List prywatny, rok 420 n.e.




Jestem w kłopocie. Dwa miesiące temu potrzebowałem pieniędzy na zapłacenie czynszu i zadłużyłem się u bankiera Fokasa. Fokas przyznał mi pożyczkę, dzięki której nie zostałem wyrzucony z pokoju, który wynajmuję w Rzymie. Dzięki niej mogłem nadal kontynuować moje studia nad Wergiliuszem. Aby spłacić dług, nająłem się do rozładunku statków ze zbożem w Ostii. Niestety nie udało mi się zebrać na czas całej sumy. Fokas oświadczył, że poczeka, ale przy kolejnym spotkaniu poinformował mnie, że kwota jaką jestem mu winien wzrosła o odsetki karne za przekroczenie terminu spłaty. Ale przecież nie umawialiśmy się na żadne odsetki! Powiedział, że poczeka, a teraz chce mnie ogołocić ze wszystkiego.
To jednak nie koniec… Tydzień temu znowu potrzebowałem pieniędzy i znowu (o jakiż ze mnie głupiec!) udałem się w tej sprawie do Fokasa. Ten zaoferował okrągłą sumkę, ale zażądał przy tym jakiegoś zabezpieczenia z mojej strony. Wręczyłem mu złoty pierścień, który otrzymałem w spadku po ojcu. Za dwa dni, dzień przed terminem, zwróciłem pieniądze, które byłem mu dłużny. Wyobraź sobie, że na prośbę zwrotu sygnetu ten bandyta powiedział, że nasze sprawy jeszcze nie zostały zakończone i nie odda mi pierścienia zanim nie zwrócę mu reszty poprzedniego długu wraz z odsetkami.
Zapewniałem, że oddam mu tamte pieniądze, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Był głuchy. Zagroziłem, że pozwę go do sądu, ale on mnie wyśmiał. Jak odebrać mu pierścień? Jak utrzeć nosa temu oszustowi?! Przecież zastaw dotyczył drugiej pożyczki! Poza tym nie mam zamiaru oddawać mu żadnych odsetek. Nie tak się umawialiśmy!
Wiem, że intensywnie zgłębiałeś (-aś) ostatnio tajniki rzymskiego prawa. Pomóż! Poratuj! Poradź!   

Autor: Izabela Precz
Ostatnia aktualizacja: 11.12.2012, godz. 14:00 - Izabela Leraczyk