23 XII 1939 r.
Tak profesora Martyniaka zapamiętała jedna z jego studentek: (…) młody, świetnie zapowiadający się naukowiec, wykładał teorię prawa (…) zajmował zdecydowanie tomistyczne stanowisko i był pierwszym uczonym polskim, który teorię i filozofię prawa przepoił myślą katolicką. Profesor był niskiego wzrostu, czarny, bardzo żywy, interesował się całością życia uniwersyteckiego. (…) Dla nas, studentów, niezmiennie życzliwy i przyjazny. Zapalony sportowiec i wieloletni kurator AZS.
Michał Słowikowski, przedwojenny dyrektor Gimnazjum Biskupiego i więzień na Zamku po latach następująco opisał dzień egzekucji: Nadszedł dzień 23 grudnia – dzień Wigilii (prawo kanoniczne powiada, że jeśli dzień Wigilii Bożego Narodzenia przypada na niedzielę, przesuwa się go na 23 grudnia). (…) Wysunęliśmy na środek stół, który dotąd stał w kącie przy ścianie. Nakryliśmy go czymś białym. Było i sianko, i opłatek. Czekaliśmy na barszcz. Każdy zamyślony. Nagle komenda „baczność”. Słychać ciężkiej kroki…Zgrzyt klucza w zamku celi 34…Cisza…Dalej znowu zgrzyt klucza w celi 35…Ktoś wychodzi…(…) Dowiedzieliśmy się, że z czwartego oddziału też wzięli pięciu: dwóch sędziów, dwóch adwokatów i jednego starostę…Z celi 35 zabrano dwóch profesorów Uniwersytetu, dwóch dyrektorów i jednego starostę. Niemal pełna reprezentacja inteligencji polskiej. (…) Tamci już nie wrócili. Strażnicy opowiadali, że przyjechał po nich samochód egzekucyjny. Esesmani byli widać dobrani, bo księdza Niechaja przy wychodzeniu jeden bezczelnie uderzył karabinem…Musiała go zaboleć stara rana, bo wchodził do auta niedołężnie. Rozważaliśmy owe wydarzenia. Nie ulegało wątpliwości, że szło o sterroryzowanie ludności Lublina.
Równie dobrze chwile te zapamiętał profesor KUL i więzień na Zamku, Ignacy Czuma: Sprawa Uniwersytetu odżyła jeszcze w Boże Narodzenie. Zamordowano wówczas profesora Czesława Martynika oraz księdza Michała Niechaj. Było to w Wigilię o godzinie piątej po południu. Szykowaliśmy właśnie kolację wigilijną. Niemcy postawili choinkę na dziedzińcu zamkowym, a następnie wyprowadzono nas na spacer. Była zadymka, ostry mroźny wiatr szybko spędził większość kolegów z przechadzki, jednak my z Martyniakiem chodziliśmy dalej, by jak najwięcej użyć spaceru. Pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Czesław martwił się, co będziemy robić na wiosnę, z czego żyć. Odpowiedziałem mu żartem: „Panie Czesławie cóż się tym będziemy przejmować, nie wiedząc, czy doczekamy choćby Nowego Roku”. W kilka kwadransów później wyprowadzono go z celi razem z innymi. Narzucił szybko futro i milcząc pokręcił głową. Później słyszałem, że z tej straconej dziesiątki on jeden próbował ucieczki, ale zatrzymał go drut ogrodzenia na którym zawisł. Przypuszczam, że na taki czyn mógł ważyć się jedynie profesor Martyniak, wysportowany i zwinny.
(M. Słowikowski, Gehenna lubelskiej inteligencji, w: Wspomnienia więźniów Zamku lubelskiego 1939 – 1944, oprac. J. Chmielak, J. Gajowniczek, M. Gąszczy i in., Warszawa 1984, s. 30 – 31, I. Czuma, Losy lubelskich naukowców, w: Ibidem, s. 50 – 51, M. Strzeszewska, Moja wspomnienia z KUL, w: Katolicki Uniwersytet Lubelski w latach 1925 – 1939 we wspomnieniach swoich pracowników i studentów, Lublin 1989, s. 203).