujące największe polskie sukcesy na polach bitewnych. Tak było bardzo często w czasach słusznie minionych, kiedy można było się „odgryźć” przynajmniej w taki sposób, tj. na sportowej arenie. Z pewnością nie zapomnimy gestu Władysława Kozakiewicza, który przejdzie do historii światowego sportu. To powiązania sportu, polityki, a nawet trudnych relacji na scenie międzynarodowej. Wpływ języka sportowego na język polityki zauważą też badacze języka. Przykłady można by mnożyć: finisz kampanii, ostatnia prosta do wyborów, żółta kartka od wyborców, czy też nieszczęsny nokaut, będący przejawem przemocy i brutalizacji języka.

Dziś czasy komunizmu minęły. Żyjemy w zgoła odmiennej rzeczywistości. Czy jednak aby na pewno nie ma związków między sportem a polityką? I to niekoniecznie na międzynarodowej, ale nawet na ogólnopolskiej arenie. Przypominam sobie, jak przed kilkoma laty rozgrywane były mistrzostwa świata w siatkówce, które transmitowała jedna z telewizji komercyjnych. Mecze były kodowane i niedostępne dla ogółu kibiców. Kiedy polska reprezentacja dotarła do finału, pojawiły się głosy, że mecz o złoty medal powinni obejrzeć wszyscy fani siatkówki. Wydawało się, że stacja komercyjna będzie nieugięta, jednak pod wpływem presji społeczeństwa oraz samego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej mecz finałowy został udostępniony wszystkim kibicom. Inną bezpośrednią interwencją polskich polityków była prośba skierowana do władz niemieckich, aby polscy piłkarze grający w Bundeslidze, mogli wyjechać do Wielkiej Brytanii, by tam rozegrać jeden z meczów grupowych o awans do mistrzostw świata. Obostrzenia związane z koronawirusem oraz potencjalna kwarantanna piłkarzy narażonych na restrykcje epidemiologiczne uległy i w tym przypadku sztuce dyplomacji oraz zdrowemu rozsądkowi. To niewątpliwie same plusy, kiedy kluczowe wydarzenia sportowe stają się również i dla polityków sprawą narodową. Ci ostatni bardzo chętnie szczycą się osiągnięciami polskich sportowców, gdzieś w tle i między wersami argumentując w różnych mediach, że to właśnie te czasy, w których rządzą, są bardzo dobrą koniunkturą dla sukcesów sportowych. Potrzeba identyfikacji jest w tym przypadku nawet i zrozumiała, ponieważ zdecydowana większość polityków mogłaby pomarzyć o takiej popularności jak chociażby Robert Lewandowski. O sympatii nie wspomnę… Sportowcy czynnie też często uczestniczą w kampaniach wyborczych, stając się głowami poparcia w komitetach do wyborów na polskiego prezydenta, wreszcie sami, najczęściej w trakcie sportowej emerytury, próbują swoich sił w wyborach sejmowych czy samorządowych.

I ostatnia, dla wielu kibiców, kluczowa kwestia w kontekście nadchodzącej wielkimi krokami sportowej zimy. Otóż całkiem niedawno jedna ze stacji telewizyjnych miała problem z uzyskaniem koncesji na nadawanie. Suma summarum koncesja została jej przyznana, jednak samo zdarzenie odbiło się szerokim echem zarówno w Polsce, jak i za granicą. Nie minęło kilka tygodni od tych wydarzeń, by gruchnęła tym razem na wielu kibiców inna kluczowa sportowa wiadomość. Otóż narodowy sport, czyli skoki narciarskie, został prawie w całości utracony w prawie nadawania przez telewizję publiczną, która przez kilkanaście lat raczej z dobrym skutkiem podnosiła go do rangi najważniejszych wydarzeń każdej zimy. Okazało się, że skoki narciarskie trafiły tym razem m.in. do telewizji, która wcześniej tych zawodów nie transmitowała, stacji, która właśnie wcześniej borykała się z prawem uzyskania koncesji na nadawanie. Wielu komentatorów uznało to za pstryczek dla obecnej władzy oraz prezesa TVP. Nie będę komentował całej sprawy w aspekcie tego, czy dobrze, czy też niedobrze, że tak się stało. Jeśli jednak słyszę w jednym z programów informacyjnych telewizji komercyjnej, że oto przyszła dobra zmiana dla skoków narciarskich, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że kryje się za tym stwierdzeniem nutka ironii, złośliwości, a może nawet i rewanżyzmu. Jeśliby jednak miało się okazać, że nie wszystkie relacje ze skoków narciarskich byłyby transmitowane w ogólnodostępnych stacjach telewizyjnych, to śmiem stwierdzić, że najbardziej mogliby na tym stracić sami skoczkowie, a także, a może przede wszystkim, kibice tej odmiany białego szaleństwa. Zapewne tak się jednak nie stanie. Zwycięży bowiem zdrowy rozsądek, tak jak w przywołanym wyżej finałowym spotkaniu reprezentacji polskich siatkarzy z Brazylią, które na skutek interwencji społeczeństwa, a nawet i samych polityków, mogła obejrzeć cała Polska, by potem kompletnie oszaleć i cieszyć się ze zwycięstwa biało-czerwonych.

Gabriel Garcia Marquez napisał kiedyś: „Jeśli masz ochotę śpiewać – śpiewaj! Śpiew jest dobry na żółć”. Sądzę, że z oglądaniem wspaniałych wyczynów polskich sportowców jest podobnie, z polityką zaś dokładnie na odwrót. Życzę więc sobie, aby tej ostatniej w komentarzach do zmagań naszych współczesnych herosów było jak najmniej. Chociaż, co pokazuje również i ten tekst, czasem jest to po prostu niemożliwe.   

Mariusz Koper
Kontakt

mariusz.koper@kul.pl