Aktualności / Wydarzenia

KUL wspiera braci albertynów niosących pomoc Ukrainie

Do Lublina, na Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, przybyli z wizytą bracia albertyni z Krakowa, którzy pomagają ludności cywilnej w Zaporożu, m.in. dostarczając żywność. O sytuacji w ogarniętej wojną wschodniej Ukrainie rektorowi KUL ks. prof. Mirosławowi Kalinowskiemu opowiadali brat Franciszek Grzelka i brat Tomasz Pączek. – Na wschodzie Ukrainy znacząco wzrosła liczba bezdomnych, okaleczonych, uchodźców, starszych i bezbronnych oczekujących wsparcia – napisał bp Jan Sobiło z diecezji charkowsko-zaporoskiej, zwracając się z apelem o wsparcie braci albertynów w ich pomocy Ukrainie.

Bracia albertyni są bardzo zaangażowani w pomoc mieszkańcom Ukrainy, szczególnie w Zaporożu, także we Lwowie, gdzie od wielu lat prowadzą swoje placówki m.in. stołówki i piekarnie, również miejsca, gdzie czas wolny spędzają dzieci i młodzież – mówił podczas spotkania ks. prof. Kalinowski, zaznaczając, że wsparcie w logistyce różnego rodzaju produktów żywnościowych jest niezbędne, także ze względu na ogromną odległość między Polską a Zaporożem. – Pomoc braci albertynów jest tam chętnie przyjmowana. Niektórzy mówią, że to jest kropla w morzu, ale ta kropla wiele dobra czyni i myślę, że także dalsze zaangażowanie braci albertynów będzie owocowało dużymi korzyściami – dodał.

Brat Franciszek Grzelka, który jest przełożonym generalnym Zgromadzenia Braci Albertynów, podkreślił, że KUL wspiera działalność braci w Zaporożu, która ukierunkowana jest na rzecz ubogich, w tym także na rzecz uchodźców. - Tam jest ich bardzo wielu po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę. Zaporoże to duże miasto, liczące obecnie ok. 900 tys. mieszkańców, które przez niemal rok trwającej wojny nie zostało - na szczęście - przez nich zdobyte. Rosjanie doszli jedynie w pobliże, zajmując elektrownię atomową, oddaloną od miasta o ok. 50 km - mówił.

- Miasto jest wciąż wolne, także dojazd do niego z Polski przez Tarnopol, Winnicę i Humań - zaznaczył brat Grzelka, dodając, że albertyni pracują w Zaporożu już od 20 lat. Prowadzą tam m.in. schronisko dla bezdomnych i otwartą kuchnię dla ubogich.

- Przed wojną z tej kuchni, przychodząc na ciepły posiłek, korzystało ok. 150 osób, a gdy zaczęła się wojna do naszych braci zaczęło codziennie przychodzić 1000, 1300, a nawet 1500 osób - poinformował duchowny. Zaporoże, jak mówił, stało się pierwszym przystankiem dla uchodźców wewnętrznych z terenów okupowanych, m.in. z takich miast jak Berdiańsk, Melitopol czy Mariupol. Dodał też, że kluczowe w niesieniu pomocy dla ludności Zaporoża jest organizowanie regularnych transportów żywności z Polski, których zakup wspierają ludzie dobrej woli, a także instytucje.

- KUL także włączył się w tę pomoc i obecnie jesteśmy w stanie, co najmniej raz w miesiącu, dwoma małymi ciężarówkami dojeżdżać tam do braci i wspierać ich tymi transportami humanitarnymi - mówił. Dodał też, że Polacy, którzy przybywają do Ukrainy, są przyjmowani tam z wdzięcznością, zarówno ze strony służb mundurowych, także żołnierzy ukraińskich, jak i ze strony zwykłych obywateli. Ukraińcy, jak zaznaczył, są świadomi skali pomocy, którą Polska niesie Ukrainie, w tym także tego, że w kraju na Wisłą mieszkają obecnie setki tysięcy ukraińskich kobiet z dziećmi.

Pomoc Ukrainie jest niebezpieczna. W październiku ub.r. w Zaporożu doszło do ostrzału rakietowego miejsca oddalonego zaledwie 400 metrów od braci albertynów; jeden z pocisków trafił w blok mieszkalny, zginęło 24 cywilów, wielu było rannych.

- Lęk na pewno człowiek przeżywa... Pamiętam jeden z pierwszych wyjazdów, jeszcze w marcu. Była trudna sytuacja z paliwem, którego zaczęło nam brakować. Do tego dochodziła świadomość, że jedzie się w kierunku, gdzie coś się dzieje i nie ma pewności, że człowiek wróci. Była jakaś obawa i lęk, ale jest też pragnienie bycia tam, jakoś tak osobiście, czując się częścią wspólnoty - opowiadał brat Tomasz Pączek.

- Mam w sobie, dzięki łasce bożej, taką chęć po prostu bycia tam i jechania mimo tego lęku, obaw, które czasami się budzą. Jest też i taka wewnętrzna odwaga, że oddaję to wszystko Panu Bogu i Pan Bóg co będzie chciał, to zrobi, a ja chcę mu służyć jak najlepiej, mimo tych wszystkich zewnętrznych przeszkód: lęków, obaw, niepewności i zmęczenia - zapewnił.

Zgromadzenie Braci Albertynów założył w 1888 r. artysta-malarz, działacz społeczny, także powstaniec z 1863 r. Adam Chmielowski, opierając je na Regule św. Franciszka z Asyżu. Charyzmat braci polega na "ratunku natychmiastowym" każdego ubogiego w jego podstawowych potrzebach, a w dalszym celu poprawę jego stanu materialnego i moralnego. - Powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny - mówił św. Brat Albert.

***

Z apelem do osób, które chciałyby wesprzeć braci albertynów w ich pomocy Ukrainie, zwrócił się biskup Jan Sobiło, posługujący w diecezji charkowsko-zaporoskiej. W liście do rektora KUL ks. prof. Mirosława Kalinowskiego biskup zwrócił uwagę, że wskutek działań wojennych oraz ciężkich warunków atmosferycznych wiele osób zwraca się do katolików o pomoc, bez której nie przetrwają.

Już od 20 lat wspólnota Braci Albertynów przy Sanktuarium Boga Ojca w Zaporożu z wielkim zaangażowaniem pracuje wśród ubogich i wykluczonych. Na skutek działań wojennych, szczególnie na wschodzie Ukrainy znacząco wzrosła liczba bezdomnych, okaleczonych, uchodźców, starszych i bezbronnych oczekujących wsparcia. Zapasy, które gromadzimy, by się nimi dzielić, wyczerpują się bardzo szybko. Stąd moja serdeczna prośba o wsparcie, bez którego nie udzielimy pomocy osobom w skrajnie trudnej sytuacji życiowej – napisał bp Jan Sobiło.

Darowiznę na pomoc Ukrainie można przekazać na numer konta Towarzystwa Przyjaciół KUL: 23 1240 5497 1111 0011 0311 8537.